sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 8

Minęło trochę czasu zanim wszyscy zdołali się doprowadzić do porządku. Charlie strasznie palił się by wyznać wszystkim co właśnie odkrył, ale okazało się, że jednym nieco dłużej przychodziło dochodzenie do siebie. Brandon, w końcu, po kilku godzinach ocknął się z wielkimi wyrzutami sumienia w stosunku do tego co zrobił. Annie, chociaż nadal była w szoku, doszła już, w przynajmniej połowie do siebie i wybaczyła wampirowi ten wyskok. Maggie również czuła się lepiej, po kilkugodzinnej drzemce i porządnym posiłku. Dopiero na drugi dzień postanowili wymienić się między sobą wszystkimi informacjami. Charlie i Annie zostali, chcąc nie chcąc tymczasowymi żywicielami dla grupy wampirów. Postanowili nie ryzykować już z krwią Gabrielle, w końcu nie wiadomo było jak zadziała na innych. Niekoniecznie, w innych mogłoby wzmożyć pożądanie, jak u Cartera. Maggie również nie angażowali w to z powodu jej kiepskiej kondycji. Nikt nie mówił o tym na głos, ale widać było gołym okiem, że z każdym dniem jest coraz słabsza. Gdy wszyscy zebrali się w salonie, nie wiedzieli nawet od czego najpierw zacząć. Carter, jako jedyny stał, opierając się o framugę drzwi i wpatrywał się w jakiś martwy punkt. Niedługo, po małej przygodzie z Gabrielle doszedł do siebie i czuł się tak niezręcznie, że nie był w stanie nawet na nią patrzeć. Jack czuł się podobnie w stosunku do tych dwoje.
-Dosyć już tej ciszy. Musimy porozmawiać.- powiedział nagle Charlie, zrywając się z miejsca. Spojrzał na każdego z kolei, zatrzymując się dopiero na Carterze. Bez dalszych wstępów opowiedział o wszystkim co go spotkało w piwnicy, potem o swoich przypuszczeniach. Dopiero po tym towarzystwo się nieco ożywiło. Brandon podzielił się z resztą co spotkało jego i Maggie, gdy byli po za domem i ile czasu, jak im się zdawało tam byli. To wszystko wydawało się być pozbawione sensu i całkowicie nie powiązane ze sobą.
-Mam pewną teorię.- przerwała, kolejną długą ciszę Annie. Wszyscy spojrzeli na nią pytająco, niektórzy z nadzieją. Zanim zaczęła mówić, również wstała.- Cóż, nigdy nic podobnego mnie nie spotkało, ale podejrzewam, że to wszystko, wizje Charlie'ego czy nawet fakt, iż nie możemy wyjść z tego domu powoduje ten facet z obrazu. Nie sądzę, że był nekromantą, jak twierdzi Michael, ale z całą pewnością był naznaczony klątwą przez nadużywanie magii. Po to był mu ten cały dom pogrzebowy, by mieć ludzkie serca.
-Wszystko super, ale niby dlaczego miałby bawić się z nami w "Ducha", po śmierci?- spytał Brandon, cały czas trzymając Maggie za rękę.- I to właśnie teraz? Z tego co pamiętam, Carter kiedyś tutaj mieszkał.
-Niczego nie rozumiecie...?- zapytał cicho Charter, jak gdyby znał odpowiedź cały czas. W rzeczywistości dopiero po pytaniu Brandona oświeciło go.
-Nie, oświeć nas myślicielu.- odpowiedziała, nieco zniecierpliwiona Gabrielle, co wbrew jej intencjom wyszło nieco kokieteryjnie.
-Unicestwiliśmy przecież boskie istoty. To nie zdarza się codziennie. Na dodatek Maggie przywróciła Charlie'ego i to za pomocą serafickiego naszyjnika. Naruszyliśmy równowagę i to w silnym natężeniu. I myślę, że przy okazji pozostawiliśmy uchyloną furtkę.
-Furtkę?- zdziwił się Michael.
-Przenośnia, idioto.- odparł Brandon, za co brat zmierzył go morderczym spojrzeniem.
-Coś złego przyszło wraz z Charlie'em.- dodał uzupełniająco Carter.
-I co mamy teraz zrobić?- spytała Maggie, bardziej przysuwając się do Brandona. Prawda wcale nie sprawiła, że poczuła się lepiej. Wręcz przeciwnie, teraz czuła, że to wszystko jej wina.
-Zawsze możemy ponownie uśmiercić Charlie'ego.- zaproponował beznamiętnie Michael, za co wszyscy zmierzyli go pełnym nagany wzrokiem.
-Albo ciebie. W końcu, ty także nie jesteś tutaj zbyt legalnie. Tylko, że tobie chyba coś nie wyszło...- dogryzł mu Charlie, uśmiechając się złośliwie.
-Ty...
-Zamknijcie się! Po za tym Charlie ma rację. Twój wielki powrót, Michaelu oraz fakt ile krwi musiałeś przelać by się tu znaleźć również nie mógł przejść bez echa. Dobrze to wiesz.- powiedział stanowczo Jack, na co Michael już się nie odezwał.
-No dobrze. A jak, w takim razie mamy się dowiedzieć czego on chce?
-Możemy zrobić seans.- natychmiast wpadła na pomysł Annie, co wydawało się najbardziej logicznym wyjściem z tej sytuacji.
                                                                                          ***
Z początku rewelacyjny pomysł, z czasem przyniósł coraz więcej pytań i niedopowiedzeń. Czy zechce się z nami skomunikować? A co jeśli będzie niebezpieczny? Czy my w ogóle mamy tabliczkę Ouija? Maggie miała już dość tego tematu, po za tym i tak była bezużyteczna, nie miała niczego do zaoferowania. Nawet żaden pomysł jej nie przychodził do głowy. Wymknęła się z pokoju pod pretekstem odpoczynku, po czym poszła do góry, do swojej sypialni i zamknęła drzwi za sobą. Właściwie, to miała inny plan, ale z jakiegoś powodu, nie do końca znanemu nawet jej, postanowiła zachować dla siebie to co chciała zrobić. A mianowicie skontaktować się z Samuelem. On musiał im pomóc, był przecież aniołem. Nie musiała daleko szukać kredy, świec oraz księgi z zaklęciami, gdyż robiła to już nie tak dawno, w tym pokoju. Dopiero teraz do niej dotarło, że wtedy jej nie pomógł. To jednak nie powstrzymało jej przed narysowaniem niewielkiego okręgu na drewnianej podłodze. Następnie porozstawiała świece i zapaliła je używając do tego swojej mocy. Przez ostatnie zdarzenia niemal zapomniała, że jeszcze nie tak dawno została serafem. Wzięła jeszcze księgę i usiadła " po turecku" w środku kręgu. Odszukała odpowiednią stronę, po czym zaczęła wypowiadać łacińskie zaklęcie przywołania. Powtarzała je tak długo, że w końcu potrafiła mówić je z pamięci. Przymknęła oczy, by bardziej się skupić.
-Samuelu!- krzyknęła, z bezsilności, zauważając, że nic się nie dzieje. Dopiero, gdy przywołała go po imieniu, promienie w świecach wyraźnie się wydłużyły, a gdy Maggie otworzyła oczy ujrzała w kręgu Samuela. Podobnie jak poprzednio, miał na sobie nieskazitelnie biały garnitur, a nad nim samym roznosiła się jasna aura. Ze swoimi kręconymi, blog lokami i łagodnymi rysami twarzy wyglądał dosłownie jak aniołek. Jedyne co nie pasowało do obrazku to jego poważny, wręcz surowy wyraz twarzy. Nie odezwał się, tylko wpatrywał się w Maggie przenikając ją wzrokiem.
-Samuelu, ja... my potrzebujemy twojej pomocy.- zaczęła cicho, wręcz piskliwie. Nie spodziewała się, że anioł wywoła w niej taki strach.
-Poprzednio okazałaś mi nieposłuszeństwo, tylko dlatego, że nie mogłem ci pomóc.- odezwał się, unosząc lekko podbródek. zanim Maggie zdążyła zareagować na jego słowa, dodał.- A teraz ponosisz odpowiedzialność za swój wyskok.
-Dobrze, w takim razie nie pomagaj nam, ale powiedz przynajmniej co możemy zrobić? Jak uwolnić się z tego domu?- spytała desperacko, robiąc jeszcze kilka kroków w jego stronę. Anioł przez dłuższą chwilę nic nie mówił. Zaczął wręcz przypominać posąg.
-Margarett, twój czas na ziemi dobiega końca. I oto powiadam ci, zabierzesz ze sobą jeszcze kogoś z tego domu.
Nie takich słów spodziewała się od niego usłyszeć. Stanęła jak wryta, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Serce łomotało jej z szybkością światła, a nogi ugięły się pod nią. Ku jej zaskoczeniu, anioł pokonał pozostałą odległość jaka ich dzieliła. Następnie delikatnie ujął jej policzek.
-Nie bój się, dziecko. Fakt iż uratowałaś tego chłopca zostanie wzięty pod uwagę, podczas twojego ostatecznego sądu.- oznajmił łagodnie, jakby mówił o czymś zupełnie normalnym. Nawet nie zauważyła, gdy po jej policzku zaczęły bezwiednie lecieć łzy. Była w tak głębokim szoku, że nie była w stanie wypowiedzieć słowa. Po chwili Samuel pochylił się lekko i złożył na jej czole pocałunek. Dziewczyna poczuła, jak po jej ciele rozchodzi się ciepło, zaś sama odczuła spokój i ukojenie.
-Przyjdę po ciebie, gdy nadejdzie czas.- obiecał, odsuwając się już od niej, Wrócił na swoje miejsce i, gdy zamierzał już zniknąć, dodał jeszcze- Odpowiedzi szukaj u podstaw.
I tyle. zniknął, a po pokoju rozległ się delikatny łopot skrzydeł. Dopiero wtedy Maggie zaczęła płakać. Upadła na kolana, głośno łkając. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że niedługo po prostu zniknie z tego świata. Nie mogła się z tym pogodzić. Słysząc jednak kroki po schodach szybko nałożyła dywan na kręg, zdmuchnęła świeczki i wepchnęła je wraz z książką pod łózko. Następnie sama się na nim położyła, wycierając pospiesznie łzy. Zamknęła oczy, czekając na przebieg wydarzeń.
-Maggie, śpisz?- spytał Brandon, uchylając lekko drzwi. Gdy nie doczekał się odpowiedzi wszedł na palcach do środka i usiadł na brzegu łóżka. Dziewczyna nie poruszyła się, nawet wstrzymała oddech na chwilę. Wiedziała, że gdyby teraz spojrzała na niego, znowu rozpłakałaby się i musiałaby mu o wszystkim powiedzieć, a nie chciała tego robić. Chciała przeżyć te ostatnie dni z nim, jak gdyby nic nie miało się wydarzyć. Jak gdyby miała to przeżyć... Po dłuższej chwili Brandon położył się delikatnie obok niej, przykrywając ich obu kołdrą. Następnie przytulił ją do siebie, opierając podbródek o jej głowę.
-Kocham cię.- wyszeptał.
                                                                                        ***
Ostatecznie postanowili odwlec seans do jutra, aż porządnie się przygotują. Niektórzy, jak na przykład Charlie czy Michael byli temu przeciwni. Uważali, że nie ma czasu i zapewne mieli rację. Nie mogli sobie pozwolić na jakiekolwiek pomyłki. By zając jakoś czas, Annie postanowiła coś ugotować dla ludzkiej części grupy. Wampiry otrzymały już rano swój posiłek. Nie można jednak zapomnieć o ludziach i ludzi- podobnych. Gabrielle również pomagała.
-On w ogóle się do mnie nie odzywa.- powiedziała nagle, mieszając coś w garnku.- Mówię o Carterze.
-Ja wiem, wiem... Jack mówić co między wami zaszło.- odpowiedziała nieco wytrącona z równowagi Annie. Widząc jednak zmartwioną koleżankę, postanowiła jakoś ją podnieść na duchu.- Słuchaj, Gabby. Sama znasz Cartera. On już taki jest. Wiecznie zamyślony, pogrążony w planach. Jestem pewna, ze celowo cię nie unika... A jeśli nawet, to musisz przyznać, że on nie jest raczej skłonny do romansowania... ale jestem pewna, że mu się podobało. Musisz tylko złapać go raz na osobności i wyjaśnić z nim wszystko. Będzie dobrze, zobaczysz.
Te słowa najwidoczniej pomogły, ponieważ Gabrielle uśmiechnęła się z wdzięcznością do Annie i ją nawet przytuliła.
-Dziękuję.- powiedziała, po czym, zapominając, że była w środku gotowania wyszła z kuchni. Niemalże zderzyła się przy tym z Carterem. Przez chwilę stali, tylko gapiąc się na siebie. Jutro, pomyślała sobie Gabrielle. Jutro z nim pogadam.
-Więc, dziewczyny.- zwrócił się również do Annie.- Jack wpadł na pomysł, by się trochę odprężyć i obejrzeć coś. Za moment zaczynamy, więc...
Spojrzał jeszcze na Gabrielle i uśmiechnął się, nie ukrywając zażenowania, po czym wymaszerował z kuchni. W salonie wszyscy siedzieli już na kanapie, rozmawiając. Nie poruszali już tematu domu, czy tego co mają zrobić jutro. Dyskutowali o zwykłych rzeczach. Zachowywali się niemalże, jak gdyby byli na jakimś wypadzie. Nie było pośród nich tylko Brandona i Maggie, którzy nadal byli na górze. Po chwili do pokoju wmaszerowała Annie z talerzami spaghetti dla Charlie'ego, Michaela, Gabrielle i siebie.
-Nie pamiętam kiedy ostatnio coś jadłem.- odparł Charlie, zabierając się łapczywie za posiłek.
-Kultury.- zwrócił mu uwagę Michael wpatrując sie w jedzenie z rosnącym apetytem.
-To co, włączamy coś?- spytał Jack, zabierając pilot ze stołu. Nie czekając na odpowiedź, uruchomił odbiornik. Z początku nie wyświetlał się żaden obraz, tylko biel zdobiła ekran telewizora. Jednakże po kilku sekundach coś się pokazało. Przez ekran zaczęły przebijać się czarno- białe obrazy jakiejś rodziny. Dwoje dzieci bawiły się na podwórku, a kobieta siedziała na kocu i spoglądała na nich z uśmiechem.
-Pomachajcie do taty.- zawołał mężczyzna, trzymający kamerę, na co dziewczynka i chłopiec wykonali polecenie ze śmiechem. Nagle widelec Charlie'ego upadł na talerz, powodując, że pozostali w salonie wzdrygnęli się. Gdy spojrzeli na niego zobaczyli, że jest cały blady i przerażony.
-Charlie, co się stało...?
-To oni. To ta rodzina...
                                                                                                                                              C.D. nastąpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz