sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 1

Koniec lata, a początek jesieni był najgorszym okresem, szczególnie w rejonach położonych w północnej Kanadzie. Momentami było upalnie, aż nie dało się wytrzymać na zewnątrz, momentami lało jak z cebra. Taki dzień był właśnie dzisiaj. Nikt nie wyściubiał nosa ze swojego domu, jedynie niebieski van podróżował samotnie ulicami miasteczek i wsi. Posiadaczką  małego, zgrabnego samochodu, była młoda, zaledwie siedemnastoletnia dziewczyna. Z zewnątrz wydawała się zwyczajną, przeciętną nastolatką. Miała długie, kasztanowe włosy i duże oczy o dwóch kolorach; zielonym i niebieskim. Nie była za wysoka, gdyż mierzyła zaledwie nędzne 160 cm i warzyła nie tyle ile anorektyczka i nie tyle by mieć nadwagę. Była po prostu przeciętna. Lecz był to tylko wygląd zewnętrzny. Wewnątrz była zamkniętą w sobie, smutną i samotną osobą. Nie można zaliczyć jej dzieciństwa do udanych, gdyż gdy była mała, miała zaledwie siedem lat, zginęli jej rodzice. Mała dziewczynka nie mogła sobie z tym poradzić dlatego też przez następne kilka lat została wysyłana do przeróżnych specjalistów i szpitali. Po drodze oczywiście zahaczała o szkołę, gdzie przeżywała piekło za każdym razem, gdyż różniła się od innych, a z tego powodu rówieśnicy znęcali się nad nią, co wcale nie pomagało jej i tak już naderwanej psychice. Taka była właśnie Maggie Steward. Teraz, gdy już ostatecznie wyszła ze szpitala, miała trafić do domu dziecka, do momentu ukończenia przez nią pełnoletności. Dziewczyna jednak robiła wszystko by tylko tam nie trafić. Jej ostatnią deską ratunku był wujek, mieszkający w północnej Kanadzie, w małym miasteczku o nazwie Noir Seraphin Hill. Spakowała więc wszystko i bez zastanowienia ruszyła w drogę. Jechała już dobre dwie godziny, gdy nagle lunął rzęsisty deszcz. Maggie spojrzała krzywo na zachmurzone niebo i zwolniła nieco. Mimo, iż nikogo więcej nie było na drodze, czuła się nieco niepewnie przy takiej pogodzie. Po chwili spojrzała na wskaźnik i uświadomiła sobie, że kończy się benzyna.Westchnęła głośno i skręciła w stronę stacji benzynowej. Liczyła na to, że dojedzie do miasta i nie będzie musiała dwa razy tankować, pomyliła się jednak. Trochę ją to niepokoiło, gdyż nie było tam ani jednego samochodu, a stacja wyglądała na opuszczoną.  Chciała jak najszybciej ruszyć w drogę, więc zatankowała do połowy, po czym poszła wolno w kierunku budynku. Otwierając drzwi usłyszała mały dzwoneczek. Rozejrzała się dookoła. Nie było w sumie co oglądać. W środku stała szeroka półka z towarem i ekspres do kawy, natomiast na samym końcu drzwi do toalety. Po lewej stronie ustawiona była lada za którą siedział otyły mężczyzna. Był łysy, jednak miał grubego, ciemnego wąsa. Miał na sobie obcisły podkoszulek i sprane, brudne dżinsy  zsuwające się z jego tłustego tyłka. Nieprzyjemny wyraz twarzy kierownika stacji benzynowej oraz sam jej wygląd wręcz odstraszał podróżnych, lecz co miała poradzić. Musiała tutaj zatankować, inaczej by nie dojechała. Nieśmiało i niepewnie podeszła do lady. Od razu uderzył ją zapach wódki, na co skrzywiła się nieznacznie. Zmusiła się jednak by spojrzeć wprost na mężczyznę i powiedziała grzecznie:
-Dzień dobry. Chciałabym zapłacić za benzynę.- wyciągnęła z kieszeni kilka dolców i położyła na ladę. Facet jednak nie zwracał uwagę na co mówiła tylko wpatrywał się w nią, a dokładnie w jej piersi z obrzydliwym uśmiechem na ustach. Nie wziął nawet pieniędzy. Maggie głośno przełknęła ślinę, poczuła się bardzo nieswojo, miała wręcz ochotę wybiec stamtąd jak najszybciej. Odchrząknęła znacząco i spytała- Czy mógłby mi pan powiedzieć czy dobrze jadę do Noir Seraphin Hill?
Po raz pierwszy od jej przyjścia, mężczyzna spojrzał jej w oczy. Uśmiech zszedł z jego twarzy, pojawiło się na niej przerażenie i lekkie zmieszanie. Po chwili jednak otrząsnął się i uśmiechnął się ponownie.
-Czego tam szukasz?- spytał ochrypłym, przepitym głosem, nie odwracając wzroku od jej oczu. Maggie nieco zdziwiła się jego postawą, lecz nie zastanawiała się nad tym długo i odpowiedziała:
-Nie pana sprawa. To jak, dobrze jadę?- spojrzała na  niego wyczekująco, mając nadzieję na szybką odpowiedź. Mężczyzna głośno przełknął ślinę i zamrugał kilkakrotnie. Najwidoczniej bił się z myślami czy jej powiedzieć. Maggie nie wiedziała co się dzieje, przecież chodziło tylko o wskazanie drogi. Nie spuszczała jednak z niego wzroku, doczekując się odpowiedzi. Po pewnej chwili odparł cicho, nieco stłumionym głosem:
-Tak, jedź jeszcze pięć mil tą drogą, potem skręć w prawo, w głąb lasu. Tam już będzie napis.
Nastolatka pokiwała głową, pożegnała się i pospiesznie opuściła przerażającą stację benzynową. Siedząc już w samochodzie i jadąc we wskazanym kierunku, rozmyślała nad dziwnym zachowaniem mężczyzny. Na zewnątrz zaczęło lać jeszcze bardziej. Mimo iż miała włączone wycieraczki, droga i tak była ledwo widoczna. Maggie, zajęta domysłami na temat dziwnego zachowania mężczyzny, nie zauważyła, że nagle zrobiło się całkiem ciemno.Wjechała właśnie do lasu, gdy nagle samochód wydał głośny huk i zatrzymał się.
-Nie, tylko nie to..-wymamrotała załamana. Ze złością uderzyła dłońmi o kierownicę. Wyjrzała przez szybę, jedynym źródłem światła były lampy ze samochodu, które oświetlały tylko kilka metrów na przód, wszystko inne spowite było ciemnością. Maggie zrobiło się na przemian zimno i gorąco, dłonie zaczęły jej drżeć , a serce podskoczyło do gardła. Jednym z powodów dlaczego została wysłana do szpitala psychiatrycznego było to, że strasznie bała się ciemności, a było to spowodowane pewnym incydentem z przeszłości. Dziesięć lat temu, w jej urodziny. Wszystko było idealnie, dziewczyna i jej rodzice bawili się, śmiali, aż do momentu, gdy nastał czas na zdmuchnięcie świeczek. Wtedy, nagle, całe zasilanie padło i w domu zrobiło się ciemno. Na dworze rozbrzmiały grzmoty i zaczął lać deszcz. Rodzice dziewczynki kazali jej zostać w salonie, sami poszli do piwnicy po świeczki. Mała Maggie siedziała skulona na kanapie, wpatrując się z przerażeniem w ciemne kąty pokoju, wyobrażając sobie najgorsze potwory. Jej wyobraźni pomagała dodatkowo pogoda na zewnątrz. Nagle rozległ się mrożący krew w żyłach krzyk jej matki. Był on tak przeraźliwy, jakby ktoś ją obdzierał ze skóry. Dziewczynka nie wiedziała co robić, pobiegła więc na górę, do swojego pokoju, weszła pod łóżko i zatkała sobie uszy rękoma. W końcu krzyki ustały, jednakże stało się coś gorszego. Rozległy się kroki zmierzające po schodach. Serce jej łomotało w szaleńczym tempie, gdy ujrzała parę czarnych butów w drzwiach jej pokoju. Zacisnęła zęby i zatkała sobie usta dłonią. Owy osobnik zaczął przemierzać pokój, jakby szukając kogoś. Maggie poznała, że to mężczyzna. Kilka minut później wyszedł, jednakże dziewczynka nie ruszyła się spod łóżka aż do momentu gdy do domu wpadli policjanci. Nigdy nie złapali sprawcy. Ciało matki Maggie było tak zmasakrowane jakby jakieś dzikie zwierzę ją zaatakowane, a ciała ojca nie odnaleziono. I teraz, gdy znalazła się sama, w ciemnym lesie, wszystkie wspomnienia wróciły. Nie mogła jednak tak tutaj siedzieć bezczynnie. Wzięła więc latarkę ze schowka i otworzyła drzwi, następnie wolno wyszła ze samochodu i nie rozglądając się dookoła podeszła od razu do przedniej maski. Otworzyła ją i podparła, po czym poświeciła tam latarką. Kompletnie nie znała się na samochodach. Ten nawet nie był jej, bo wypożyczony. Przez chwilę wpatrywała się w silnik tępym wzrokiem. Miała maleńką nadzieję, że może jakiś samochód zaraz nadjedzie i uratuje jej beznadziejną sytuację. Nic takiego jednak się nie stało. Gdy już myślała, że się rozpłacze z bezradności, usłyszała szelest w krzakach. Momentalnie zwróciła głowę w tamtym kierunku i poświeciła latarką. Nic tam nie było, jednakże jej serce biło jak oszalałe, a nogi zaczęły drżeć.
-Kto tam jest?- spytała cicho, nieco niepewnym głosem. Podeszła kilka kroków w stronę krzaków, cały czas świecąc latarką. Nagle zaszeleściło także w innych krzakach, za jej plecami. Odwróciła się błyskawicznie, lecz tam także nic nie było. To nie mógł być wiatr. Był to raczej odgłos, jak gdyby ktoś się przemieszczał w zawrotnym tempie. Było to jednak niemożliwe. Maggie wzięła kilka głębokich oddechów i przymknęła oczy na chwilę. Gdy je otworzyła, wyszeptała do siebie:
-Nie szalej, nic tutaj nie ma.- odwróciła się na pięcie i skierowała się z powrotem w stronę otwartej maski samochodowej. W tym właśnie momencie usłyszała kroki, zbliżające się wyraźnie w jej kierunku. Dziewczyna przestraszyła się nie na żarty. Nie patrząc w kierunku dobiegających kroków, wsiadła do samochodu i zablokowała drzwi. Teraz dopiero zorientowała się, że upuściła latarkę na ziemię, lecz nie zamierzała po nią wracać. Drżącymi dłońmi sięgnęła po swoją komórkę do kieszeni. Chciała zadzwonić po pomoc, jednakże nie było zasięgu. Przez chwilę panowała grobowa cisza. Gdy Maggie zdążyła już pomyśleć, że być może jej się to wszystko przesłyszało, ktoś zapukał do okna. Dziewczyna wrzasnęła…
                                                                                                                                            C.D. nastąpi

1 komentarz:

  1. Zaciekawiłaś mnie. Nie tylko tytułem ale też samym rozdziałem. Jestem ciekawa jak to się rozwinie. :)

    OdpowiedzUsuń