-Czas na seans
Na te magiczne trzy słowa wszyscy zgromadzili się następnego popołudnia w salonie. Annie nie wspomniała nikomu czego dokonała poprzedniej nocy w piwnicy, z Michaelem, dlatego też wszyscy bez wyjątku osłupiali widząc go w takim stanie. Na dodatek, by zrobić jeszcze większe wrażenie na towarzyszach, przebrał się elegancko w czarne spodnie i koszulę oraz ułożył włosy. Udało mu się na tyle ich zszokować, że nikt nie spytał się go w jaki sposób to zrobił ani nawet co się stało. Dopiero, gdy usiadł między nimi w kręgu z zadowoloną miną, Gabrielle syknęła w jego stronę:
-Sprzedałeś duszę, by przywrócić swoją ładną twarzyczkę?- widząc, że ten nie odpowiada tylko wpatruje się przed siebie z przyklejonym uśmiechem, dodała cierpko- No nie, przecież ty nie masz duszy.
Po krótkim czasie pojawili się również Brandon i Maggie, z zaskakującym, jak na nią dobrym humorem. Dzięki makijażowi i innym dziewczęcym specyfikom wyglądała, jakby nigdy nie było żadnej klątwy. Michael, przez chwilę, aż sam zaczął się zastanawiać czy aby i ona nie skorzystała z pomocy Annie. Może to dlatego, że właściwie nigdy nie widział jej w makijażu. Wymieniała co jakiś czas spojrzenia z Carterem co oczywiście nie uszło uwadze Brandonowi, który w pewnym momencie nie wytrzymał i szepnął jej do ucha:
-Tylko nie mów, że i na ciebie działa ten nowy Carter. Najpierw Gabrielle a teraz ty?
-Naprawdę? Brandon Howard zazdrosny?- spytała z szerokim uśmiechem odwracając się do niego przodem. Przysunęła się bliżej i pocałowała go lekko.- Podnieca mnie to.
-Podnieca mnie to, że cię to podnieca.- dodał, przejeżdżając wierzchem dłoni po jej nieco chłodnym policzku. Uśmiech na jego ustach nieco się zmniejszył, gdy dotknął jej równie zimnej dłoni.
-Maggie...
-Wszystko w porządku. Po prostu jest mi trochę chłodno.- odpowiedziała szybko, chcąc uniknąć dalszych pytań. Widząc jednak, że ten otwiera usta w ramach protestu, dodała, kuląc się nieco.- Przytul mnie, proszę.
Brandon odpuścił tym razem i zrobił to o co go poprosiła. Charlie zdawał się być jedynym obserwatorem tej scenki. Siedział między Annie a Carterem i przyglądał się dziewczynie z niejakim niepokojem. Po tylu latach, może i nadal nie znał jej jak własnej kieszeni, ale zdążył zauważyć kiedy ta próbuje wymigać się od odpowiedzi, albo coś ukrywa
-Co się z nią dzieje?- spytał półszeptem Cartera, w dalszym ciągu patrząc na Maggie. Wampir podążył za nim wzrokiem, po czym zerknął kątem oka na niego, jakby chcąc wybadać ile ten wie.
-Nie wiem o czym mówisz.- odpowiedział swoim, zwykłym, pozbawionym emocji tonem. Można było powiedzieć o nim wiele, ale przede wszystkim było honorowym i zawsze dotrzymywał słowa. Choć rzeczywiście coś się w nim zmieniło. Po wczorajszej rozmowie z Gabrielle, jej wyznaniem i pocałunkiem długo nie mógł zmrużyć oka, ciągle rozmyślając co to w ogóle oznacza. Zawsze uważał, wierzył w to, że wampiry to istoty przeklęte, skazane na piekło, a przede wszystkim martwe. Martwi nie potrafią kochać. To wszystko co wiedział. Przez te wszystkie setki lat nawet nie kłopotał się by szukać kogoś, a wszystkie wielbicielki odprawiał, jak najdelikatniej potrafił. Zresztą, nie było ich tak wiele. Zwykle damy, panienki, dziewczyny wolą facetów pokroju Brandona czy Michaela, którzy są bardziej towarzyscy, zabawni czy szarmanccy. Carter za to był wiecznie zamyślony i poważny, jakby problemy całego świata spoczywały na jego barkach. Teraz coraz częściej przyłapywał się na tym, że spogląda z uśmiechem na Gabrielle, gdy ta nie patrzy. Podziwia jej piękne, kakaowe oczy przeplatane jasnymi refleksjami oraz czarne, lekko kręcone włosy, których nigdy nie spinała. Znowu to robił, jednakże tym razem ich spojrzenia skrzyżowały się na krótką chwilę. Żadne z nich nie chciało jako pierwsze odwrócić wzroku. Dopiero słowa Annie sprowadziły ich z powrotem na ziemię.
-Moim zdaniem nie wszyscy powinni brać udział w seansie.- powiedziała, patrząc na każdego z kolei. Dopiero po kilkunastu sekundach dotarł do wszystkich sens jej słów.
-Kogo masz na myśli mówiąc "nie wszyscy"?- spytał ostrożnie Charlie.
-Ciebie i Maggie.- odpowiedziała na jednym wydechu, spoglądając na Jacka siedzącego obok niej.- I ciebie.
-Co?!
Zaprotestowała cała trójka w tym samym momencie. To jasne, że nikt nie chciał zostać wykluczony w takiej chwili. Tym bardziej zaskoczony był Jack, bo nie miał pojęcia dlaczego akurat on.
-Przestańcie! Tak postanowiłam. W innym wypadku nie przeprowadzimy seansu.- ucięła ostro wszelkie dyskusje. Następnie spojrzała łagodnie na Maggie.- Niestety nie możesz w tym uczestniczyć. Jesteś za słaba. Nie wiadomo jakbyś to zniosła, a zważywszy na twój zły stan...
-Czuję się świetnie.- zaprotestowała ostro, prostując się, jakby chcąc przez to pokazać, że jest w pełni sił.- Brandon, powiedz im... Brandon?
-Maggs, myślę, że jednak powinnaś sobie to odpuścić... Wiem, że jesteś silna. Jesteś, tak naprawdę najsilniejszą osobą jaką znam, ale kochanie, zrób to dla mnie. Chcę byś była bezpieczna, chociaż ten jeden raz.- mówił cały czas patrząc jej w oczy i ściskając dłoń. Z każdą sekundą widział, że miękła, ulegała mu, a nawet nie musiał wykorzystywać wpływu. To po prostu miłość. Zwiesiła głowę, po czym odparła niechętnie:
-No dobrze.
-A co ze mną?- spytała Charlie, marszcząc brwi.
-Z tego co zdążyliśmy zauważyć jesteś bardzo podatny na wszelkiego rodzaju nadprzyrodzone moce. Nie możemy ryzykować twojej obecności w seansie, bo istnieje olbrzymie prawdopodobieństwo, że zostaniesz opętany.- wyjaśniła najprościej jak potrafiła. On z kolei nie kłócił się jak Maggie. Miał świadomość, że naraziłaby ich na ogromne niebezpieczeństwo. Pokiwał głową i wstał. Po chwili to samo uczyniła Maggie, rzucając ostatnie, tęskne spojrzenie Brandonowi. Zanim Jack zdołał spytać dlaczego również on ma opuścić pokój, powiedziała:
-Jack, z tobą jest podobna sprawa. Kilkakrotnie wpadałeś już w szał zabijając wszystko dookoła. Zazwyczaj robiłeś to po zażyciu wampirzej krwi, ale przypomnij sobie, że podczas walki z serafami zdarzyło się to samoistnie.
-Annie- zaczął Jack, wstając z miejsca. Następnie chwycił ją za ramię i odprowadził nieco na bok.- Dobrze, zrezygnuję z seansu dla ciebie, ale błagam cię, bądź ostrożna. Jeszcze nigdy nie byłem świadkiem czegoś takiego. Mam wrażenie, że tym razem mamy do czynienia z czymś niezwykle potężnym i mrocznym. Uważaj na siebie.
Wyszeptał te ostatnie słowa przykładając czoło do jej czoła i nie odwracając wzroku od jej błękitnych, przestraszonych oczu.
-Będę ostrożna. Kocham cię.- odpowiedziała i pocałowała go lekko w usta, pozwalając sobie na tą sekundę zapomnienia. Przez tą jedną chwilę istnieli tylko oni, nie było nikogo innego w pokoju. Rzadko pozwalali sobie na takie chwile bliskości publicznie, a jak już, to trwało to bardzo krótko. Wszyscy wtedy, zwykle odwracali wzrok. Po chwili Annie wróciła do kręgu, a Jack, Maggie i Charlie wyszli z salonu na korytarz. Zapadła cisza. Żadne z nich nie odzywało się do siebie. W końcu Jack zabrał ich na piętro dla większego bezpieczeństwa. Nie mógł jednak spokojnie usiąść. Przemierzał pokój raz za razem. Podobnie jak pozostali, wolałby teraz tam być. Maggie usiłowała ignorować troskliwe spojrzenia Charlie'ego, który całą swoją postawą ciała chciał powiedzieć, że pragnie z nią porozmawiać. Wyznała wszystko Carterowi mimo iż obiecała sobie, że zatrzyma wszystko dla siebie. Nie chciała łamać swojej obietnicy drugi raz, dla Charlie'ego. Obawiała się, że to może być zbyt duży ciężar dla niego, a już zwłaszcza po tym co przeszedł. W pewnym momencie usiadł obok niej i spojrzał w okno. Nie mógł tam oczywiście nic zobaczyć, wszystko było spowite mgłą.
-Maggie- zaczął niepewnie- Widzę, ze nie chcesz raczej rozmawiać, a przynajmniej ze mną, ale wiedz, że jestem tu dla ciebie. Nie jesteś chyba świadoma tego ile dla mnie zrobiłaś. Dzięki tobie żyję.
Przerwał na moment, by wziąć oddech i ukradkiem spojrzeć na jej reakcję, jednak twarz Maggie nie wyrażała żadnych emocji. Po chwili wahania ujął jej dłoń i dodał:
-Cały czas czuję, że jestem ci coś winien.
-Żartujesz, prawda? Przecież to wszystko co nas tutaj spotyka jest moją winą.- odezwała się w końcu, chcąc wyrwać swoją dłoń, jednak Charlie uścisnął ją jeszcze mocniej.
-Przestań się obwiniać. Jeśli już chcesz zrzucić na kogoś winę to obwiń mnie. Jeśli wtedy nie dałbym się zabić...
-Charlie, przestań!- krzyknęła, wstając gwałtownie, po czym dodał już ciszej.- Już przestań, proszę.
***
Gdy tylko Jack, Charlie i Maggie opuścili pokój, a Annie zajęła z powrotem swoje miejsce, zaczęli seans. Zgasili światło pozostawiając za źródło światła jedynie promyki świec, które zostały rozłożone po obu stronach tabliczki ouija. Natomiast wokół zgromadzonych, Annie narysowała duży okrąg z symbolami, które miały jeszcze dodatkowo wzmocnić ich możliwy kontakt z istotami nadnaturalnymi.
-Jeśli ktoś chce się wycofać, niech zrobi to lepiej teraz. Potem już nie będzie odwrotu.- oznajmiła, spoglądając na każdego po kolei. Nikt się nie odezwał, a chociaż skrywał strach, nie okazał tego.- Dobrze, zaczynajmy w takim razie. Chwyćcie się za ręce.
Jak rozkazała tak zrobili. Gdy tylko wszyscy złączyli się tworząc krąg, każdy poczuł delikatne kopnięcie, jak gdyby przeszedł przez nich delikatny prąd.
-Stanie Motrose, wzywamy cię.- powiedziała grobowym głosem, zamykając oczy. Wszyscy poszli za jej przykładem. Czekali sekundy, minuty, jednak nic się nie działo. Widząc, że stare metody nie odnoszą, w tym przypadku pożądanych skutków, zaczęła recytować w języku łacińskim. Powtarzała na okrągło te same słowa wkładając w nie coraz więcej mocy. Po piętnastu minutach była już tak wykończona, że z nosa zaczęła jej lecieć krew. Zauważył to Carter.
-Annie? Annie, przestań.- powiedział, rozluźniając nieco uścisk dłoni.
-Nie! Pod żadnym pozorem nie puszczaj mojej dłoni. Chociażby nie wiem co. To się tyczy każdego z was.- powiedziała zaciskając mocniej palce na dłoni Cartera. W pewnym momencie jedna świeca zgasła. zrobiło się przeraźliwie cicho.
-Annie...
Zaczęła Gabrielle, jednak momentalnie urwała, widząc, że przedmiot służący do odczytywania liter na tabliczce Ouija zaczyna się poruszać wolno po planszy. Wszyscy automatycznie pochylili się nad tabliczką.
-W S Z Y S C Y- odczytywała każdą literkę Annie, a serce niemal wyskoczyło jej z piersi.- Z G I N I E C I E
-D Z I S I A J- dokończył Carter, podnosząc wzrok na czarownicę.
-Stanie? Co masz na myśli?- spytała rozpaczliwie, a jej dłonie coraz bardziej drżały. Jednak zanim zdążyła coś jeszcze dodać, na planszy zaczęły pojawiać się kolejne słowa.
P R Z Y J D Ź P O B A W I Ć S I Ę Z E M N Ą
Gdy tylko odczytali ostatnią literkę druga świeca zgasła. Usłyszeli szybkie kroki po schodach oraz śmiech.
-Pozostańcie na miejscach. W kręgu jesteśmy bezpieczni...
-Nie ma już żadnego kręgu!- odezwał się obcy, nieludzki głos, który wywołał u wszystkich dreszcze. Dało się odczuć, że to coś zbliżało się się ku nim bezszelestnie.
-Czym jesteś?- spytała głośno Annie, rozglądając się na boki. W odpowiedzi stwór tylko zamruczał głośno, co miało zapewne zastępować pomruk śmiechu.
-Niedługo się przekonasz. Całkiem niedługo. Może dzisiaj...?
Nagle Brandon poczuł, że ktoś kładzie mu dłoń, lodowatą dłoń na ramieniu. To spowodowało, że na moment stracił czucie w palcach u rąk. Pozostali, oprócz Annie mieli podobne wrażenie.
-Annie- odezwała się Gabrielle z przerażeniem w głosie.- Nie ma Brandona. On zniknął...
C.D. nastąpi...
ttp://biblioteka-czytelnika.blogspot.pt/
OdpowiedzUsuńmozesz dodac swojego bloga do spisu ;)