Wpadła w agonię. Nie mogła uspokoić się. Dłonie tak jej drżały, że nie mogła trafić kluczykiem w stacyjkę. Kątem oka spojrzała jednak w okno. Zobaczyła w nim młodego chłopaka który unosząc lekko dłonie cofnął się o kilka kroków. Mimo iż serducho nadal biło jej z prędkością światła, otworzyła okno i odetchnęła z ulgą widząc człowieka, nie jakiegoś stwora, którego wyobraziła sobie w głowie.
-Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć.- powiedział nieznajomy, z lekkim uśmiechem na ustach. Chłopak mógł być kilka lat starszy od Maggie. Miał ciemne, dość krótkie włosy i czarne niczym węgiel oczy. Ubrany był w czarną skórzaną kurtkę i dżinsy. W dłoni trzymał latarkę, którą upuściła.
-Nie, to ja przepraszam. Zareagowałam jakbyś był co najmniej jakimś psycholem z zamiarem zamordowania mnie.- odparła, kompletnie bez zastanowienia. Dopiero po chwili, zorientowała się jak głupio musiało to zabrzmieć. Przecież on rzeczywiście mógł okazać się psycholem z zamiarem zamordowania jej. Uśmiechnęła się do niego nerwowo, po czym bąknęła.- Samochód mi się zepsuł.
-Mogę spojrzeć? Trochę się na tym znam.- odpowiedział przekonująco. Maggie,w odpowiedzi pokiwała ochoczo głową. Chłopak zaświecił latarkę i podszedł do przodu samochodu, po czym otworzył maskę. Między nimi zapadła krępująca cisza. Dziewczyna nie wiedziała jak ma się zachować. W ogóle, ta cała sytuacja wydawała jej się jakaś nienormalna.W końcu, jak często zdarza się spotkać chłopaka w środku lasu, nie mówiąc już o tym, że w środku dnia zrobiło się ciemno jak w nocy.
-Jak masz na imię?- spytał po chwili, pochylając się nad silnikiem. Na dźwięk jego głosu, dziewczyna lekko podskoczyła w fotelu. Opanowała się jednak od razu. Położyła dłonie na kierownicy i wychyliła się lekko przez okno.
-Maggie. A ty?
-Brandon.- odpowiedział, po czym zapytał.- Co robiłaś sama w środku lasu?- spytał.
-Zmierzałam do Noir Seraphin Hill i nagle samochód zatrzymał się...i zrobiło się nagle całkiem ciemno.Czy to nie dziwne? Przecież jest dopiero południe. Nie ma jeszcze czwartej.- odpowiedziała ze zdziwieniem, nie odrywając od niego wzroku. Trochę było jej głupio, że tak gapi się na niego bezczelnie, ale nie mogła oderwać wzroku od jego zręcznych ruchów. Cholera, chłopak naprawdę się na tym znał. I wyglądał przy tym, jak gdyby uczestniczył w sesji zdjęciowej.
-No to niepotrzebnie nadrabiasz drogę. Przegapiłaś skrót- odpowiedział, po czym zatrzasnął maskę samochodu i podszedł do niej, wycierając dłonie w spodnie.- Powinien odpalić.
W pierwszej minucie Maggie nie zareagowała. Nie słyszała nic z tego co powiedział. Odpłynęła gdzieś na moment. Przeniosła wzrok z powrotem na Brandona. Widząc uśmiech pojawiający się na jego ustach, poczuła się jak totalna idiotka. Jak mogła się tak zachowywać? Przecież to nie była ona.
-Proszę?-spytała cicho.
-Powinien odpalić.- powtórzył, uśmiechając się szerzej. Oparł się o samochód, tak, że jego twarz znajdowała się teraz znacznie bliżej niż wtedy, co wprawiło Maggie w dodatkowe zdenerwowanie. Przekręciła kluczyki, próbując nie myśleć, że teraz przygląda się jej. Samochód na szczęście odpalił.
-Wielkie dzięki.- odpowiedziała, odwracając głowię w jego kierunku i aż zaparło jej dech, gdy zauważyła jak dokładnie na nią patrzy. Teraz także nie mogła odwrócić od chłopaka wzroku.
-Miałaś szczęście, że natrafiłaś na mnie.- powiedział, uśmiechając się szelmowsko.- Mogę się zabrać? Też właśnie tam zmierzałem.
-Słuchaj...- zaczęła niepewnie. Nie chciała być niegrzeczna, ale już wystarczająco stresująco oddziałuje na nią jego towarzystwo, to jeszcze miała go podwieźć? Po za tym, przecież jakieś pięć minut temu go poznała. Nadal mógł okazać się bezlitosnym mordercą. - Jestem ci wdzięczna, ale chyba nie mogę cię zabrać. Nie znam cię. Przykro mi.- oznajmiła najbardziej grzecznie jak potrafiła, po czym spojrzała przed siebie, chcąc już ruszyć. Uśmiech momentalnie zniknął z ust Brandona. Bez zastanowienia wyciągnął dłoń i przekręcił delikatnie jej twarz tak, by spojrzała na niego. Maggie była tak zaskoczona tym gestem, że nie zaprotestowała. Wejrzał jej głęboko w oczy i powiedział:
-Zaproponuj mi podwózkę.
Dziewczyna chciała ponownie mu odmówić, lub po prostu odwrócić wzrok, lecz nie mogła. Czuła się jakby mogła jedynie się zgodzić. Żadne słowa nie wyszłyby z jej ust. Nie mogła zrobić nic dopóki się nie zgodzi. Z czasem zaczęła nawet czuć, że powinna tak zrobić, że tego chce.
-Może zabrałbyś się ze mną?- spytała zdecydowanie. Dziewczyna nie poznawała swojego głosu. Jak gdyby wydobywał się z innych ust. Czuła się jak obserwator. W końcu Brandon odwrócił wzrok, a uśmiech ponownie zagościł na jego ustach. Maggie poczuła, że może się znowu ruszać i swobodnie oddychać.
-Bardzo chętnie.- odpowiedział grzecznie, po czym obszedł samochód dookoła i wsiadł po stronie pasażera. Bez dłuższego zastanowienia ruszyła w dalszą drogę. Nie odważyła się już spojrzeć ponownie brunetowi w oczy. Bała się, że znowu poczuje się jak w pułapce. Że znowu utonie w jego oczach. Z biegiem minut, tamto uczucie jednak zanikało, jak gdyby od razu zgodziła się na podwózkę.W aucie panowała krępująca atmosfera.
-To, co cię tu sprowadza?- przerwał ciszę Brandon.
-Jadę do wuja w odwiedziny. A ty jesteś stąd?-zapytała, zamykając okno.
-Tak. Kocham to miasto. Wszyscy się znają i są tacy... życzliwi.- odpowiedział, akcentując ostatni wyraz. Spojrzał na nią i dodał- Na jak długo przyjeżdżasz?
-Na jak długo się da.- po tych słowach, włączyła radio i do końca drogi już nic nie mówili. Co jakiś czas zerkała na niego, nie mogła się oprzeć. Zastanawiała się czy twarz nie zaczyna go już boleć od tego ciągłego uśmiechania się. W końcu dojechali do miasta. Zaczęło robić się coraz widniej.
-Gdzie cię podwieźć?- spytała, nieco zwalniając.
-Skręć w prawo. Wysadź mnie obok kawiarenki.
Zrobiła tak jak kazał. Gdy zatrzymała się, odwróciła ku niemu głowę i uśmiechnęła się życzliwie, sugerując mimicznie, że ma już sobie pójść. Wyszło jednak trochę sztucznie, by nie powiedzieć niegrzecznie. Ku jej zdziwieniu Brandon odwzajemnił, całkiem szczery uśmiech.
-Dzięki- odpowiedział, po czym wysiadł ze samochodu.
-Hej, poczekaj.- zawołała za nim, pochylając się lekko.- Mam pytanie.
-Tak?- spytał, pochylając się do okna.
-Co robiłeś w lesie?- to pytanie szczególnie ją intrygowało, gdy go tylko zobaczyła. Nie miał nic przy sobie, a jego ubranie nie wskazywało na jakieś dłuższe wędrówki, a co dopiero polowanie. Na grzyby też było za późno.
-Byłem na spacerze.- odpowiedział po chwili wahania.
-Sam?- ciągnęła temat.
-Czy coś w tym złego?
-Nie, wybacz. Tylko...nieważne. Na razie.- zakończyła szybko rozmowę, czując, że się czerwieni. Jakoś nie za bardzo wierzyła mu w ten "spacer". Co miała jednak zrobić. Przyprzeć go do muru i przesłuchiwać?
-Do zobaczenia.- pożegnał się, czarującym uśmiechem. Następnie wszedł do kawiarni o nazwie "Angel's Cafe". Maggie odprowadziła go wzrokiem, po czym ruszyła dalej. Wyrzuciła ten dziwny incydent z głowy. W końcu jaka jest szansa, że znowu na niego wpadnie? Mijając okoliczne ulice, była ogromnie zdziwiona, że nie napotkała żadnego przechodnia. A było dopiero południe. Wszystko po za tym było takie stare. Sięgnęła do kieszeni po karteczkę, na której miała zapisany adres wujka. Mężczyzna miał na imię Mark i był bratem jej ojca. Z tego co wiedziała, był właścicielem zakładu samochodowego. Interesował się także zjawiskami paranormalnymi. Uchodził za tutejszego dziwaka. Po niecałych pięciu minutach była na miejscu. Dojechała do małego domku jednorodzinnego. Ogród był zaniedbany, wszędzie rosły chwasty. Dziewczyna zapukała do drzwi i czekała. Przy wejściu zamontowana była kamerka, która właśnie w tej chwili odwróciła się w jej stronę.
-Kim jesteś?- zawołał mężczyzna.
-To ja, Maggie- odpowiedziała, jąkając się lekko. Nastąpiła długa cisza. Po chwili, usłyszała chrzęst zamków. W drzwiach stanął mężczyzna koło trzydziestki. Miał on włosy koloru jasnego brązu, lekko przyprószone siwizną, oraz niebieskie oczy. Był niesamowicie podobny do jej ojca. Miał na sobie flanelową koszulę, wytarte dżinsy i do tego, nałożony na ramiona szlafrok do ziemi. Na nosie spoczywały grube okulary. W dłoni trzymał szklankę wody. Nagle, zamachnął się i wylał zawartość szklanki na Maggie, dokładniej, na jej twarz. Dziewczyna kompletnie się tego nie spodziewała. Wpatrywała się tylko w niego z szeroko otwartymi oczyma. Mark chwilę odczekał, po czym powiedział z uśmiechem:
-Witaj. Nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie. Wybacz za to. Zrobiłem się ostatnio nieufny.
-Co to było?- spytała, wycierając twarz. Weszła do środka, niepewnie.
-Woda święcona.- odpowiedział z dumą.- Śmiało, rozgość się.
Wewnątrz panował okropny bałagan. Wszędzie walały się książki oraz brudne naczynia, jednak najwięcej było wszelakiego rodzaju literatury. Dom składał się z dwóch pokoi, łazienki oraz małej kuchni. Podśpiewując sobie, mężczyzna chwycił podróżną torbę i zaczął iść tanecznym krokiem przez dom. Maggie podążyła za nim. Na końcu korytarza, otworzył drzwi i puścił ją przodem.
-To twój pokój.-odparł nieoczekiwanie. Pomieszczenie było wysprzątane, niemalże pedantycznie. Znajdowało się w nim małe łóżko, stolik nocny oraz szafa. Tapeta był koloru krwisto czerwonego.
-Przepraszam za te bałagan. Wstyd mi przyznać, ale zapomniałem o tym, że przyjeżdżasz.- powiedział zmieszany.
-Nie szkodzi.- odpowiedziała, uśmiechając się do niego. Wzięła od niego torbę i weszła głębiej do pomieszczenia. Postawiła bagaże obok łóżka, następnie na nim usiadła. Mark oparł się o drzwi, zakładając ręce na piersi. Przez chwilę patrzył tylko na nią z zadowoloną miną.
-Podróż była udana?
-W sumie tak. Tylko pod koniec samochód mi się zepsuł. Na szczęście natrafiłam na chłopaka, który znał się na tym.- odparła, rozpinając torbę. Mark przestał się już tak uśmiechać i zaniepokoił się.
-Jaki chłopak?
-Miał na imię Brandon.
Po jej słowach, mężczyzna zrobił się momentalnie biały jak ściana, po czym czerwony jak tapeta w pokoju Maggie. Podszedł do niej wolno. Wyglądał jak gdyby miał zaraz dostać zawału. Dziewczyna porządnie się zdenerwowała. Wstała z łóżka i dotknęła, niepewnie wuja.
-O co chodzi?
-Zrobił ci coś? Zmusił cię do czegoś?- spytał po dłuższej chwili.
-Nie. Po prostu naprawił mi samochód. Nic się nie stało.
Mark chwycił dziewczynę mocno za ramiona i powiedział, z szałem w oczach:
-Unikaj go. Nie rozmawiaj z nim już nigdy więcej.
-Dlaczego?- spytała wystraszona, chcąc jakoś wyrwać się mu. Uścisk zaczął ją już boleć.
-On jest niebezpieczny.-wyszeptał, przybliżając się nieco.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Obydwoje drgnęli. W końcu Mark puścił ją i uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic.
-Pójdę otworzyć.- oznajmił, po czym gwiżdżąc wesoło, wyszedł z pokoju. Maggie przez chwilę stała w miejscu, zbyt oszołomiona tym co się przed chwilą stało. Wuj rzeczywiście był szalony. Dłuższej nie zastanawiając się, spięła włosy w kucyk i zaczęła się rozpakowywać. Wyjęła ubrania i włożyła je do szafy. Następnie wyciągnęła laptopa i położyła go na łóżku. Postanowiła dowiedzieć się jakie ciekawe miejsca znajdują się w tym mieście. Okazało się, że są tu tylko stare liceum, kawiarenka, którą wcześniej mijała oraz zabytkowy hotel. Napotkała także na informacje o cmentarzu, który jest "częstym miejscem odwiedzin przez mieszkańców". Co za paradoks. Może to tam wszyscy mieszkańcy spędzają popołudnia? Westchnęła nieco rozczarowana, po czym odłożyła laptop, wzięła ręcznik i poszła do łazienki. Chciała zrelaksować się po długiej podróży. Wyrzucić z głowy, spotkanie z czarującym, aczkolwiek dziwnym Brandonem, oraz obłąkanym, jeśli tak to można określić, wujem. Czuła, że tutaj może zacząć nowe życie. Zacznie od nowa. Nikt jej tutaj nie znał, nikt nie musiał poznać jej przeszłości. Teraz liczyła się teraźniejszość. Postanowiła zostawić przeszłość za sobą. Rozebrała się do naga, po czym weszła pod prysznic. Kąpała się aż do ostatniej ciepłej kropelki i nadal nie chciała wychodzić, chociaż nie miała praktycznie wyboru. Gdy zaczęła się wycierać, zorientowała się, że zapomniała wziąć ubrań. Błyskawicznie owinęła się ręcznikiem i chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju, nie patrząc wybiegła z toalety. Na nieszczęście wpadła od razu na kogoś. Nie był to wuj Mark.
C.D nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz