(I oto Carter. Lubicie go? :D)
Carter jeszcze do późna w nocy przeglądał nagrania rodzinne. Jak się okazało, było ich całkiem sporo. Za każdym kanałem krył się inny, zachowany moment, na pozór szczęśliwej rodziny. Gdy wszyscy w końcu rozeszli się, Carter zabrał się do pracy. Oglądał każdy kawałek, po kilka razy rozdzielając nawet fragmenty na klatki. By nic mu nie umknęło, zgasił wszystkie światła i usadowił się na krześle, tuż przed telewizorem. Od dłuższego czasu przyglądała mu się Maggie stojąca w progu. Od rozmowy z Samuelem nie zmrużyła oka. Cały czas ciążyło na niej poczucie winy, dlatego też, gdy Brandon usnął, wymknęła się z pokoju i wzięła długi prysznic. Wtedy, tak naprawdę mogła pomyśleć o wszystkim na spokojnie i wypłakać się. Zadecydowała, że nie powie o tym Brandonowi. Gdyby się dowiedział, z pewnością porzuciłby wszystko co do tej pory robią i skupiłby się tylko na szukaniu ratunku dla niej. Nie chciała myśleć do jakich głupich czynności mógłby się przez to posunąć. Po długim prysznicu skupiła się na swoim wyglądzie zewnętrznym. Po raz pierwszy od naprawdę dawna skorzystała z tych wszystkich kosmetyków i upiększaczy. Nie była w tym zbytnio obeznana, jednakże efekt końcowy był co najmniej zadowalający. Następnie wysuszyła i rozczesała włosy, starając się nie zwracać uwagi jak dużo zostało na szczotce. Zrzucała to za złe odżywianie, ale w głębi duszy wiedziała jaki jest prawdziwy powód. Po długich próbach okiełznania niesfornych, kasztanowych włosów, pozostawiła je ostatecznie swobodnie wokół ramion. W końcu ubrała zwiewną sukienkę w kwiatki. Zdecydowała się na to, ponieważ chciała wyglądać weselej, a nie ciągle te ciemne, przygnębiające ubrania. Wyszła na palcach z sypialni, rzucając jeszcze ostatnie spojrzenie Brandonowi i skierowała się w stronę kuchni. Wyciągnęła z lodówki wodę i nalała sobie trochę do szklanki. zadziwiający był fakt, iż dopiero, gdy dowiedziała się o swojej nieuchronnie zbliżającej się śmierci, zaczęła zauważać niepokojące szczegóły, takie jak drżące dłonie. Zacisnęła na moment oczy, a gdy je otworzyła zamknęła z powrotem lodówkę i zapominając kompletnie o szklance, wyszła pospiesznie z kuchni. Mijając alon zobaczyła siedzącego tam Cartera, wpatrującego się w odbiornik, jak zombie. Przez dłuższy czas obserwowała jego poczynania, jednak w końcu postanowiła się odezwać.
-Znalazłeś już coś?
Jeśli wtedy nie była pewna, czy Carter był świadomy jej obecności, teraz już wiedziała. Słysząc jej głos, poderwał się z miejsca i wysunął kły, warcząc na nią. Maggie odruchowo cofnęła się o kilka kroków. Nigdy nie obawiała się czegoś złego ze strony Cartera, ale w takim stanie widziała go po raz pierwszy. Na dodatek, jedynym źródłem światła był odbiornik, a oczy Cartera zaczerwieniły się od nadmiernego wpatrywania się w ekran. Jednakże, gdy tylko dostrzegł, że to Maggie, cofnął kły i również cofnął się przerażony.
-Dobry Boże, Maggie, wybacz... ja zareagowałem odruchowo. Przepraszam. Wiesz, przecież, że bym cię nie skrzywdził. Nigdy.
-Wiem. wiem, Carter.- odpowiedziała, po chwili Maggie, uśmiechając się blado. Mierzyli się spojrzeniami, aż dziewczyna nie zdecydowała się w końcu wejść do środka. Przysunęła sobie krzesło obok Cartera i usiadła na nim gładząc nerwowo sukienkę. Wampir również zajął swoje poprzednie miejsce. Po chwili, całkiem nieoczekiwanie położył dłoń na jej ramieniu i spojrzał na nią troskliwie.
-Maggs, jeśli chcesz o czymś pogadać...- zaczął niezgrabnie, chcąc rozpocząć temat.
-Udało ci się coś odkryć?- spytała, wchodząc mu niemal w słowo. W dalszym ciągu unikała jego wzroku.
-Nie, nie sądzę.- odpowiedział, nieco zbity z tropu jej nagłą zmianą tematu.- Przejrzałem wszystkie nagrania, ale nic niezwykłego z nich nie znalazłem. Urodziny mamy, zabawy w parku, albo po prostu zwykłe nagrania z domu. Może jeśli przejrzę je jeszcze raz, znajdę coś, jakąś ukrytą wiadomość. A jeden kanał w ogóle nie działa. To mnie właśnie zastanawia.
Maggie cały czas tylko kiwała głową z wzrokiem utkwionym w swoich kolanach. Gdy Carter skończył mówić, zapadła cisza.
-Umieram, Carter.- powiedziała cicho, niemal szepcząc i dopiero wtedy spojrzała mu w oczy. Z jego wyrazu twarzy nie odbijało się jednak zaskoczenie, a głęboki smutek i współczucie. Ujął delikatnie jej dłoń, po czym odpowiedział lekko drżącym głosem:
-Wiem, Maggie.
-Czy jest coś, co mogłabym...- zaczęła z lękiem, jednak Carter nie musiał nic odpowiadać. Wystarczyło spojrzenie jego oczu oraz uściśnięcie dłoni. Maggie przełknęła głośno ślinę i przyłożyła pięść do ust by zdusić szloch. Sądziła, że wcześniej już dostatecznie się wypłakała. Wampir przybliżył się do niej jeszcze bardziej i przytulił do siebie. Nie mówił nic. Żadne słowo, pocieszenie nie było odpowiednie do tej sytuacji. Chciał powiedzieć, że będzie dobrze, ale przecież oboje wiedzieli, że to nieprawda. Trwali w takim bezruchu przez dłuższy czas.
-Nie mów mu, dobrze?- spytała, odsuwając się już od niego.
-W porządku..., ale nie czekaj do ostatniej chwili.- odparł łagodnie, głaszcząc ją po policzku. Maggie w odpowiedzi uśmiechnęła się do niego i odgarnęła ostatnie ślady łez.
-Wszystko w porządku?- spytała Gabrielle, stojąc w progu i przypatrując się im z konsternacją.
-Tak, tak.- jako pierwsza odzyskała głos Maggie, przybierając szeroki uśmiech na usta. Ponownie zapadła niezręczna cisza. Dziewczyna próbowała dać jakoś znać Carterowi, by odezwał się, przerwał milczenie, ale ten tylko gapił się pustym wzrokiem w telewizor.
-Zostawię was. Dzięki, Carter. Za wszystko.- dodała, wstając z miejsca. Spojrzała jeszcze na chłopaka, po czym oddaliła się do siebie. Gabrielle nie wiedziała co zrobić. Carter wydawał się kompletnie nie zainteresowany jej towarzystwem. Miała na sobie jedynie krótką, seksowną, czarną halkę uwydatniającą jej atuty. Gdy już zamierzała uciec stamtąd, odezwał się:
-Nie odchodź.- po raz pierwszy od jej przyjścia, spojrzał na nią.- Musimy porozmawiać.
-Tak.- odpowiedziała prawie od razu. Zaczerwieniła się lekko i speszyła, uświadamiając sobie swoją desperację. Chciała z nim wszystko sobie wyjaśnić już wczoraj. Cały czas układała sobie w głowie co dokładnie powie. W momencie konfrontacji wszystko wyparowało. Carter wstał, co było znakiem dla Gabrielle by podejść bliżej.
-To, co się...
-Nigdy nie czułam...
Zaczęli równocześnie, chcąc jak najszybciej pozbyć się kłębiących się w środku nich myśli. Uśmiechnęli się do siebie, nieco speszeni.
-Ty pierwszy.- oznajmiła, bawiąc się brzegiem halki, by zająć czymś dłonie. Wampir wziął głęboki oddech, co było paradoksem, skoro nie musiał oddychać i zaczął wolno.
-To co się wydarzyło było dość niespotykane. Ja... nigdy się tak nie zachowuję. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Przepraszam, jeśli uwłaszczyłem w twoją godność. Znaczy... po tym co zrobiłem, z pewnością uwłaszczyłem w twoją godność. Wybacz, tak nie postępują gentlemani.- wyrecytował, spuszczając ze skruchą wzrok. Splótł dłonie za plecami i czekał na reakcję. Gabrielle znała Cartera od ponad dwustu lat, ale w życiu nie spodziewałaby się po nim takiej odpowiedzi.
-Uprawiałam seks z tyloma ludźmi, że wszystkie twarze zlewają mi się w jedno. Przestałam już cokolwiek odczuwać. To stało się dla mnie pracą, czynnością niezbędną do przeżycia.
- W porządku...?- odpowiedział Carter, całkowicie zbity z tropu.
-Nie przerywaj mi.- powiedziała ostro, po czym kontynuowała.- Naprawdę nie mam pojęcia co takiego jest w tobie, że na twój widok nogi się pode mną uginają, a wszystkie słowa gdzieś uciekają. Może dlatego, że jesteś zawsze taki poważny i smutny? To co wtedy pokazałeś... Do tej pory śni mi się to, czuję twój dotyk na moim ciele.
Gdyby Carter nie był wampirem, w tej chwili z pewnością by się zaczerwienił. Gabrielle miała rację. Nie przywykł do tego wszystkiego, do takich rozmów. Owszem, miewał jakieś dziewczyny wcześniej, ale nie było to nic tak intensywnego.
-Wybacz, że przerywam, ale nie jestem pewien dokąd zmierzasz.
-Zmierzam do tego, że...- Gabrielle pokonała dzielącą ich odległość i spojrzała mu głęboko w oczy.- Chyba się w tobie zakochałam, Carterze Cipriano DeLasca.
Zanim wampir zdążył jakoś zareagować, wspięła się na palce i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Po chwili, Carter objął ją delikatnie w talii i odwzajemnił pocałunek.
***
Annie, w tym czasie tkwiła wraz z Michaelem w piwnicy. Tuż po posiłku udali sobie małą pogawędkę na temat tej całej klątwy oraz samej magii. Czarownica nie była zbyt skora do pomocy i to właśnie jemu, ale dała się namówić na wycieczkę do piwnicy z samej ciekawości. Zabrała również ze sobą wszystkie specyfiki i księgę, a raczej Michael wziął.
-Czytałem, pewnej nocy, że jest na to środek. Nie okłamuj mnie.- powtarzał jej po raz tysięczny, przechadzając się nerwowo po pomieszczeniu. Annie nie mogła nic poradzić, ale mimo wszystkich okropieństw, jakich się dopuścił, było jej go trochę żal. chociażby z tego względu, że tak uporczywie chciał pozostać żywym. Miała chyba niejaką słabość do potworów.
-Nie ma, Michaelu. To klątwa. Nie jestem w stanie...
-Nie kłam!- wrzasnął, a jego dłonie zaczęły iskrzyć, jak gdyby cała energia elektryczna skłębiła się w jego ciele. Wziął głęboki oddech i powiedział już spokojniej- Annie, proszę cię. Nie znamy się od wczoraj. Wiesz, że nie zawsze byłem potworem. Musi być coś, cokolwiek.
Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się. wiedziała, że on, szczególnie on, nie zasługuje na jakąkolwiek pomoc, lecz gdy widziała błaganie i desperację w jego oczach, nie mogła go tak zostawić.
-Jest coś, ale to tylko chwilowe. Może zlikwidować twoje szramy na jakiś czas, lecz to nie zlikwiduje klątwy.
-Cokolwiek.- powtórzył, błagalnie. Nie zastanawiając się dłużej, chwyciła za książkę i zaczęła ją wertować, aż nie dotarła do odpowiedniej strony. Wyciągnęła kilka fiolek pełnych tajemniczych przedmiotów i zaczęła je mieszać w jedno. Co jakiś czas zaglądała do księgi by sprawdzić co dalej. Michael cały czas zaglądał jej przez ramię. Po piętnastu minutach mikstura była gotowa. Miała szarawy odcień, pachniała też nie najlepiej.
-Gotowe. Wystarczy, że to wypijesz. Eliksir powinien działać kilka, kilkanaście godzin.- oznajmiła, podając mu dymiący jeszcze wywar. Wyglądała na całkiem zadowoloną z siebie. Natomiast Michael był nieufny, właściwie jak zawsze. Nie miał jednak nic do stracenia. Zanim zdążył się rozmyślić, chwycił za fiolkę, a zawartość wlał sobie do gardła. Momentalnie poczuł gorąco rozchodzące się po całym ciele, szczególnie twarz strasznie go piekła. Cały ten stan trwał jakieś dwie minuty.
-I co, to tyle? Podziałało?- zaczął się dopytywać, jednakże gdy tylko dotknął twarzy, wiedział, że tak. Była aksamitna, bez żadnej skazy. Dla pewności spojrzał jeszcze w lustro. Widząc dawnego siebie, zaśmiał się radośnie.
-To cud.
-Nie, to czary. Pamiętaj, że czas działania... Michael!
Annie krzyknęła, widząc, że chłopak już wbiega po schodach, kierując się do wyjścia. Nie ważne było jak długo miał trwać w takim stanie. Nic już do niego nie docierało.
-Michael wrócił.- powiedział cicho do siebie, przywdziewając ten swój charakterystyczny, tajemniczy uśmiech.
C.D. nastąpi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz