niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 7

-Czuję się jak w jakimś dreszczowcu. Na fakcie.- stwierdził Michael, oświetlając z wolna wszystkie przedmioty znajdujące się pod ścianą pomieszczenia.
-Szczególnie z twoją piękną buźką. Mógłbyś grać jakiś czarny charakter.. Na przykład Leatherface'a*.- odparł sucho, jednak uśmiechając się lekko czego nie mógł ujrzeć sam Michael.
-Jesteś bardzo zabawny.- odpowiedział przysadziście, podchodząc do stołu z jakimiś narzędziami. Prawie wszystkie były zardzewiałe i sprawiały wrażenie dawno nie używanych. Wśród nich znajdowały się przyrządy typowe dla czynności jakie wykonuje osoba pracująca w zakładzie pogrzebowym. Jednakże niektóre z nich wyglądały na nowsze, a obecność ich w takim miejscu jak to wywoływało niepokój. Na przykład taki sztylet z wygrawerowanymi łacińskimi symbolami z pewnością nie służył dekoracji zwłok. Michael wziął go do ręki i obejrzał z wszystkich stron.
-To malum... Jak to mogło znaleźć się u jakiegoś przypadkowego faceta w piwnicy. No chyba, że...
-No chyba, że co?- spytał Charlie podchodząc do niego bliżej i świecąc latarką w kierunku sztyletu.
-No chyba, że był nekromantą.- dokończył z nutką grozy w głosie. Chłopak nie był pewny co to słowo dokładnie znaczy, jednak widząc minę Michaela nie mogło to być nic dobrego. Wolną ręką sięgnął ku przedmiotowi. W chwili, gdy jego skóra zetknęła się z zimnym metalem, poczuł jak gdyby przeszedł przez niego prąd. Momentalnie wygiął się w łuk, a jego oczy zrobiły się całe czarne.
-Charlie? Charlie!- zawołał Michael, jednak chłopak już go nie słyszał. Ściskał mocno sztylet w dłoni, rozcinając sobie głęboko wnętrze dłoni tak, że krew gęsto ściekała na podłogę. Charlie znajdował się nadal w piwnicy, jednakże obok niego nie stał już Michael. Nie był też sam. Słyszał, że ktoś krząta się po kątach, nie był w stanie jednak dostrzec twarzy jegomościa. Rozejrzał się dookoła. Poruszał się jak w zwolnionym tempie, jakby nogi miał uwięzione w galarecie. Pomieszczenie już nie znajdowało się w nieładzie, wszystko wyglądało na nowsze. Jeszcze jedna rzecz była tutaj nie na miejscu. Na dużym, metalowym stole leżało ciało młodego mężczyzny. Po jego stanie fizycznym dało się stwierdzić, że jest martwy od kilku dni. Nagle z ciemnego kąta wyjrzała sylwetka. Im bliżej się znajdował, tym lepiej Charlie mógł ujrzeć jego twarz. To był mężczyzna z portretu oraz z poprzedniej wizji chłopaka. Miał na sobie długą czarną szatę a na głowie naciągnięty kaptur. Podszedł on do stołu i przejechał długim palcem wzdłuż klatki piersiowej delikwenta.
-Przynieś świece.- polecił, nie odrywając wzroku od ciała. Charlie dopiero teraz zauważył, że w piwnicy znajduje się jeszcze jedna osoba. Do tej pory stał w kącie przyglądając się swojemu mistrzowi z pewnej odległości. Wyszedł z cienia słysząc polecenie. Był niezwykle podobny do mężczyzny z portretu z tym wyjątkiem, że na ziemistej twarzy chłopaka nie znajdowało się ani jednej zmarszczki, niedoskonałości. Była niemal jak porcelana, nie wyrażała żadnej emocji. Po chwili w jego dłoniach znalazły się dwie długie świece, które położył po dwóch stronach ciała. Przemieszczał się po pomieszczeniu bezszelestnie, jak gdyby w ogóle nie dotykał stopami podłogi.
-To już ostatni raz, prawda?- spytał chłopak, patrząc nieco z lękiem na mistrza. Mężczyzna nie odpowiedział, tylko zamknął oczy. Jego twarz wyrażała teraz skupienie. Wyciągnął dłonie i wolno przeciągnął nimi wokół świec. Po kilku sekundach zabłysnął mały płomień. Widząc swoje dzieło uśmiechnął się ukazując rząd czarnych, zepsutych zębów. Następnie zjdjął kaptur z głowy. Widząc prawdziwe oblicze mężczyzny, Charlie chciał się cofnąć, jednak nie mógł się ruszyć. Prawie cała jego twarz była zniszczona, jakby się rozkładała. Przypominał trochę Michaela z tym wyjątkiem, że jego stadium było już zaawansowane, a na ciele nie znajdowało się ani jednego włoska.
-Jestem w tym coraz lepszy.- odparł, obchodząc stół dookoła.- Na jutro załatw dwa kolejne ciała.
Chłopak skinął głową, po czym zabrał od niego czarny płaszcz. Spoglądał nieufnie na ciało, widocznie coś go gryzło.
-Panie, po co ci więcej ciał? Mówiłeś, że jedno załatwi sprawę, że potem już wszystko wróci do normy.
-Zamilcz i rób co ci karzę!- krzyknął donośnym głosem patrząc z gniewem na chłopca.- Podaj mi skalpel.
Tym razem wykonał on polecenie natychmiast. Mężczyzna zrobił małe nacięcie na klatce piersiowej, po czym własnymi rękoma rozszerzył ranę na tyle, by włożyć tam dłoń. Gdy ją wyjął trzymał serce nieboszczyka. Patrzył na nie z błyskiem w oku. Przyłożył je sobie do ust, po czym obliznął. Charlie musiał na moment odwrócić wzrok z obawy, że zwymiotuje.
-Przynieś mi malum.- polecił, nie odrywając wzroku od narządu. W tym samym momencie chłopak spojrzał swoimi czarnymi oczami prosto na Charlie'ego. Zaczął wolno się do niego zbliżać. Na jego twarzy widoczne było tylko zacięcie i determinacja. Charlie szamotał się, próbował krzyknąć, ale nic nie odniosło skutku. Dopiero teraz zorientował się, że nadal trzyma w ręku sztylet. Gdy chłopak znajdował się już na wyciągnięcie ręki, Charlie wypuścił przedmiot z dłoni. Z powrotem znajdował się w starej, opuszczonej piwnicy, tylko z Michaelem.
                                                                                           ***
Minęło kilkanaście sekund zanim Jack i Gabrielle zdołali odciągnąć Brandona od Annie, która przestała już krzyczeć. Co było jeszcze bardziej przerażające, miała zupełnie obojętny wyraz twarzy, jakby zupełnie już nic nie obchodziło. Taki stan spowodował jad, który zawierał substancję powodującą uczucie spokoju, ale i też czasami podniecenia. Trzymał ją tak mocno, że musieli ją siłą od niego odciągać. Nie mogli go uspokoić, więc jedynym sposobem było skręcenie mu karku. Nie rozwiązywało to trwale ich problemów, ale przynajmniej pozwoliło im zastanowić się co zrobić dalej. Wnieśli bezwładne ciało Brandona do salonu, po czym położyli je na kanapie.
-Annie, wszystko okej?- spytał Jack, pochylając się nad nią. Czarownica jeszcze nie całkiem doszła do siebie po tym ataku. Straciła sporo krwi.
-Carter, pomóż mi jakoś!- wrzasnął, widząc, że dziewczyna traci przytomność. Wampir jednak tylko wpatrywał się w kałużę krwi wygłodniałym wzrokiem, w którym czaiła się domieszka szaleństwa.
-Jack, zabierz ją stąd. Natychmiast!- to ostatnie słowo wykrzyknął. Nie ruszył się z miejsca, a jedynie zaciskał mocno dłonie w pięści. Jack nie zwlekał tylko wziął ją w ramiona i zrobił jak przyjaciel mu kazał. Nie zaprowadził jej do salonu w obawie przed Brandonem, tylko zaniósł na górę do jakiejś pustej sypialni. Następnie pobiegł poszukać apteczki pierwszej pomocy. Tymczasem Carter obchodził nerwowo korytarz, próbując zapanować nad sobą. Nie mógł tracić głowy, nie teraz. Gdyby poniósł się pragnieniu, nie rozwiązaliby zagadki tego domu. Nigdy by się stąd nie wydostali. Wziął kilka głębokich wdechów i zamknął oczy.
-Carter.- powiedziała cicho Gabrielle, kładąc dłoń na jego ramieniu.- Napij się ze mnie. Mówię poważnie. Jeśli nie pożywicie się teraz, w krótkim czasie oszalejecie, jak Brandon.
Wampir wolno odwrócił się do niej przodem. Nie był całkowicie pewny czy chce to zrobić. W końcu Gabrielle była demonem, a on nigdy nie był krwi demona. Miała jednak rację. Tak należało postąpić. Ostatecznie skinął głową, po czym odsłonił włosy z jej szyi i wgryzł się najdelikatniej jak mógł. Czując eksplozję gorącej krwi w ustach nie mógł się powstrzymać przed cichym mruknięciem. Jej krew różniła się nieco od zwykłego człowieka. Miał wrażenie, że ta zawierała właściwości, które dodawały mu energii. Jego mózg zaczął od razu pracować w przyspieszonych obrotach. A po za tym krew sama w sobie smakowała rewelacyjnie. Po jakiejś chwili oderwał się od niej błogością wypisaną na twarzy.
-Już?- spytała, nie kryjąc zaskoczenia. Przyłożyła sobie dłoń by zatamować drobne krwawienie z dwóch ranek.
-W zupełności wystarczy. To było... rewelacyjne.- odpowiedział z zachwytem w głosie, wpatrując się jej w oczy.- Nie sądziłem, że krew demona może tak smakować.
-Tak, możesz być przez kilka godzin troszkę nadpobudliwy i hmmm... nieobliczalny, ale to nic groźnego.- odpowiedziała, próbując brzmieć normalnie. W rzeczywistości natarczywy wzrok Cartera ją trochę onieśmielał. On nigdy taki nie był, a już na pewno nie w stosunku do niej.
-Nieobliczalny powiadasz?- zapytał, a na jego ustach wkradł się uśmiech, który całkowicie zmieniał jego dotychczasowy, poważny wyraz twarzy. Teraz wyglądał na rozluźnionego i szczęśliwego, a nie, jakby wszystkie problemy świata spoczywały na jego barkach. Wolno wyciągnął dłoń, po czym przejechał nią po jej policzku. Głaskał delikatnie jej ciemną skórę, jadąc w dół ku jej linii szczęki i na szyję, gdzie napotkał jej dłoń.
-Carter, co ty...?
-Jesteś taka piękna.- oznajmił, lustrując jej twarz wzrokiem, jak gdyby widział ją po raz pierwszy w życiu. I może tak było. Dzięki demonicznej krwi widział dokładnie każdy szczegół jej twarzy. O dziwo, dopiero teraz dostrzegł, że jej oczy nie są całkiem czarne, a bardziej brunatne z jasnymi refleksami. Gabrielle wręcz zatkało. Spodziewała się, że może dziwnie się zachowywać. Nie sądziła, jednak, że dziwność ma dla niego takie znaczenie. W pewnym momencie zbliżył się do niej jeszcze bardziej, ujął w dłoniach jej twarz i wpił się w jej usta, pozostawiając na nich namiętny pocałunek. Dziewczyna nie odsunęła się od niego, wręcz przeciwnie. Górę wzięło pożądanie. To go tylko zachęciło do kolejnego kroku. Wziął ją w ramiona i przyparł do ściany, tak, że nogi owinęła wokół jego pasa. Jednym ruchem rozszarpał górną część jej garderoby, dolną nie musiał zawracać sobie zbytnio głowy, gdyż miała na sobie spódniczkę. Gabrielle również nie pozostawała mu dłużna. Swoimi długimi pazurami rozorała koszulę na jego piersi. Carter wydał z siebie gardłowy pomruk, po czym zaczął zawzięcie całować jej szyję, nadgryzając lekko skórę. Dziewczyna jęknęła cicho z rozkoszy i szepnęła mu do ucha dwa słowa:
-Na podłodze.
Carter od razu zareagował na jej polecenie i w błyskawicznym tempie znaleźli się na ziemi. Wtedy już się nie ociągali. Kilkoma zręcznymi ruchami zerwali z siebie pozostałe ubrania i przeszli do rzeczy. Gabrielle, jako sukub, robiła to już z wieloma mężczyznami, jednak nigdy nie z wampirem. Nie sądziła, że może jej być z kimś tak dobrze. Nie panowała nad sobą. W pewnym momencie wbiła paznokcie w jego plecy i przejechała nimi po całej długości, pozostawiając krwawe szramy, co jedynie bardziej podnieciło Cartera. Jack, zaniepokojony dziwnymi odgłosami dochodzącymi z dołu, zszedł wolno po schodach i skierował się w stronę głośnych jęków. Widząc jednak kim byli autorzy tych odgłosów i w skutek czego one powstały, szybko wycofał się, zanim zdążyli go zauważyć. Chłopak był dosłownie w szoku.
-Już nigdy nie wymarzę tego obrazu z mojej głowy.- powiedział do siebie, wzdrygając się lekko.
                                                                                         ***
Charlie opowiedział Michaelowi, w skrócie, o wszystkim co widział.
-I niby na jakiej podstawie uważasz, że ten facet zjada serca?- spytał, nie chcąc jakoś uwierzyć w zwariowaną teorię Charlie'ego.
-Jak to, na jakiej? Nie słuchałeś co mówiłem?- odparł z wyraźnym zniecierpliwieniem.- Widziałem tego faceta już wcześniej i wtedy wyglądał normalnie. To znaczy, nie miał takich szram na twarzy jak ty.
-I gdzie go poprzednio widziałeś?
-No... we wizji.- odpowiedział z nieco mniejszym przekonaniem, słysząc jak głupio to brzmi.- Posłuchaj mnie. Carter mówił, że ten facet praktykował czarną magię, a według Annie, każdy ko nie jest czarownicą, musi ponieść cenę. Myślę, że to klątwa, a on znalazł sposób by to pokonać. Poprzez jedzenie ludzkich serc.
-Myślisz, że to samo dzieje się ze mną, bo używałem czarów?- spytał nagle Michael, wpatrując się w niego zagadkowo.
-Nie wiem... możliwe.- odpowiedział niepewnie, drapiąc się po głowie.
-Maggie też używała czarów, by wskrzesić ciebie, a jakoś nic się z nią nie dzieje.- zauważył z nutką goryczy w głosie, czując, że postąpiono z nim niesprawiedliwie. Dopiero, gdy Michael o tym wspomniał, Charlie skojarzył ze sobą  fakty. Zauważył ostatnio, że Maggie strasznie wychudła i zrobiła się taka krucha.
-Może dotknął ją inny rodzaj kary.- powiedział zagadkowo, wpatrując się w stół na którym, przed chwil leżał martwy człowiek. Tym samym, nie mógł zobaczyć twarzy Michaela, który już obmyślał coś w głowie. Czyżby naprawdę ludzkie serca mogłyby powstrzymać tą klątwę? Było to samo w sobie barbarzyńskie, jednakże Michael zrobiłby wszystko by tylko znowu być sobą. Spojrzał na Charlie'ego, uśmiechając się niepokojąco.
                                                                                                                               C.D. nastąpi...
* Leatherface- morderca z filmu "Teksańska masakra piłą mechaniczną". Wycinał on skóry z twarzy swoich ofiar, po czym przyszywał on ją na swoją twarz.

1 komentarz:

  1. Olejku, twój blog jest fenomenalny! <3 Nawet nie skapnęłam się gdy tu druga w nocy, jestem nowa ale czytałam twój blog przez cały dzień, jest równie dobry co pamiętniki ;-) Z niecierpliwością czekam na rozwój wydarzeń :) Ps: Ten rozdział był przerażający i nie wiem czy teraz zasnę ale było warto xDD

    OdpowiedzUsuń