Przez kilka dobrych minut nikt się nie odzywał. Wpatrywali się tylko w siebie nawzajem, czekając na ruch tego drugiego.
-Co ty tu robisz?- spytała po dłuższej chwili, nieco drżącym głosem.
-Mógłbym cię zapytać dokładnie o to samo- zauważył, uśmiechając się szerzej. Gdy wyszedł z mroku mogła w końcu zobaczyć go w całej okazałości. Prawa strona jego twarzy była oszpecona i nieco zdeformowana. Wyglądała jak poparzona. Widok ten spowodował, że Maggie zrobiła kilka kroków w tył. Na dłoniach miał czarne, skórzane rękawiczki, które zakrywały pokryte srebrem żyły.
-Co ci się stało? Dlaczego tak wyglądam?- zapytała z przestrachem.
-Niech się zastanowię- przyłożył kciuk do brody, przyjmując postawę myślącą, po czym wrzasnął znienacka.- Przez ciebie!
Chwilowo wyglądał tak przerażająco, że dziewczyna cofnęła się o kolejne kilka kroków. Zastanawiała się przez chwilę co zrobić, czy zacząć krzyczeć, czy może użyć swoich mocy. Teraz przecież nie była już tak bezbronna. Jednak zanim zdążyła cokolwiek zrobić, Michael zmienił swoją groźną postawę. Na jego twarzy ponownie zaczął wkradać się uśmiech. Wskazał na nią palcem i zaśmiał się, po czym kręcąc głową zaczął klaskać.
-Ale musze przyznać, że należą ci się brawa. No wiesz, za wskrzeszenie tego człowieka. Gdybym wiedział, że istnieją też także sposoby nie zabiłbym tylu ludzi. No nie... może bym zabił, w sumie, ale nie zawracałbym sobie głowy tak skomplikowanymi procedurami. Zgłosiłbym się do ciebie.- mruknął do niej, podchodząc bliżej.
-Dlaczego tak wyglądasz?- ponowniła pytanie, nie mogąc odwrócić wzroku od oszczepconej części twarzy. Michael wydawał się być nieobliczalny, w każdej sekundzie, bez powodu mógł wpaść w szał.
-Zaklęcie było niepełne, ponieważ wykazałaś się heroizmem i uratowałaś tego chłopca. Przez ciebie, ty głupia dziewucho, jestem teraz człowiekiem.- warknął, mierząc ją swoimi złotymi oczami. Zanim zdążyła coś odpowiedzieć, kontynuował- Owszem, posiadam kilka ponadprzeciętnych darów, jednak teraz jestem tylko plugawym, bezużytecznym, śmiertelnym człowiekiem. Tak to właśnie działa. Coś poszło nie tak, gdy mój kochany braciszek przywracał cię do życia i teraz jesteś serafem.
-Michael?!
Brandon stał w progu domu, bledszy niż zazwyczaj, wpatrujący się w brata jak w ducha.
-O wilku mowa.- mruknął do niej cicho, po czym uśmiechnął się szeroko do wampira.- Bracie, tak się cieszę, że cię widzę. Wiedziałeś, że twoja dziewczyna jest teraz nekromanką?
-Co jest, do cholery?- spytał, w błyskawicznym tempie znajdując się między Maggie a Michaelem. Całą swoją uwagę skupiał na bracie, nawet nie zauważył dużej torby, którą miała przy sobie.
-Skąd to zdziwienie? Przecież powiedziałem, zapowiadałem, że powrócę. I proszę, nie bądź kolejną osobą, która spyta dlaczego tak wyglądam, bo nie mam pojęcia. Psuję się...
-Mam to gdzieś. Po co przyszedłeś?- zapytał tak lodowatym i surowym tonem, że aż Maggie odsunęła się od niego.
-Daj spokój, jesteśmy braćmi. Musimy tzymać się razem. My...- Michael nie miał jednak szans dokończyć, gdyż tamten brutalnie mu przerwał.
-Opętałeś mnie! Zabawiałeś się z MOJĄ dziewczyną, będąc w MOIM ciele!- ryknął, kładąc duży nacisk na "moje". Po chwili pokonał odległość jaka ich dzieliła w wampirzym tempie i przyparł go do muru, po czym uderzył z całej siły w twarz.
-Brandon!- krzyknęła Maggie, biegnąc w ich kierunku. W tym samym momencie drzwi stodoły uchyliły się i stanął w nich zaskoczony Charlie. Wampir momentalnie puścił brata i z jeszcze większym zdziwieniem niż przed chwilą, spojrzał na chłopaka.
-Charlie?- spytał bezgłośnie. Tyle wystarczyło, by Michael mógł zaatakować. Zdjął rękawiczkę i przyłożył dłoń do czoła Brandona. Gdy tylko go dotknął, z opuszków palców wydobyła się srebrna łuna, a odgłos przypominał kopnięcie prądu. Brandon padł na ziemię. Wszystko trwało zaledwie kilka sekund. Zanim ktokolwiek zdążył coś zrobić, Michael podszedł do chłopaka i uczynił to samo. Z gardła Maggie wydobył się krzyk przerażenia.
- Coś ty zrobił?- Maggie rzuciła torbę i ukucnęła obok nich.
-Poraziłem ich prądem, a coś ty myślała?- odpowiedział, jak gdyby to było normalne. Widząc jej przerażone spojrzenia dodał uspokajająco- Nic im nie będzie.
-Oszalałeś?!- krzyknęła, teraz już na prawdę wkurzona. Wstała i popchnęła go z całej siły.- To człowiek. Nie można tak razić bezkarnie prądem. Przecież Charlie może tego nie przeżyć.
-Zadziwiające jest to, że nie martwisz się wcale o swojego chłopaka.- zatkał ją skutecznie Michael.- Myślisz, że dlaczego nasz przyjaciel Jack ma taką przypadłość?
-Co...?- spytała cicho, czując, że grunt usuwa się jej spod nóg.
-Nieważne, żartowałem.- odparł obojętnie, po czym chwycił ją za ramiona i przyparł do muru.- Nie mamy za dużo czasu. Carter i reszta pewnie już usłyszeli cały ten hałas. W skrucie, musisz mi oddać chłopca.
-Żebyś go zabił? Nie ma mowy.- żachnęła się, chcąc uwolnić się z jego uścisku, jednak ten nie dawał za wygraną.
-Słuchaj, możemy sobie nazwajem pomóc. Ja sprawię, że twój ukochany zapomni o dzisiejszych wydarzeniach żebyś mogła w dalszym ciągu ukrywać swojego kochanka. W zamian za to oddasz mi chłopca.
-Nie potrafisz tego.- odparła, już mniej pewnie.
-Potrafię. W taki sposób, bez portfela zapewniłem sobie apartament w mieście. No i chyba jakoś musiałem się tutaj znaleźć.-mrugnął do niej z uśmiechem. Gdy Maggie nic nie odpowiadała, wiedział już, że ma ją w garści. Mimo iż tego za bardzo nie rozumiał, postanowił wykorzystać jej słabość, Charlie'ego.
-A temu człowiekowi nic nie będzie, obiecuję. Osobiście dopilnuję, by doszedł do siebie.- gdy dziewczyna w dalszym ciągu nic nie mówiła, wyciągnął już ostatniego asa z rękawa- W porządku. Daj mi chłopaka, a powiem ci gdzie jest Jack.
Tym razem Maggie zainteresowała się bardziej. Spojrzała mu po raz pierwszy w jego złotawe oczy i uchyliła lekko usta.
-Obiecuję, że nie będzie cierpiał.- dodał, puszczając ją.
-Dobrze.- odpowiedziała, próbując zapanować nad drżeniem głosu.- Ale najpierw powiedz mi gdzie on jest.
-Na strychu.- odpowiedział krótko, bez wahania. Dziewczyna nie pytała już o nic więcej, tylko odwróciła się i zaczęła iść w stronę domu. Michael uśmiechnął się do siebie triumfująco i zaciągnął chłopaka z powrotem do stodoły, po czym ruszył za nią. Nie zdążyli jednak nawet wejść do domu, gdyż Carter wychodząc prawie na nich wpadł.
-Tak to ja.- powiedział wymijająco Michael, spodziewając się, że za moment usłyszy swoje imię zakończone znakiem zapytania.
-Gdzie jest Damien?- spytała, chcąc już przejść do rzeczy. Dłonie drżały jej potwornie, odczuwała na przemian uderzenia gorąca i zimna.
-Damien zniknął. Nigdzie nie możemy go znaleźć.- odpowiedział, nie mogąc oderwać wzroku od oszpeconej twarzy Michaela.
-Jak to zniknął?- podniósł głos, wdzierając się siłą do środka. Pozorna dobroć i łagodność zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Nagle szum wiatru zatrzasnął za nimi drzwi z łoskotem. Okazało się jednak, że nie był to wiatr a rozwścieczony Brandon, który trzymał już brata w żelaznym uścisku i próbował właśnie skręcić mu kark. Carter zareagował natychmiastowo. Błyskawicznie odciągnął wampira od swej ofiary. Musiał jednak trzymać go przez dłuższą chwilę, gdyż nie mógł się uspokoić. Gdy w końcu opanował się na tyle, że jedyną rzeczą jakiej pragnął nie było morderstwo swojego brata, Carter puścił go.
-On próbował mnie zabić!- wrzasnął wskazując na Michaela, który uniósł dłonie w geście poddania.
-Nie dramatyzuj. Tylko poraziłem cię prądem.- odparł już po raz drugi. Brandon wziął kilka głębokich oddechów, co było trochę paradoksalne, gdyż wampiry nie oddychały, jednakże ten ludzki odruch widocznie mu pomagał. ODwrócił się wolno w kierunku Maggie i spytał:
-Co się stało? Jakim cudem Charlie żyje?
-Charlie żyje?
-Gdzie on jest?
-Zamknąć się!- wrzasnął, co skutecznie uciszyło pozostałych. Nastepnie spojrzał wyczekująco na dziewczynę. Nie było sensu dalszego kombinowania i kłamania. Nadszedł najwyższy czas by wyznać wszystko. Przełknęła ślinę, nabrała dużo powietrza i tak po prostu wyrzuciła to z siebie.
-Tuż po śmierci Charlie'ego, gdy zabraliście go do stodoły, poszłam tam z księgą z zaklęciami i amuletem od Setha. Byłam tak zdesperowana, że nie myślałam trzeźwo...i rzuciłam zaklęcie wskrzeszające.
Maggie nie była w stanie spojrzeć w oczy wampirowi. Wiedziała, że to co zrobiła było w gruncie rzeczy złe i z pewnością będą jakieś konsekwencje jej wyrazów. Co nie znaczyło, że nie żałowała tego co zrobiła.
-Użyłaś zaklęcia?- odezwała się jako pierwsza Annie, występując przed szereg.- Jak mogłaś? Nie można tak sobie rzucać zaklęć na lewo i prawo, nie będąc czarownicą. A już na pewno nie zaklęcia wstrzeszające. Jak ono dokładnie się nazywało?
-Zaklęcie drugiej szansy- wyszeptała ze skruchą. Annie w odpowiedzi wypuściła tylko głośno powietrze z płuc, co świadczyło o tym jak poważne to było.
-Dlaczego nam nie powiedziałaś od razu?- spytał Brandon, gdyż tylko to go najbardziej obchodziło.
-Bo wiedziałam, że nie będziecie tym zachwyceni. Że nie powinnam tego robić. Brandon...
-Masz rację. Nie powinnaś była tego robić. To niebezpieczne i nierozsądne. Nie rozumiem jak mogłaś być taka głupia.- naskoczyła na nią znienacka
-A ty? Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego wskrzesiłeś mnie, skoro to takie niebezpieczne?- odpowiedziała mu odważniej, nie dając sobą pomiatać.
-Masz rację. Nie powinienem...- zanim zdżył zorientować się co tak naprawdę powiedział, było już za późno.
-A więc żałujesz, że to zrobiłeś? Że wskrzesiłeś mnie, że poznaliśmy się? Żałujesz, że mnie kochasz?!- krzyknęła ze złością, ale i rozpaczą.
-Ups.- szepnął Michael, obserwując to całe zajście z najdalszego kąta pokoju. Wyciągnął papieros z kieszeni i włożył go do ust, po czym zapalił.
-O czym ty mówisz? Oczywiście, że nie.- odpowiedział od razu, drżąc cały z gniewu. Nie wiedział na kogo bardziej się wścieka, na Maggie czy na Michaela.- Dlaczego chciałaś mu oddać chłopca? Przecież wiesz co by mu zrobił. Czego ci naobiecywał?- zapytał siląc się jeszcze na łagodność. Dziewczyna ponownie spuściła wzrok i zacisnęła usta w wąską linię. Tego nie mogła mu powiedzieć.
-Miałem sprawić, że zapomnisz, że widziałeś Charlie'ego- wyręczył ją Michael wypuszczając dym z ust.
-Co?!- spytał z niedowierzaniem, czując ponowny przypływ złości.- Chciałaś wydać małego chłopca na śmierć tylko po to by zataić swój mały sekret?
-To nie tak- próbowała jakoś uratować sytuację.
-A jak niby? Jak mogłaś chcieć zrobić coś takiego? Kim ty jesteś?
-A więc tak teraz jest. Gdy ty mordujesz wszystkich dookoła to jest w porządku. Tłumaczysz to swoją naturą, ale jeśli ja chcę zrobić coś złego w imię...- mówiła rozpaczliwie Maggie, próbując za wszelką cenę powstrzymać gromadzące się łzy.
-Kłamstwa? To chciałaś powiedzieć?- zapytał sucho, bez emocji Brandon. Następnie spojrzał na nią niemalże z odrazą i dodał- Jesteście siebie warci, ty i ten mój braciszek.
Te słowa tak bardzo zabolały Maggie, że nie była w stanie już nic z siebie wydusić. Wpatrywała się w czarne, zimne oczy wampira próbując znaleźć w nich coś znajomego. Coś co widziała jeszcze godzinę temu, ale to wszystko przepadło. Po chwili wmapir ruszył w stronę brata, chwycił go za niechlujny, podarty płaszcz i pchnął go o drzwi, tak, że biedak niemalże się przewrócił.
-Wynoś się stąd. Nikt cię tu nie chce.- powiedział, wpatrując się w niego morderczym wzrokiem. Michael poprawił na sobie odzienie i zacisnął zęby. Ku zaskoczeniu wszystkich, wyglądał na naprawdę zranionego. Może bycie człowiekiem obudziło w nim także ludzkie instynkty. W tym samym momencie usłyszeli odgłos grzmotu. No tak, wszyscy zapomnieli na moment, że humory Brandona decydują o pogodzie.
-W porządku. Jak sobie chcesz.- odparł, po czym chwycił księgę z zaklęciami, która leżała na stole i wyszedł z domu.
-Brandon...- zaczęła, jednak ten nie patrząc już na nią, oddalił się w stronę najbliższego pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi. Zapadła cisza przerywana tylko odgłosami szalejącej burzy na zewnątrz.
-Powiedział mi gdzie jest Jack.- odezwała się, patrzac na Cartera.- Jest na strychu.
-To niemożliwe.- odpowiedział, marszcząc brwi.- Tutaj nie ma strychu.
-Tak mi powiedział. Mogłam się domyślić, że to kłamstwo.- odparła zrezygnowana, po czym kierując się do wyjścia dodała- Pójdę sprawdzić co z Charliem.
Zanim ktoś zdążył ją powstrzymać była już na zewnątrz. Burza rozjuszyła się już na dobre. Grzmoty uderzały niepokojąco blisko domu. Maggie nie zdziwiłaby się gdyby piorun trafił właśnie w nią. Zapewne burzy nie było nawet w miasteczku, tylko tutaj. Dziewczyna podeszła na sam środek ziemi, między domem a stodołą i uniosła rękę w górę, otwierajac pięść. Z jej dłoni wystrzeliła kula światła, a raczej ognia. Rozświetliła na moment gwieździste niebo, po czym zniknęła. Następnie zrobiła tak jeszcze raz i jeszcze raz, dołożyła również drugą dłoń i już po chwili kręciła się w kółko i wyrzucała swoją złość i rozpacz pod postacią ognia. Gdy już opadła z sił, zaczął padać deszcz. Pojedyncze krople zmieniły się w ulewę. Jeszcze przez chwilę Maggie leżała na ziemi, pozwalając przemoknąć całemu swojemu ciału. Zastanawiała się czy deszcz oznacza, że Brandon płacze. Czy to może tylko przypadek. Bo ona nie mogła płakać. Próbowała wydobyć z siebie jakikolwiek żal czy łzy, by móc sobie ulżyć, lecz najwidoczniej wszystkie łzy już wypłakała. W końcu, z niechęcią wstała i ruszyła wolno w kierunku stodoły. Otworzyła ciężkie drzwi i ku jej zaskoczeniu zobaczyła Michaela siedzącego w kącie z księgą na kolanach.
-Mogłabyś zamknąć drzwi? Nie jest tu za ciepło.- powiedział, próbując zapalić na nowo świeczkę. Maggie przez chwilę wyglądała, jak gdyby chciała go zapytać co tutaj robi, jednak ostatecznie zrezygnowała. Zamknęła za sobą drzwi i usiadła na wysokim posłaniu, gdzie obecnie spoczywał nieprzytomny Charlie. Dotknęła jego chłodnego policzka, po czym chwyciła go za rękę.
-Myślałam, że odszedłeś.- odezwała się, nie patrząc na niego. Michael w tym czasie przeglądał księgę, mając nadzieje, że znajdzie tam coś by sobie pomóc.
-Rozczarowana?- spytał, spoglądając na nią.
-Okłamałeś mnie, prawda?
-Nie.- odpowiedział, nie dodając nic więcej, nie podając argumentów dlaczego ma mu wierzyć i o dziwo nie wątpiła w jego słowa.
-Wiesz, jeśli chcesz byc znowu wampirem, możesz użyć swojej specjalnej mocy przekonywania i nakłodnić do tego jakiegoś wampira- rzekła, nieco ironicznie, patrząc tym razem na niego.
-Nie jestem głupi. Szukam tutaj czegoś by zatrzymać ten proces.- odparł, wskazując na oszpeconą część swojej twarzy.- Z każdym dniem jest coraz gorzej.
-Co do prądu też mówiłeś prawdę?- spytała, po dłuższej ciszy. Spojrzała na Charlie'ego, po czym wstała i usiadła bliżej.- To może mu zaszkodzić? Dlatego Jack...taki jest?
-Słuchaj, Margarett. Szczerze? Powiedziałem tak dlatego by przykuć twoją uwagę. Owszem na Jacku były kiedyś przeprowadzane eksperymenty z użyciem prądu, ale to tylko mit. To, że go raz poraziłem, nie znaczy, że stanie się Rozpruwaczem 2.0.- odpowiedział, odkładając księgę na bok. Zanim Maggie zdążyła coś powiedzieć rozległ się najpotężniejszy chyba tego wieczoru grzmot. W tym samym momencie płomyk ze świeczki zgasł, a Charlie podniósł się i otworzył oczy, które podobnie jak poprzednio były czarne.
-Charlie?- spytała, nieco zlękniona. Ten jednak nie odpowiadał. Zachowywał się jak lunatyk. Wstał, niczym automat i skierował się w stronę wyjścia. Następnie otworzył sobie drzwi i wyszedł na zewnątrz.
-Coś ty zrobił?!- wrzasnęła na Michaela ze złością, porywając się z miejsca i biegnąc za chłopakiem.
-Co ja zrobiłem? To ty go wskrzesiłaś.- odpowiedział, po chwili doganiając ich.
***
Brandon cały czas siedział zamknięty w pokoju. Nie wynurzał się ani na moment, nie rozlegał się również stamtąd żaden dźwięk. Natomiast Annie, Gabrielle i Carter zgromadzili się z kuchni by omówić sprawy. Nie wiedzieli jakim cudem udało się Maggie wskrzesić chłopaka, nawet bardzo potężna czarownica mogłaby mieć z tym problem. No i sam Mchael był dla nich zagadką. Gabrielle jako pierwsza udała się do swojego pokoju, na górę z pretekstem bólu głowy. Tak naprawdę nie uśmiechało jej się uczestniczenie w tym, nie czuła, że to są jej problemu. Tak na prawdę czuła sie trochę jak piąte koło wozu. Gdy Carter też już chciał udać się na górę, przestraszona Annie go zatrzymała.
-Słuchaj, Annie może grozić niebezpieczeństwo.- powiedziała szeptem, patrząc mu w oczy.- To nie jest tak, że każdy byle śmiertelnik czy wampir może sobie użyc jakiegoś zaklęcia. Trzeba wziąć za siebie konsekwencje.
-Myślałem, że to mit. Z Brandonem wszystko gra.- odpowiedział, marszcząc brwi.
-Ja też tak myślałam. Ale czy widziałeś Michaela? Jego, klątwa już dopadła. Będzie z dnia na dzień wyglądać coraz gorzej. To nie jest kwestia tego, że udało się uratować chłopca.
-Maggie też to spotka?
-Nie... Za wskrzeszenie człowieka musi odpowiedzieć swoim życiem. Równowaga musi zostać zachowana. Carter, ona umrze.
Carter nie zdążył nic powiedzieć, gdyż w tym momencie usłyszeli kroki zmierzające na górę. Myśleli, że to Brandon, jednak ujrzeli kroczącego z nogi na nogę Charlie'ego, a za nim przybiegli Maggie i Michael. Carter chciał go zatrzymać, jednak ten widocznie szedł w jakimś okreslonym kierunku. Wolno wszedł na samą górę. Wszędzie zrobiło się ciemno, jednym źródłem światła były błyskawice rozświetlające na kilka sekund pomieszczenia. Chłopak wszedł do małej biblioteczki znajdującej się na samym końcu korytarza i przez chwilę stał bez ruchu.
-Charlie..- powiedział niepewnie, chwytając go za ramię. Charlie, nadal jakby w transie, robił swoje. Wyjął jedną książkę z półki i w tym samym momencie, półka znajdująca się na przecwko przesunęła się w prawo ukazując sekretne przejście prowadzące do góry.
-Mówiłeś, że nie ma tutaj strychu.- szepnęła Maggie.
-Nie wiedziałem.
Charlie oraz reszta ruszyli do góry. Każdy stopień wydawał przeraźliwe skrzypienie, które powodowało gęsią skórkę. Znaleźli się na obszernym, lecz nieco niskim strychu. Wszędzie leżały antyki, stare meble oraz przedmioty. Większość z nich przykryte było czerwoną płachtą. Na ścianie widział wielki obraz, ciągnący się od podłogi do sufitu. Charlie stanął przed nim i już się nie poruszył.
-Co dalej?- spytała Annie i podeszła do chłopaka. Pomogła mu się troszkę przesunąć, po czym sama przyjrzała się obrazowi. Przedstawiał on rodzinę; kobietę siedzącą na krześle, dwoje dzieci obok i mąż z tyłu. Dziewczyna lekko dotknęła obrazu. Usłyszeli ciche kliknięcie i obraz uchylił się. Były to drzwi, prowadzące do jakiegoś sekretnego pokoju. Otworzyła je i wręcz zamarła. W środku odwrócony do nich tyłem siedział Jack na bujanym fotelu, który wydawał z siebie lekkie skrzypnięcia. Wampir siedział bez ruchu, wpatrując się w lekko uchyloną szafę stojącą na przeciwko niego. NAtomiast obok niego siedział na podłodze chłopiec, Damien, bawiący się samochodzikiem. Nucił sobie cicho, a gdy ich zobaczył pomachał im radośnie. Annie bardzo wolno podeszła do Jack i położyła mu dłoń na ramieniu.
C.D. nastąpi
jej ! robi się coraz ciekawiej.. Charlie bardzo mnie denerwuje :c i zainteresowały mnie sceny z Michaelem i Maggie :) końcówka bardzo ciekawa. pozostawia wiele pytań i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńczekam :D
Zgadzam się z komentarzem wyżej ;-) świetny rozdział. Czekam na kolejny. Pozdrawiam ;-)
OdpowiedzUsuńAle się cieszę, że tutaj trafiłam. Czytałam to opowiadanie na onecie, ale później mi tak jakoś zniknęło z oczu, ale teraz znów mam przyjemność je czytać! Uwielbiam Brandona, zwłaszcza w pierwszej części, jak chciał się zemścić na Maggie za to, co zrobiła przed laty! Ten rozdział jest świetny, nie zauważyłam żadnych błędów i naprawdę teraz aż mnie skręca z ciekawości, co będzie dalej ;) Poza tym strasznie denerwuje mnie Charlie - bardziej niż w pierwszej części, no ale....
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na: http://emily-and-lucyfer.blogspot.com/
Piszę opowiadanie fantastyczne, ale nie o wampirach, tylko o aniołach i demonach.
Pozdrawiam serdecznie.
kocham twojego bloga ... znalazłam go niedawno i tak się w niego wkręciłam że teraz nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału ... i jestem ciekawa czy dopadną meggie jakieś konsekfęcje przez to że wskrzesiła charliego ... pozdrawiam i weny życzę :D
OdpowiedzUsuńNiesamowite :) Dawno nie znalazłam tak interesującego bloga! Wciągnął mnie bez reszty. Jeśli masz ochotę, możesz wejść do mnie i dać znać co o tym sądzisz. Byłabym zaszczycona. Masz wielki talent, oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńhttp://in-the-abysses-of-fire.blogspot.com