środa, 30 lipca 2014

Newsy! ! !

Witajcie! (wiem, że niektórzy za nim nie przepadają, ale Charlie jest przecież jednym z głównych bohaterów:D)


Jak tam wakacje mijają? Mi strasznie szybko:/ No, ale jeszcze miesiąc został, niektórym dwa :D Cieszmy się tym co mamy. A teraz, mianowicie, chciałabym podziękować czytelniczce z poprzedniego postu za bardzo miłe słowa. Strasznie się cieszę, że podoba się wam to co dla was tworzę. W ogóle, chciałabym w tym poście podziękować za wszystkie miłe słowa ( i również słowa krytyki), które do mnie kierujecie. Może tego nie wiecie, ale to bardzo dużo daje. Rozumiem, że większości nie chce się zostawiać komentarzy, widzę, jednak, że czytacie rozdziały po ilości wejść na bloga. Ale taki komentarz wyrażający zainteresowanie jest dla mnie jak taki kopniak. Tak jak, na przykład, dzisiaj przeczytałam komentarz z rozdziału siódmego i, możecie nie uwierzyć, napisałam cały ósmy rozdział :D Zajęło mi to niecałe cztery godziny, ale było warto. Chciałabym, więc was zachęcić do czynnego wkładu w mój blog, bo to bardzo dużo dla mnie znaczy. Nawet, jeśli mielibyście pisać tylko jak już was wkurza to opowiadanie, albo jak nienawidzicie jakiegoś bohatera:) Nie zmuszam oczywiście nikogo, ale byłoby bardzo miło :D Już się cieszę z samego faktu, że jest dość dużo wejść. Wiem, że w przeszłości was zaniedbywałam i za to przepraszam. Każdy ma jakieś wady, a moją właśnie jest lenistwo, a i czasami niedotrzymywanie słowa. Pracuję nad tym jednak! :D Kiedyś, także przysyłaliście mi linki swoich opowiadań i muszę się przyznać, do niektórych nie zaglądałam, za co przepraszam i chciałabym się zrehabilitować. Jeśli któraś z was prowadzi jakiegoś bloga, zostawcie linka pod postem, a tym razem na pewno zajrzę :D
A co do nowego rozdziału, mimo iż jest on już w całości napisany( naprawdę!), to dodam go w sobotę ;) O tak, by trochę przetrzymać was w niepewności, a jest, według mnie warto. Może jakieś dwa małe spoilery? Otóż, pojawi się Samuel ( dla tych, którzy nie kojarzą, pojawił on się m.in. w ostatnim rozdziale pierwszej części. Zabrał on Maggie z tego opuszczonego szpitala, tym samym ratując ją przed Brandonem:). A drugi spoiler; wyjaśni się parę spraw dotyczących bieżącej akcji:D
Jest jeszcze jedna sprawa, którą chciałam poruszyć. Otóż, w październiku zaczynam studia, więc będę miała naprawdę mało czasu na pisanie. Będę oczywiście coś dodawać, co jakiś czas, ale będzie to raczej rzadko. Mam nadzieję, że jednak mnie nie opuścicie i czasami będziecie wchodzić na bloga, by sprawdzić czy nie ma czegoś nowego:) Z tego też względu, będę starać się, do końca września, dodawać rozdziały co tydzień :D Na razie dotrzymuję słowa, więc.. :D Trzymajcie się mocno, pozdrawiam :D

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 7

-Czuję się jak w jakimś dreszczowcu. Na fakcie.- stwierdził Michael, oświetlając z wolna wszystkie przedmioty znajdujące się pod ścianą pomieszczenia.
-Szczególnie z twoją piękną buźką. Mógłbyś grać jakiś czarny charakter.. Na przykład Leatherface'a*.- odparł sucho, jednak uśmiechając się lekko czego nie mógł ujrzeć sam Michael.
-Jesteś bardzo zabawny.- odpowiedział przysadziście, podchodząc do stołu z jakimiś narzędziami. Prawie wszystkie były zardzewiałe i sprawiały wrażenie dawno nie używanych. Wśród nich znajdowały się przyrządy typowe dla czynności jakie wykonuje osoba pracująca w zakładzie pogrzebowym. Jednakże niektóre z nich wyglądały na nowsze, a obecność ich w takim miejscu jak to wywoływało niepokój. Na przykład taki sztylet z wygrawerowanymi łacińskimi symbolami z pewnością nie służył dekoracji zwłok. Michael wziął go do ręki i obejrzał z wszystkich stron.
-To malum... Jak to mogło znaleźć się u jakiegoś przypadkowego faceta w piwnicy. No chyba, że...
-No chyba, że co?- spytał Charlie podchodząc do niego bliżej i świecąc latarką w kierunku sztyletu.
-No chyba, że był nekromantą.- dokończył z nutką grozy w głosie. Chłopak nie był pewny co to słowo dokładnie znaczy, jednak widząc minę Michaela nie mogło to być nic dobrego. Wolną ręką sięgnął ku przedmiotowi. W chwili, gdy jego skóra zetknęła się z zimnym metalem, poczuł jak gdyby przeszedł przez niego prąd. Momentalnie wygiął się w łuk, a jego oczy zrobiły się całe czarne.
-Charlie? Charlie!- zawołał Michael, jednak chłopak już go nie słyszał. Ściskał mocno sztylet w dłoni, rozcinając sobie głęboko wnętrze dłoni tak, że krew gęsto ściekała na podłogę. Charlie znajdował się nadal w piwnicy, jednakże obok niego nie stał już Michael. Nie był też sam. Słyszał, że ktoś krząta się po kątach, nie był w stanie jednak dostrzec twarzy jegomościa. Rozejrzał się dookoła. Poruszał się jak w zwolnionym tempie, jakby nogi miał uwięzione w galarecie. Pomieszczenie już nie znajdowało się w nieładzie, wszystko wyglądało na nowsze. Jeszcze jedna rzecz była tutaj nie na miejscu. Na dużym, metalowym stole leżało ciało młodego mężczyzny. Po jego stanie fizycznym dało się stwierdzić, że jest martwy od kilku dni. Nagle z ciemnego kąta wyjrzała sylwetka. Im bliżej się znajdował, tym lepiej Charlie mógł ujrzeć jego twarz. To był mężczyzna z portretu oraz z poprzedniej wizji chłopaka. Miał na sobie długą czarną szatę a na głowie naciągnięty kaptur. Podszedł on do stołu i przejechał długim palcem wzdłuż klatki piersiowej delikwenta.
-Przynieś świece.- polecił, nie odrywając wzroku od ciała. Charlie dopiero teraz zauważył, że w piwnicy znajduje się jeszcze jedna osoba. Do tej pory stał w kącie przyglądając się swojemu mistrzowi z pewnej odległości. Wyszedł z cienia słysząc polecenie. Był niezwykle podobny do mężczyzny z portretu z tym wyjątkiem, że na ziemistej twarzy chłopaka nie znajdowało się ani jednej zmarszczki, niedoskonałości. Była niemal jak porcelana, nie wyrażała żadnej emocji. Po chwili w jego dłoniach znalazły się dwie długie świece, które położył po dwóch stronach ciała. Przemieszczał się po pomieszczeniu bezszelestnie, jak gdyby w ogóle nie dotykał stopami podłogi.
-To już ostatni raz, prawda?- spytał chłopak, patrząc nieco z lękiem na mistrza. Mężczyzna nie odpowiedział, tylko zamknął oczy. Jego twarz wyrażała teraz skupienie. Wyciągnął dłonie i wolno przeciągnął nimi wokół świec. Po kilku sekundach zabłysnął mały płomień. Widząc swoje dzieło uśmiechnął się ukazując rząd czarnych, zepsutych zębów. Następnie zjdjął kaptur z głowy. Widząc prawdziwe oblicze mężczyzny, Charlie chciał się cofnąć, jednak nie mógł się ruszyć. Prawie cała jego twarz była zniszczona, jakby się rozkładała. Przypominał trochę Michaela z tym wyjątkiem, że jego stadium było już zaawansowane, a na ciele nie znajdowało się ani jednego włoska.
-Jestem w tym coraz lepszy.- odparł, obchodząc stół dookoła.- Na jutro załatw dwa kolejne ciała.
Chłopak skinął głową, po czym zabrał od niego czarny płaszcz. Spoglądał nieufnie na ciało, widocznie coś go gryzło.
-Panie, po co ci więcej ciał? Mówiłeś, że jedno załatwi sprawę, że potem już wszystko wróci do normy.
-Zamilcz i rób co ci karzę!- krzyknął donośnym głosem patrząc z gniewem na chłopca.- Podaj mi skalpel.
Tym razem wykonał on polecenie natychmiast. Mężczyzna zrobił małe nacięcie na klatce piersiowej, po czym własnymi rękoma rozszerzył ranę na tyle, by włożyć tam dłoń. Gdy ją wyjął trzymał serce nieboszczyka. Patrzył na nie z błyskiem w oku. Przyłożył je sobie do ust, po czym obliznął. Charlie musiał na moment odwrócić wzrok z obawy, że zwymiotuje.
-Przynieś mi malum.- polecił, nie odrywając wzroku od narządu. W tym samym momencie chłopak spojrzał swoimi czarnymi oczami prosto na Charlie'ego. Zaczął wolno się do niego zbliżać. Na jego twarzy widoczne było tylko zacięcie i determinacja. Charlie szamotał się, próbował krzyknąć, ale nic nie odniosło skutku. Dopiero teraz zorientował się, że nadal trzyma w ręku sztylet. Gdy chłopak znajdował się już na wyciągnięcie ręki, Charlie wypuścił przedmiot z dłoni. Z powrotem znajdował się w starej, opuszczonej piwnicy, tylko z Michaelem.
                                                                                           ***
Minęło kilkanaście sekund zanim Jack i Gabrielle zdołali odciągnąć Brandona od Annie, która przestała już krzyczeć. Co było jeszcze bardziej przerażające, miała zupełnie obojętny wyraz twarzy, jakby zupełnie już nic nie obchodziło. Taki stan spowodował jad, który zawierał substancję powodującą uczucie spokoju, ale i też czasami podniecenia. Trzymał ją tak mocno, że musieli ją siłą od niego odciągać. Nie mogli go uspokoić, więc jedynym sposobem było skręcenie mu karku. Nie rozwiązywało to trwale ich problemów, ale przynajmniej pozwoliło im zastanowić się co zrobić dalej. Wnieśli bezwładne ciało Brandona do salonu, po czym położyli je na kanapie.
-Annie, wszystko okej?- spytał Jack, pochylając się nad nią. Czarownica jeszcze nie całkiem doszła do siebie po tym ataku. Straciła sporo krwi.
-Carter, pomóż mi jakoś!- wrzasnął, widząc, że dziewczyna traci przytomność. Wampir jednak tylko wpatrywał się w kałużę krwi wygłodniałym wzrokiem, w którym czaiła się domieszka szaleństwa.
-Jack, zabierz ją stąd. Natychmiast!- to ostatnie słowo wykrzyknął. Nie ruszył się z miejsca, a jedynie zaciskał mocno dłonie w pięści. Jack nie zwlekał tylko wziął ją w ramiona i zrobił jak przyjaciel mu kazał. Nie zaprowadził jej do salonu w obawie przed Brandonem, tylko zaniósł na górę do jakiejś pustej sypialni. Następnie pobiegł poszukać apteczki pierwszej pomocy. Tymczasem Carter obchodził nerwowo korytarz, próbując zapanować nad sobą. Nie mógł tracić głowy, nie teraz. Gdyby poniósł się pragnieniu, nie rozwiązaliby zagadki tego domu. Nigdy by się stąd nie wydostali. Wziął kilka głębokich wdechów i zamknął oczy.
-Carter.- powiedziała cicho Gabrielle, kładąc dłoń na jego ramieniu.- Napij się ze mnie. Mówię poważnie. Jeśli nie pożywicie się teraz, w krótkim czasie oszalejecie, jak Brandon.
Wampir wolno odwrócił się do niej przodem. Nie był całkowicie pewny czy chce to zrobić. W końcu Gabrielle była demonem, a on nigdy nie był krwi demona. Miała jednak rację. Tak należało postąpić. Ostatecznie skinął głową, po czym odsłonił włosy z jej szyi i wgryzł się najdelikatniej jak mógł. Czując eksplozję gorącej krwi w ustach nie mógł się powstrzymać przed cichym mruknięciem. Jej krew różniła się nieco od zwykłego człowieka. Miał wrażenie, że ta zawierała właściwości, które dodawały mu energii. Jego mózg zaczął od razu pracować w przyspieszonych obrotach. A po za tym krew sama w sobie smakowała rewelacyjnie. Po jakiejś chwili oderwał się od niej błogością wypisaną na twarzy.
-Już?- spytała, nie kryjąc zaskoczenia. Przyłożyła sobie dłoń by zatamować drobne krwawienie z dwóch ranek.
-W zupełności wystarczy. To było... rewelacyjne.- odpowiedział z zachwytem w głosie, wpatrując się jej w oczy.- Nie sądziłem, że krew demona może tak smakować.
-Tak, możesz być przez kilka godzin troszkę nadpobudliwy i hmmm... nieobliczalny, ale to nic groźnego.- odpowiedziała, próbując brzmieć normalnie. W rzeczywistości natarczywy wzrok Cartera ją trochę onieśmielał. On nigdy taki nie był, a już na pewno nie w stosunku do niej.
-Nieobliczalny powiadasz?- zapytał, a na jego ustach wkradł się uśmiech, który całkowicie zmieniał jego dotychczasowy, poważny wyraz twarzy. Teraz wyglądał na rozluźnionego i szczęśliwego, a nie, jakby wszystkie problemy świata spoczywały na jego barkach. Wolno wyciągnął dłoń, po czym przejechał nią po jej policzku. Głaskał delikatnie jej ciemną skórę, jadąc w dół ku jej linii szczęki i na szyję, gdzie napotkał jej dłoń.
-Carter, co ty...?
-Jesteś taka piękna.- oznajmił, lustrując jej twarz wzrokiem, jak gdyby widział ją po raz pierwszy w życiu. I może tak było. Dzięki demonicznej krwi widział dokładnie każdy szczegół jej twarzy. O dziwo, dopiero teraz dostrzegł, że jej oczy nie są całkiem czarne, a bardziej brunatne z jasnymi refleksami. Gabrielle wręcz zatkało. Spodziewała się, że może dziwnie się zachowywać. Nie sądziła, jednak, że dziwność ma dla niego takie znaczenie. W pewnym momencie zbliżył się do niej jeszcze bardziej, ujął w dłoniach jej twarz i wpił się w jej usta, pozostawiając na nich namiętny pocałunek. Dziewczyna nie odsunęła się od niego, wręcz przeciwnie. Górę wzięło pożądanie. To go tylko zachęciło do kolejnego kroku. Wziął ją w ramiona i przyparł do ściany, tak, że nogi owinęła wokół jego pasa. Jednym ruchem rozszarpał górną część jej garderoby, dolną nie musiał zawracać sobie zbytnio głowy, gdyż miała na sobie spódniczkę. Gabrielle również nie pozostawała mu dłużna. Swoimi długimi pazurami rozorała koszulę na jego piersi. Carter wydał z siebie gardłowy pomruk, po czym zaczął zawzięcie całować jej szyję, nadgryzając lekko skórę. Dziewczyna jęknęła cicho z rozkoszy i szepnęła mu do ucha dwa słowa:
-Na podłodze.
Carter od razu zareagował na jej polecenie i w błyskawicznym tempie znaleźli się na ziemi. Wtedy już się nie ociągali. Kilkoma zręcznymi ruchami zerwali z siebie pozostałe ubrania i przeszli do rzeczy. Gabrielle, jako sukub, robiła to już z wieloma mężczyznami, jednak nigdy nie z wampirem. Nie sądziła, że może jej być z kimś tak dobrze. Nie panowała nad sobą. W pewnym momencie wbiła paznokcie w jego plecy i przejechała nimi po całej długości, pozostawiając krwawe szramy, co jedynie bardziej podnieciło Cartera. Jack, zaniepokojony dziwnymi odgłosami dochodzącymi z dołu, zszedł wolno po schodach i skierował się w stronę głośnych jęków. Widząc jednak kim byli autorzy tych odgłosów i w skutek czego one powstały, szybko wycofał się, zanim zdążyli go zauważyć. Chłopak był dosłownie w szoku.
-Już nigdy nie wymarzę tego obrazu z mojej głowy.- powiedział do siebie, wzdrygając się lekko.
                                                                                         ***
Charlie opowiedział Michaelowi, w skrócie, o wszystkim co widział.
-I niby na jakiej podstawie uważasz, że ten facet zjada serca?- spytał, nie chcąc jakoś uwierzyć w zwariowaną teorię Charlie'ego.
-Jak to, na jakiej? Nie słuchałeś co mówiłem?- odparł z wyraźnym zniecierpliwieniem.- Widziałem tego faceta już wcześniej i wtedy wyglądał normalnie. To znaczy, nie miał takich szram na twarzy jak ty.
-I gdzie go poprzednio widziałeś?
-No... we wizji.- odpowiedział z nieco mniejszym przekonaniem, słysząc jak głupio to brzmi.- Posłuchaj mnie. Carter mówił, że ten facet praktykował czarną magię, a według Annie, każdy ko nie jest czarownicą, musi ponieść cenę. Myślę, że to klątwa, a on znalazł sposób by to pokonać. Poprzez jedzenie ludzkich serc.
-Myślisz, że to samo dzieje się ze mną, bo używałem czarów?- spytał nagle Michael, wpatrując się w niego zagadkowo.
-Nie wiem... możliwe.- odpowiedział niepewnie, drapiąc się po głowie.
-Maggie też używała czarów, by wskrzesić ciebie, a jakoś nic się z nią nie dzieje.- zauważył z nutką goryczy w głosie, czując, że postąpiono z nim niesprawiedliwie. Dopiero, gdy Michael o tym wspomniał, Charlie skojarzył ze sobą  fakty. Zauważył ostatnio, że Maggie strasznie wychudła i zrobiła się taka krucha.
-Może dotknął ją inny rodzaj kary.- powiedział zagadkowo, wpatrując się w stół na którym, przed chwil leżał martwy człowiek. Tym samym, nie mógł zobaczyć twarzy Michaela, który już obmyślał coś w głowie. Czyżby naprawdę ludzkie serca mogłyby powstrzymać tą klątwę? Było to samo w sobie barbarzyńskie, jednakże Michael zrobiłby wszystko by tylko znowu być sobą. Spojrzał na Charlie'ego, uśmiechając się niepokojąco.
                                                                                                                               C.D. nastąpi...
* Leatherface- morderca z filmu "Teksańska masakra piłą mechaniczną". Wycinał on skóry z twarzy swoich ofiar, po czym przyszywał on ją na swoją twarz.

czwartek, 24 lipca 2014

Ach ten Jack...

Witajcie! (Tym razem witamy naszą, małą Maggie :) )

Mam dobre wiadomości. Otóż, mam już napisane 5 stron A4 nowego rozdziału i dlatego też, pojawi się on już w tym tygodniu! :D Wiem, że się cieszycie. Mam tylko nadzieję, że zbyt nie poplątałam. No ja niestety mam taką skłonność, że najpierw piszę potem myślę i czasami nie da się tego logicznie skleić. Mam jednak nadzieję, że nie będzie tak w tym przypadku :) Druga dobra, mam nadzieję, wiadomość brzmi następująco; poprawiam stare rozdziały, wszystkie od początku. Do tej chwili udało mi się zrobić sześć, ale chciałabym wszystkie. Jak niektóre czytam to łapię się za głowę XD Nie żebym teraz jakoś genialnie, bezbłędnie pisała, ale np. rozdział czwarty pierwszej części był masakryczny XD Tak więc, zmierzam do tego, by wam oznajmić, że jeśli ktoś będzie chciał sobie przypomnieć stare przygody Brandona, Maggie i innych będzie to dostępne w lepszej formie. Również wpadłam na plan poprawek po to by nowo przybyli na mój blog ( mam nadzieję, że tacy się odnajdą) nie przerażą się i nie zniechęcą moimi koszmarnymi początkami, gdzie właściwie były same, suche dialogi:) No cóż, każdy kiedyś zaczynał:)
Kolejna sprawa, którą chcę załatwić dotyczy Jacka. Gdy robiłam zwiastun nadałam mu wizerunek Paula Walkera, a ponieważ niestety ten pan zginął jest to trochę niestosowne, przynajmniej dla mnie. I z tego też względu chcę znaleźć nową twarzyczkę dla naszego Jacka. Jeśli ktoś ma jakieś propozycje, są one mile widziane pod postem :D
A ostatnia sprawa dotyczy mojego nowego opowiadania. Wiem, że mówiłam już wam o tym dużo wcześniej, miał pojawić się blog i tak dalej. Trochę ogarnął mnie, szczerze powiedziawszy strach, że nikt nie będzie tego czytał, a moim zdaniem jest ono ciekawe dosyć i mam też jeszcze wiele pomysłów. Moją ostateczną decyzją jest wypuszczenie tego opowiadania, jednakże, dopiero gdy będę kończyć to. Chociaż,
znając mnie, coś mi piknie i zdecyduję się wypuścić je wcześniej. Na razie nie będę zdradzać o czym dokładnie będzie. Planuję również skleić jakiś filmik o tym, byście poznali bohaterów i takie tam :) To chyba na tyle. Pozdrawiam :D

wtorek, 22 lipca 2014

Nowości!

Witam! (Obok pan, którego widzę w miejsce Brandona :), tak dla poprawy humoru)

Jak widać, odzyskałam władzę! Wprowadziłam trochę zmian, m.in. dodałam aska, nową ankietę i ogólnie nieco zmieniłam szablon. Pytanie w ankiecie jest takie a nie inne, ponieważ chcę wiedzieć czy będziecie zainteresowani moim nowym opowiadaniem ^^ A co do aska, cóż... pytajcie, ja nie gryzę :) Kolejną nowością jest nowa playlista. Domyśliłam się, że pewnie nudzą was na okrągło te same piosenki. Dodałam więc trochę świeżości. Chciałam również dodać tutaj pokaz slajdów, by wyświetlały się wizerunki aktorów, których widzę na miejsce naszych bohaterów. Niestety nie udało mi się to:/ Może jutro spróbuję:)
Kolejna sprawa. Nowa zakładka "Filmiki" nie jest przypadkowa, ponieważ zamierzam się do wykonania nowego filmiku. Jednakże tym razem nie będzie to zwiastun a filmik pt: Maggie&Brandon&Charlie. Zobaczymy jak mi to wyjdzie. Postaram się by był lepszej jakości :)
Doszłam do wniosku, że częste notki także będą was zachęcać do częstszego odwiedzania mojego bloga, więc jak widzicie jest to już trzeci post pod rząd! To chyba na razie na tyle, mam nadzieję, że nowy wygląd bloga przypadł wam do gustu. Pozdrawiam :)

poniedziałek, 21 lipca 2014

Szczyt głupoty...

Witajcie, dobry wieczór :)

Pewnie zastanawiacie się dlaczego taki tytuł postu. Otóż ten szczyt głupoty popełniłam ja. Tak. Dzisiaj chciałam zabrać się za ulepszenie szablonu (jak widać jakaś zmiana zaistniała) i chyba za dużo zaczęłam grzebać, ponieważ z administratora zrobiłam z siebie autora... I teraz nie mogę wprowadzać żadnych zmian ( chwała, że mogę chociaż dodawać posty). Dzięki Bogu istnieje tutaj również drugi administrator do którego już zgłosiłam się z pomocą by mnie przywrócił.
Tak to jest jak ktoś bez umiejętności zabiera się za ulepszanie bloga :D Jest jeszcze plan B, jeśli koleżanka się nie odezwie. Po prostu przeniosę wszystko na innego bloga :)
Tak po za tym myślałam nad uzupełnieniem zakładki Bohaterowie. Cóż, wypadałoby to zrobić przed zakończeniem trylogii :) Ale na razie pisze kolejny rozdział. Tak! Spięłam pośladki, jak to się mówi i napisałam już stronę A4 jak dotąd, ale noc jest jeszcze młoda :) Planowałam również dodać dzisiaj sondę i założyć aska, jednak jak widać nie było mi to dane... To już chyba wszystko, mam nadzieję, że niedługo odzyskam pełną władzę i jeszcze trochę pokombinuję :) Trzymajcie się mocno, pozdrawiam :)

niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 6

                                                                                    Dzień 1
Brandonowi wydawało się, że minęło co najmniej kilka godzin zanim przestał krzyczeć o pomoc i przywracać do przytomności Maggie. Za każdym razem odpowiadała mu głucha cisza. To otoczenie wywoływało wręcz klaustrofobię. Wszędzie, z wszystkich stron tylko mgła. Jedyne co mógł zrobić to oczyścić ją pobieżnie z krwi, wziąć na ręce i kierować się z powrotem w kierunku domu. Nie mógł kontynuować tej bezsensownej wędrówki w nieznane, ponieważ nie wiedział jak długo będzie w stanie utrzymać Maggie przy życiu. I co wywołało ten atak? Zdawało mu się, że jedyną osobą, która będzie znała odpowiedź na to pytanie jest Carter. Przyciskał drobne, bezwładne ciało do siebie i brnął przed siebie, nie rozglądając się na boki. Jednakże z czasem zaczął opadać z sił, ledwo stawiając jedną stopę za drugą. Nie posilił się, a właśnie o tym cały czas myślał. O krwi. Mógłby zostawić na krótką chwilę tutaj Maggie i wrócić na miejsce ataku. Tam pozostało całe mnóstwo gęstej, czerwonej substancji. Może jeszcze całkiem nie wsiąkła w ziemię. Albo... Albo mógłby po prostu wgryźć się w tą delikatną, miękką szyję Maggie... Zanim zdążył się zorientować już pochylał się z obnażonymi kłami nad nieprzytomną dziewczyną.
-Brandon?- spytała słabo, nie otwierając oczu.- Co się stało?
Jej słowa podziałały na niego jak kubeł zimnej wody. Błyskawicznie odskoczył od niej, wpatrując się w nią z przerażeniem. Była taka bezbronna, niczego nieświadoma. Gdyby teraz ją wykorzystał nigdy by sobie tego nie wybaczył. Wolno zbliżył się do niej, a gdy znajdowała się już na wyciągnięcie ręki, zdecydowanym ruchem wziął ją w objęcia, mocno przyciskając do siebie.
-Przepraszam...- wymamrotał z takim żalem, jak gdyby już dopuścił się niewyobrażalnej zbrodni.- Zabiorę cię stąd, obiecuję.
Zacisnął zęby i ponownie wziął ją w ramiona, z tym wyjątkiem, że tym razem zdawało mu się, że jej waga wzrosła o dwadzieścia kilogramów. Maggie zaczęła odzyskiwać przytomność oraz pojęcie o tym co się wokół nich dzieje, jednak nadal była bardzo słaba. Objęła dłonią jego kark i spojrzała w jego ciemne oczy.
-Brandon...- powiedziała pytająco, a gdy zwrócił na nią uwagę, spytała.- Czy ja umrę?
-Nie. Nie pozwolę na to, rozumiesz? Nawet nie zadawaj mi takich pytań.- odpowiedział nieco zbyt ostro niż zamierzał. Próbował odpierać od siebie tą ewentualność, nawet nie myśleć o tym, że jej atak może nie być jednorazowy i może zakończyć się skutkiem śmiertelnym. A wypowiedziane przez nią samą te słowa na głos sprawiły, że nagle przestał odczuwać głód.
-Nie zginiesz.- dodał już łagodniej wpatrując się uporczywie przed siebie.
                                                                                          Dzień 3
Nie zginiesz, nie zginiesz- te słowa Brandon powtarzał sobie przez ostatnie dwa dni. Obydwoje byli w opłakanym stanie. Cały czas zdawało mu się, że już widzi zarys domu, czarną dachówkę spowitą mgłami. Jednak po kolejnych trzech godzinach marszu okazało się, że mu się tylko zdawało. Miał tego dosyć. Chciał już tylko po prostu usiąść na ziemi i czekać na śmierć. Ale nie mógł. Wiedział, że musi walczyć dla Maggie. Żartował i cały czas mówił o jakichś głupotach byleby tylko zachęcić ją tym do dalszego marszu. Może i wędrówka nie miała najmniejszego sensu, ale lepsze to niż bezczynne siedzenie i czekanie na śmierć. Brandon wolał nie myśleć o tym, że Maggie od naprawdę dawna niczego nie jadła, a co tu dopiero mówić o piciu. Nie poruszał jednak w ogóle tego tematu. Jak gdyby nie wspominanie o tym miało sprawić, że problem zniknie. Również zwiększyła się znacznie odległość między nimi. Zaledwie wczoraj trzymali się za ręce, a już dzisiaj starał się nawet nie patrzeć w jej kierunku. Wampir właśnie rozwodził się nad bezsensem produkowania prequeli, gdy nagle Maggie padła na ziemię. Brandon błyskawicznie do niej doskoczył nie pozwalając by uderzyła głową o ziemię.
-Maggie! Maggie, co jest?- zaczął powtarzać jej imię starając się zachować spokój. Odwrócił jej głowę tak by widzieć jej oczy. Na szczęście nie straciła przytomności.
-Brandon, wybacz, ale nie dam już rady. Nie mam sił. Tak bardzo chce mi się pić...- powiedziała błagalnie, jakby z nadzieją, że może gdzieś pod kurtką ukrywa butelkę z wodą czy kanapkę. Mimo jej dalszych protestów wziął ją na ręce i zaczął iść dalej.
-To nie ma sensu. Po co mamy dalej iść. Przecież tam nic nie ma. Idziemy donikąd. Sam to wiesz.- dodała, wkurzając się za sam upór wampira, który z resztą nie skomentował ani słowem jej uwag.- Co tam jest?
Maggie wskazała na dwa, małe przedmioty leżące jakieś osiemdziesiąt metrów przed nimi. To zwróciło uwagę Brandona na tyle, że znacznie przyspieszył. Ostatnie dwadzieścia metrów pokonał biegiem. W końcu coś innego, coś innego niż mgła. Nadzieja na ratunek. Gdy już dwa, dosyć duże pudełeczka znajdowały się na wyciągnięcie ręki postawił Maggie na ziemi i ukucnął. Były wykonane z solidnego drewna i opisane ich imionami. Pudełka zdawały mu się znajome. Maggie otworzyła swoje i wręcz pisnęła z radości. W środku znajdowała się mała buteleczka wody i kilka kanapek. Dziewczyna wyrzuciła ręce do nieba i krzyknęła "dziękuję". Następnie, nie zastanawiając się czy to jakiś podstęp, czy to trucizna, zabrała się za jedzenie i picie. Brandon nie miał serca jej powstrzymywać. Właściwie to odetchnął z ulgą, że zyska trochę siły. Gdy już upewnił się, że Maggie nie dostanie kolejnego ataku wskutek zatrucia otworzył swoje pudełko. Tam znajdowała się tylko mała fiolka zabarwiona na czerwono. Bez zastanowienia chwycił za nią, otworzył i wychylił przystawiając sobie do ust. Niestety nie wyleciała ani jedna malutka kropla. Zawiedziony Brandon przyjrzał się jeszcze raz z bliska fiolce. W środku był jedynie czerwony papier dający złudne wrażenie, jednakże znajdowało się tam coś jeszcze. Po kilku chwilach żmudnej przerwy wygrzebał stamtąd małą karteczkę. Widniało na niej tylko jedno słowo. Maggie.
                                                                              Dzień 10
Na swojej drodze spotkali jeszcze kilka takich "podarunków" o podobnej zawartości. A właściwie Maggie otrzymywała porcje jedzenia, a Brandon nie dostał już niczego. Zapewne tajemniczy prześladowca chciał mu w delikatny sposób uświadomić, że swoją "porcję jedzenia" ma tuż przed nosem, cały czas. Maggie i Brandon mogli tylko zgadywać ile już minęło dni. Pogoda w żaden sposób się nie zmieniała, a słońce nie wyjrzało zza mgły ani na moment. Po mozolnych próbach znalezienia jakiegoś sposobu na odgadnięcie pór dnia, dali sobie z tym spokój. Odpoczywali wtedy gdy już dosłownie padali na twarz.
-Kiedy ostatnio się pożywiałeś?
To pytanie zadawała mu co kilka godzin widząc, że nie jest z nim najlepiej. Początkowo, za wymówkę służyła mu wcześniej otrzymana pusta fiolka, ale oczywiście to nie mogło trwać wiecznie. W pewnym momencie, rzecz jasna chciał ją poprosić o chociaż kilka kropel krwi, ale gdy krwawienie zaczęło ponownie się pojawiać wyrzucił tą myśl z głowy.
Zwykle, gdy przystawali na odpoczynek by się trochę przespać, jedno z nich czuwało. Mieli robić to na zmianę, ale za każdym razem wartę brał Brandon. Mimo iż czuł, że głód wyżera go od wewnątrz pozwalał jej przytulić się do niego w czasie snu. Gdy jej dotykał, czuł delikatny, ale słodki zapach róż, cierpiał fizycznie. Kochał ją jednak tak bardzo, że nie był w stanie jej odtrącić. To by bolało jeszcze bardziej.
-Brandon...- zawołał cicho kobiecy głos. Brandon otworzył oczy i rozejrzał się badawczo. OD razu przyszło mu do głowy, że to może Gabrielle lub Annie, szukając ich. Jednakże, gdy usłyszał swoje imię po raz kolejny, wiedział, że to nie mogła być żadna z nich. Głos brzmiał miękko, jak aksamit. Nie był też ludzki.
-Podejdź tutaj...- po tych słowach jego oczom ukazała się drobna postać. Była to młoda kobieta o długich blond włosach. Miała na sobie białą sukienkę sięgającą ziemi z wieloma wycięciami. Była niezwykle szczupła, jednak również posiadała pokaźne atuty. Dziewczyna patrzyła na niego zalotnie spod długich, jasnych rzęs i pokazywała palcem by podszedł do niej. Brandon nie mógł oderwać od niej wzroku. Ostrożnie odsunął od siebie pogrążoną w śnie Maggie i zaczął wolno kroczyć ku nieznajomej.
-Kim jesteś?- spytał, zatrzymując się dwa metry od niej.
-Nie mów, że mnie nie pamiętasz, Brandy.- odparła chichocząc. Wampir pokonał pozostały dystans, który ich dzielił. Przechylił lekko głowę i spojrzał jej w oczy. To był nie kto inny a Sandra. Dziewczyna, którą wykorzystywał by być bliżej Maggie. Nie poznałby jej, gdyby nie sposób w jaki go nazwała. Sandra była zupełnie odmieniona, jakby nie z tego świata. Położyła mu dłoń na policzek, po czym zjechała w dół ku jego klatce piersiowej, torsie...
-Sandra, dziewczyna, której skręciłem kark, Która NIE ŻYJE.- odpowiedział dosadnie, łapiąc za jej lodowatą dłoń.
-Tęskniłam tam za tobą, wiesz?- spytała, przybliżając się jeszcze bardziej.- A teraz przybyłam tu by ci pomóc.
-Pomóc?- wampir uniósł brew pytająco. Sandra stanęła na palcach przy okazji sunąc ciałem po jego, po czym wyszeptała mu na ucho.
-Przecież wiem jaki jesteś głodny.
O dziwo, Brandon nie miał oporów. Nie tym razem. Nie obchodziło go czym jest ta istota, czy zginie od kontaktu z jej krwią. Wiedział, że musi się posilić. Chwycił ją za włosy i szarpnął odchylając szyję. Następnie wgryzł się w jej szyję. Krew, która lała mu się do gardła miała dziwny smak i była lodowata. Mimo to łapczywie spijał "napój".
-Brandon, Brandon...- zaczęła powtarzać Sandra, jednakże po pewnym czasie jej głos zaczął się zmieniać i zanim się zorientował mówiła do niego Maggie i to nie z rozkoszą a z przerażeniem. W tym samym momencie wampir otworzył szeroko oczy. Obok niego kucała oniemiała i wystraszona Maggie. Brandon spojrzał na swoje nadgarstki. Były całe we krwi. Podobnie jak jego twarz.
                                                                                          Dzień 17
Od tamtego, niefortunnego incydentu Brandon już nie ważył się nawet przymknąć powieki. Jako wampir nie było to niemożliwe, ale pochłaniało resztę energii jaką jeszcze w sobie miał. Gdyby Maggie nie była serafem zapewne już dawno by umarła, a tak, ten "dodatek" trzymał ją przy życiu. Od kilku dni nie mieli już nawet siły na rozmowy. Po prostu brnęli przed siebie już bez nadziei na ratunek. Krwawienie zdarzały się coraz częściej i zarówno Maggie jak i Brandon coraz gorzej to przeżywali. W  pewnym momencie ich mozolnej wędrówki dziewczyna chwyciła go za rękę by się zatrzymał, po czym jak gdyby nigdy nic położyła się na ziemi.
-Maggie, dopiero co...
-Proszę, chociaż na chwilę.- powiedziała błagalnie. Nie chcąc się wykłócać położył się obok niej, a wtedy ona chwyciła go za rękę.
-Przemyślałam sobie wszystko. Wierz mi lub nie, miałam mnóstwo czasu. Ja umieram i nie ma sensu dalej trzymać mnie przy życiu, to bezsensowne. Chcę więc byś pożywił się mną pijąc do ostatniej kropli krwi. W ten sposób przynajmniej ty przetrwasz.
-Oszalałaś.- tylko tyle miał jej do powiedzenia po tym długim monologu.
-Brandon...
-Nie. Chyba masz już problem z głową, albo jesteś zwyczajnie zacofana, jesli jeszcze nie zauważyłeś, że jesteś cholerną, jedyną miłością mojego życia i kocham cię moim zimnym, niebijącym sercem. Więc, Maggie przestań z tymi frazesami. Będę walczyć o ciebie do końca, chociażbym już pod koniec miał się jeść.
Ścisnął mocniej jej dłoń, po czym obrócił twarz w jej stronę. Dopiero teraz zauważył, że Maggie płacze. Przejechał dłonią po jej policzku wycierając jej łzy, po czym pochylił się nad nią.
-Słyszałaś? Kocham cię, wariatko. Nawet jeśli zaczniesz zwracać czymś mniej apetycznym od krwi.- dodał, patrząc na nią zupełnie poważnie. Następnie delikatnie musnął wargami jej spękane, suche usta. Maggie objęła jego kark przyciskając go bardziej i odwzajemniła pocałunek. W tym momencie zapomniał o wszystkim, teraz liczyła się tylko ona. Dopiero, gdy poczuł, wysuwające się kły, odsunął się od niej. Chciał spojrzeć w jej duże, zielone oczy, jednak Maggie wpatrywała się nieodgadnionym wyrazem twarzy w zupełnie innym kierunku. Brandon podążył za nią wzrokiem. Ujrzał dom, dom Cartera. Bliżej niż kiedykolwiek. Bez zastanowienia, podniósł ją i razem zaczęli biec w kierunku drzwi. Wampir w pewnym momencie zatrzymał się, równocześnie krzycząc by dziewczyna sama biegła. Gdy już dobiegła, zaczęła walić z całej siły w drzwi i zaledwie kilka sekund później otworzył jej Carter.
-Maggie.- wypowiedział jej imię z nieukrywanym zdziwieniem. Był również zszokowany jej stanem. W samą porę zdążył ją ocalić przed upadkiem.
-Szliśmy tak długo, nie mogliśmy znaleźć...niczego. Carter tam nic nie ma.- powiedziała słabo, opierając się o niego całym ciałem.
-Ależ Maggie, nie było was zaledwie dwadzieścia minut.- odpowiedział, wampir, wnosząc ją do środka. Zaraz potem pojawiła się Annie, przynosząc trochę wody.- Już dobrze, zaraz wszystko nam opowiesz. Gdzie Brandon?
Jakby w odpowiedzi na jego pytanie, zza drzwi wyszedł wampir. Oczy zaszły mu czernią a kły nienaturalnie się wydłużyły. Wpatrywał się w każdego z nich jak na przekąskę. Zanim ktokolwiek zdążył wypowiedzieć jego imię, rzucił się prosto na Annie.
                                                                                                                                  C.D. nastąpi...

[Witajcie znowu :) Mam dla was rozdział troszkę w innej konwencji, ale mam nadzieję, że spodoba wam się tak jak mi. Bardzo dziękuję za miłe słowa i po raz setny przepraszam, że was zaniedbuję. Mam nadzieję, że przynajmniej rewanżuję się w miarę dobrymi rozdziałami. Niczego nie obiecuję, ale zaczynam już pisać kolejny rozdział ^^ Jutro również pojawi się nowa sonda. Pozdrawiam :)]