Nie wiedzieli nawet
jak zareagować na zachowanie Jacka. Wydawało im się to nieco
podejrzane.
-Nie powinniśmy iść
za nim?- odezwała się jako pierwsza i nie czekając na jego
odpowiedź otworzyła drzwi którymi wyszedł Jack.
Nie było po nim
śladu, a dosłownie przed sekundą opuścił pokój. Charlie, w tym
czasie wszedł do toalety. Wyglądała dosłownie, jak gdyby dokonano
w niej jakiejś zbrodni. Pomijając kałuże krwi dotarł do
umywalki, po czym odkręcił kurek od kranu. Tym razem nic z niego
nie wyleciało.
-Myślę, że tutaj
ją zamordował. Stan swoją żonę.- odparł patrząc w lustro.
-Chodźmy stąd.-
powiedziała Maggie, która nagle znalazła się tuż za nim kładąc
dłoń na jego ramieniu.- Myślę, że powinniśmy zobaczyć jeszcze
raz piwnicę. To w końcu tam robił te wszystkie makabryczne rzeczy.
-W porządku.-
odpowiedział nieco zbity z tropu jej nagłą zmianą zdania. Jeszcze
przed chwilą chciała iść za Jackiem. Jej dłonie ostatnimi czasy
były bardzo zimne, ale to ze względu na jej stan zdrowia. Teraz,
jednak jej dotyk spowodował, że włoski zjeżyły mu się na
rękach.
-Jak się czujesz,
Maggie?- spytał ujmując jej dłoń. Nie wyglądała zbyt dobrze.
Lekki grymas wkradł się na jej usta.
-Chcę po prostu by
to się już skończyło.- odpowiedziała ze szklistymi oczami.
-Wydostaniemy się
stąd, obiecuję.- powiedział kładąc dłonie na jej ramionach.
Miał ochotę ją przytulić, nawet pocałować. Zamiast tego dodał-
Uratowałaś mnie pozwól mi się odwdzięczyć.
Zanim zdążył
zrobić coś głupiego podążył w kierunku drzwi. Maggie uczyniła
to samo. Zgodnie z jej słowami zeszli schodami na dół kierując
się do piwnicy. Po drodze szukali oczywiście pozostałych, ale
niestety bez skutku. Nie chciał ponownie znaleźć się w tym
przyprawiającym o ciarki miejscu i to jeszcze bez niczego do obrony.
Ciszę przerywało jedynie skrzypienie schodków, gdy kierowali się
na dół. Nawet nie zauważył kiedy Maggie chwyciła go za rękę.
Znowu to poczuł. Zimno przeszywające aż do szpiku kości.
-Czego właściwie
szukamy?- zapytał w końcu, spoglądając na Maggie. Ku jego
zaskoczeniu nie wyglądała na ani trochę wystraszoną. Puściła w
końcu jego dłoń i zaczęła obchodzić półki z najrozmaitszymi
przyrządami. Charlie przez dłuższą chwilę tylko się jej
przyglądał, próbując dostrzec co jest z nią nie tak. Miał po
prostu takie dziwne przeczucie, które szybko zbył zmęczeniem i
ogólnym przerażeniem. Poszedł w ślady dziewczyny i również
zaczął przeglądać tajemnicze przedmioty na stolikach.
-Nie mam pojęcia,
może w jakiejś księdze znaleźlibyśmy odpowiedź na nasze
pytania.- odparła nie unosząc nawet głowy zza przyrządów
służących do obróbki zmarłych.
-Chyba coś
znalazłem.- powiedział nagle dźwigając opasłą książkę o
tytule: „Nekromancja”. Maggie od razu podeszła do niego ze
zainteresowaniem. Zanim jednak znalazła się przy nim, książka
wysmyknęła się z rąk Charlie'ego i upadła na zakurzoną podłogę
powodując straszny hałas. Oboje na moment zamarli w oczekiwaniu czy
ktoś lub co gorsza coś usłyszał ten hałas. Maggie ocknęła się
jako pierwsza i pochyliła by podnieść książkę. Charlie dopiero
teraz zauważył, że w środek coś było wetknięte. Również
ukucnął i otworzył tom na odpowiedniej stronie zanim Maggie
zdążyła chociażby jej dotknąć. Między stronami znajdował się
niewielki, srebrny sztylet. Ten sam, którego używał Stan w swoich
rytuałach. Nie to jednak tak go zszokowało. W sztylecie ukazało
się odbicie Maggie, a raczej istoty, która przed nim znajdowała
się. Ujrzał trupio bladą kobietę w średnim wieku o czarnych,
gęstych włosach i ciemnych oczach. Ubranie, które miała na sobie
było całe we krwi. Charlie walczył ze sobą by nie odskoczyć od
niej. Musiał jednak odegrać to właściwie, nie panikować.
Uzmysłowił sobie, że było już za późno, gdy napotkał jej
spojrzenie. Ona wiedziała, że Charlie to widział. Instynktownie
chwycił za sztylet i wstał wyciągając go przed siebie.
-Co zrobiłaś z
Maggie?- warknął, nie spuszczając z niej wzroku. Dziewczyna
przybrała nagle niewinnego wyrazu twarzy. Znowu udawała.
-Charlie, co cię
nagle napadło? Chcesz mnie skrzywdzić?- spytała z łamiącym się
głosem.- Boję się. Powiedziałeś, że mnie uratujesz. Charlie…
-Zamknij się. Nie
jesteś Maggie.- przerwał jej brutalnie, cofając się lekko. To był
błąd, gdyż zachęciło dziewczynę by posunęła się nieco dalej.
Podeszła nieśmiało do niego tak, że sztylet niemalże dźgał ją
w brzuch.
-Wiem co widziałeś
w tym odbiciu. Uwierz mi, ja też to widziałam. Oni tobą
manipulują, Stan włada tym domem. Chce cię obrócić przeciwko
mnie.- zarzekała się, patrząc mu cały czas w oczy. Charlie
przestał już być taki pewny. W sumie, to wydawało się być
całkiem prawdopodobne. Już nie po raz pierwszy, w tym domu ukazują
się takie czy inne halucynacje. Opuścił nieco sztylet , jednak
cały czas trzymał go w ręce.
-Gdzie pocałowaliśmy
się po raz pierwszy?- spytał nagle, mierząc ją gorączkowo
wzrokiem. Nie miał już pojęcia w co wierzyć.
-Naprawdę mnie
sprawdzasz? Och, Charlie.- odparł kręcąc lekko głową. Dodała
jednak bez wahania- Na naszej pierwszej randce.
Charlie w odpowiedzi
uśmiechnął się do niej lekko, po czym podszedł do niej i
przytulił ją mocno do siebie. Dziewczyna uśmiechnęła się i
odwzajemniła uścisk. Już chciała coś powiedzieć, gdy nagle
krzyknęła z ból. Charlie wbił sztylet w jej plecy, po stronie
serca, aż po rękojeść. Następnie odepchnął ją. To już nie
była Maggie, tylko ciemnowłosa kobieta w zakrwawionym ubraniu.
Kilka sekund później zniknęła, rozpłynęła się w powietrzu.
Pozostała po niej tylko sukienka.
-To było w moim
domu.- wyszeptał, wpatrując się w leżący łach. Następnie wziął
do ręki sukienkę i wsadził ją do metalowego kosza. Następnie
oblał leżącą nieopodal terpentynę i podpalił. Nie miał w sumie
pojęcia skąd wie, że należy to zrobić, ale wydawało się być
odpowiednie.
***
6 lat temu
Ostatnimi czasy
zakład mechanika samochodowego cieszył się naprawdę dużą
popularnością. Z pewnością, między innymi dlatego, że jest to
jedyne takie miejsce w Noir Seraphin Hill. Charlie był jedynym
pracownikiem Marka. Już jako dziecko uczył się majstrowania w
samochodzie. Mark był dla niego jak wujek, mimo iż nie łączyły
ich więzy krwi.
-Mógłbyś zająć
się dzisiaj autem pana Martina?- spytał Mark, wycierając dłonie w
szmatkę. Zbliżała się godzina czternasta, a o tej godzinie zwykle
wychodził na obiad do małej knajpki na rogu.
-Jasne. Mogę nawet
dzisiaj zostać do zamknięcia. Nie mam żadnych planów.-
odpowiedział Charlie, pochylony nad maską samochodu. Uwielbiał tą
robotę. Jedyne miejsce do którego mógł uciec od problemów.
-Daj spokój,
Charlie. Dzisiaj jest piątek, wyjdź gdzieś, rozerwij się. Może
znajdziesz sobie jakąś dziewczynę?- spytał z uśmiechem,
szturchając go nieco za mocno. Mark, jak to Mark nigdy nie
zastanawiał się zbytnio nad tym co mówi. W mieście znany był ze
swojego szaleństwa i obsesji na punkcie stworzeń nadnaturalnych.
-Jasne, Mark. Co
tylko powiesz.- odparł ze śmiechem, wyciągając dłoń po kluczyk
od zakładu. Widząc nietęgą minę mężczyzny dodał- Następnym
razem pójdę gdzieś, obiecuję.
-Jesteś dobrym
chłopakiem, Charlie. Zasługujesz na szczęście. Musisz tylko je
znaleźć.- odrzekł Mark, wręczając mu w końcu klucze, po czym
zostawił go samego. Charlie, mimo iż skończył już osiemnaście
lat nie miał na swoim koncie zbyt wielu dziewczyn. Miastowe
nastolatki nie były dla niego, jak sądził. Chociaż bardziej
możliwe jest to, że to właśnie on jest inny. Nigdy jeszcze nie
był zakochany.
Pracował nad
samochodem jeszcze przez kilka godzin. Stracił rachubę czasu, nawet
nie zauważył kiedy zrobiło się ciemno. Charlie jednak nie miał
ochoty wracać do domu, gdzie czekał na niego tylko pijany ojciec. W
pewnym momencie usłyszał zbliżające się podniesione głosy.
Ludzie raczej nie włóczyli się o tej porze po mieście. Musiały
to, więc być wampiry. Charlie był oczywiście przygotowany na taką
ewentualność. Zamknął maskę samochodu i wyciągnął ze szafki
drewniany kołek. Tak jak przeczuwał, trójka wampirów zmierzała
tutaj.
-No proszę, kogo my
tu mamy.- odezwał się jeden z nich, gdy już znalazł się w
środku. Charlie nie znał ich, z pewnością były to więc jacyś
nowo narodzeni.
-W czym mogę
pomóc?- spytał mając jeszcze nadzieję, że załatwi tą sprawę
bez wszczynania awantury.
-To ja poproszę
pieniążki z kasy, jedną z tych bryk i… a tak, i twoją krew. Ile
to będzie kosztować?- spytał drwiąco, po czym cała trójka
wybuchła śmiechem.
-Nie chcę kłopotów.
Lepiej już stąd pójdźcie.- powiedział nieco ostrzej, pokazując
zza pleców kołek. To jednak wywołało kolejną falę śmiechu. W
pewnym momencie jeden z nich błyskawicznie znalazł się tuż przy
nim i wybił kołek z dłoni Charlie'ego. Następnie chwycił go za
bluzkę i uderzył o bok samochodu.
-Jak nie będziesz
się opierać, to może pozwolimy ci żyć.- wysyczał ukazując kły.
Chłopak próbował się wyrwać, ale nie miał żadnych szans w
porównaniu z siłą wampira. Nachylał się już by ugryźć go w
szyję, pozostali wolno podchodzili. Charlie zamknął oczy i
odchylił głowię, by nie musieć na to patrzeć. Oczekiwał bólu,
jednak on nie nadszedł. Usłyszał za to nagłe poruszenie i krótkie
okrzyki. Również, po chwili wampir go puścił. Otworzył w końcu
oczy i ujrzał młodego, wysokiego chłopaka. Zgadywał, że on
również jest wampirem. Pozostali za to leżeli nieprzytomni na
podłodze.
-W porządku?-
spytał, spoglądając na niego.
-Tak… Dzięki,
ale…- zaczął Charlie trochę zbity z tropu. Jeszcze nigdy żaden
wampir nie zaatakował swego w obronie człowieka. Chłopak zaczął
kierować się do wyjścia.
-Dlaczego to
zrobiłeś?- zdążył jeszcze spytać podchodząc o krok,. Przez
chwilę zastanawiał się czy wampir w ogóle zareaguje na jego
pytanie. W ostatniej chwili, jednak odwrócił się i odpowiedział
jak gdyby to było oczywiste.
-Bo tak należało
zrobić.
-Kim jesteś?-
spytał jeszcze, właściwie nie wiedząc dlaczego.
-Carter.
świetne, pierwszy raz bloga odwiedziłam niedawno i każdy rozdział czytam z zapartym tchem.
OdpowiedzUsuńw wolnej chwili zapraszam tutaj http://love-lastsforever.blogspot.com/ tematyka podobna :)