czwartek, 23 lipca 2015

Charlie

Nie wiedzieli nawet jak zareagować na zachowanie Jacka. Wydawało im się to nieco podejrzane.
-Nie powinniśmy iść za nim?- odezwała się jako pierwsza i nie czekając na jego odpowiedź otworzyła drzwi którymi wyszedł Jack.
Nie było po nim śladu, a dosłownie przed sekundą opuścił pokój. Charlie, w tym czasie wszedł do toalety. Wyglądała dosłownie, jak gdyby dokonano w niej jakiejś zbrodni. Pomijając kałuże krwi dotarł do umywalki, po czym odkręcił kurek od kranu. Tym razem nic z niego nie wyleciało.
-Myślę, że tutaj ją zamordował. Stan swoją żonę.- odparł patrząc w lustro.
-Chodźmy stąd.- powiedziała Maggie, która nagle znalazła się tuż za nim kładąc dłoń na jego ramieniu.- Myślę, że powinniśmy zobaczyć jeszcze raz piwnicę. To w końcu tam robił te wszystkie makabryczne rzeczy.
-W porządku.- odpowiedział nieco zbity z tropu jej nagłą zmianą zdania. Jeszcze przed chwilą chciała iść za Jackiem. Jej dłonie ostatnimi czasy były bardzo zimne, ale to ze względu na jej stan zdrowia. Teraz, jednak jej dotyk spowodował, że włoski zjeżyły mu się na rękach.
-Jak się czujesz, Maggie?- spytał ujmując jej dłoń. Nie wyglądała zbyt dobrze. Lekki grymas wkradł się na jej usta.
-Chcę po prostu by to się już skończyło.- odpowiedziała ze szklistymi oczami.
-Wydostaniemy się stąd, obiecuję.- powiedział kładąc dłonie na jej ramionach. Miał ochotę ją przytulić, nawet pocałować. Zamiast tego dodał- Uratowałaś mnie pozwól mi się odwdzięczyć.
Zanim zdążył zrobić coś głupiego podążył w kierunku drzwi. Maggie uczyniła to samo. Zgodnie z jej słowami zeszli schodami na dół kierując się do piwnicy. Po drodze szukali oczywiście pozostałych, ale niestety bez skutku. Nie chciał ponownie znaleźć się w tym przyprawiającym o ciarki miejscu i to jeszcze bez niczego do obrony. Ciszę przerywało jedynie skrzypienie schodków, gdy kierowali się na dół. Nawet nie zauważył kiedy Maggie chwyciła go za rękę. Znowu to poczuł. Zimno przeszywające aż do szpiku kości.
-Czego właściwie szukamy?- zapytał w końcu, spoglądając na Maggie. Ku jego zaskoczeniu nie wyglądała na ani trochę wystraszoną. Puściła w końcu jego dłoń i zaczęła obchodzić półki z najrozmaitszymi przyrządami. Charlie przez dłuższą chwilę tylko się jej przyglądał, próbując dostrzec co jest z nią nie tak. Miał po prostu takie dziwne przeczucie, które szybko zbył zmęczeniem i ogólnym przerażeniem. Poszedł w ślady dziewczyny i również zaczął przeglądać tajemnicze przedmioty na stolikach.
-Nie mam pojęcia, może w jakiejś księdze znaleźlibyśmy odpowiedź na nasze pytania.- odparła nie unosząc nawet głowy zza przyrządów służących do obróbki zmarłych.
-Chyba coś znalazłem.- powiedział nagle dźwigając opasłą książkę o tytule: „Nekromancja”. Maggie od razu podeszła do niego ze zainteresowaniem. Zanim jednak znalazła się przy nim, książka wysmyknęła się z rąk Charlie'ego i upadła na zakurzoną podłogę powodując straszny hałas. Oboje na moment zamarli w oczekiwaniu czy ktoś lub co gorsza coś usłyszał ten hałas. Maggie ocknęła się jako pierwsza i pochyliła by podnieść książkę. Charlie dopiero teraz zauważył, że w środek coś było wetknięte. Również ukucnął i otworzył tom na odpowiedniej stronie zanim Maggie zdążyła chociażby jej dotknąć. Między stronami znajdował się niewielki, srebrny sztylet. Ten sam, którego używał Stan w swoich rytuałach. Nie to jednak tak go zszokowało. W sztylecie ukazało się odbicie Maggie, a raczej istoty, która przed nim znajdowała się. Ujrzał trupio bladą kobietę w średnim wieku o czarnych, gęstych włosach i ciemnych oczach. Ubranie, które miała na sobie było całe we krwi. Charlie walczył ze sobą by nie odskoczyć od niej. Musiał jednak odegrać to właściwie, nie panikować. Uzmysłowił sobie, że było już za późno, gdy napotkał jej spojrzenie. Ona wiedziała, że Charlie to widział. Instynktownie chwycił za sztylet i wstał wyciągając go przed siebie.
-Co zrobiłaś z Maggie?- warknął, nie spuszczając z niej wzroku. Dziewczyna przybrała nagle niewinnego wyrazu twarzy. Znowu udawała.
-Charlie, co cię nagle napadło? Chcesz mnie skrzywdzić?- spytała z łamiącym się głosem.- Boję się. Powiedziałeś, że mnie uratujesz. Charlie…
-Zamknij się. Nie jesteś Maggie.- przerwał jej brutalnie, cofając się lekko. To był błąd, gdyż zachęciło dziewczynę by posunęła się nieco dalej. Podeszła nieśmiało do niego tak, że sztylet niemalże dźgał ją w brzuch.
-Wiem co widziałeś w tym odbiciu. Uwierz mi, ja też to widziałam. Oni tobą manipulują, Stan włada tym domem. Chce cię obrócić przeciwko mnie.- zarzekała się, patrząc mu cały czas w oczy. Charlie przestał już być taki pewny. W sumie, to wydawało się być całkiem prawdopodobne. Już nie po raz pierwszy, w tym domu ukazują się takie czy inne halucynacje. Opuścił nieco sztylet , jednak cały czas trzymał go w ręce.
-Gdzie pocałowaliśmy się po raz pierwszy?- spytał nagle, mierząc ją gorączkowo wzrokiem. Nie miał już pojęcia w co wierzyć.
-Naprawdę mnie sprawdzasz? Och, Charlie.- odparł kręcąc lekko głową. Dodała jednak bez wahania- Na naszej pierwszej randce.
Charlie w odpowiedzi uśmiechnął się do niej lekko, po czym podszedł do niej i przytulił ją mocno do siebie. Dziewczyna uśmiechnęła się i odwzajemniła uścisk. Już chciała coś powiedzieć, gdy nagle krzyknęła z ból. Charlie wbił sztylet w jej plecy, po stronie serca, aż po rękojeść. Następnie odepchnął ją. To już nie była Maggie, tylko ciemnowłosa kobieta w zakrwawionym ubraniu. Kilka sekund później zniknęła, rozpłynęła się w powietrzu. Pozostała po niej tylko sukienka.
-To było w moim domu.- wyszeptał, wpatrując się w leżący łach. Następnie wziął do ręki sukienkę i wsadził ją do metalowego kosza. Następnie oblał leżącą nieopodal terpentynę i podpalił. Nie miał w sumie pojęcia skąd wie, że należy to zrobić, ale wydawało się być odpowiednie.
***
6 lat temu
Ostatnimi czasy zakład mechanika samochodowego cieszył się naprawdę dużą popularnością. Z pewnością, między innymi dlatego, że jest to jedyne takie miejsce w Noir Seraphin Hill. Charlie był jedynym pracownikiem Marka. Już jako dziecko uczył się majstrowania w samochodzie. Mark był dla niego jak wujek, mimo iż nie łączyły ich więzy krwi.
-Mógłbyś zająć się dzisiaj autem pana Martina?- spytał Mark, wycierając dłonie w szmatkę. Zbliżała się godzina czternasta, a o tej godzinie zwykle wychodził na obiad do małej knajpki na rogu.
-Jasne. Mogę nawet dzisiaj zostać do zamknięcia. Nie mam żadnych planów.- odpowiedział Charlie, pochylony nad maską samochodu. Uwielbiał tą robotę. Jedyne miejsce do którego mógł uciec od problemów.
-Daj spokój, Charlie. Dzisiaj jest piątek, wyjdź gdzieś, rozerwij się. Może znajdziesz sobie jakąś dziewczynę?- spytał z uśmiechem, szturchając go nieco za mocno. Mark, jak to Mark nigdy nie zastanawiał się zbytnio nad tym co mówi. W mieście znany był ze swojego szaleństwa i obsesji na punkcie stworzeń nadnaturalnych.
-Jasne, Mark. Co tylko powiesz.- odparł ze śmiechem, wyciągając dłoń po kluczyk od zakładu. Widząc nietęgą minę mężczyzny dodał- Następnym razem pójdę gdzieś, obiecuję.
-Jesteś dobrym chłopakiem, Charlie. Zasługujesz na szczęście. Musisz tylko je znaleźć.- odrzekł Mark, wręczając mu w końcu klucze, po czym zostawił go samego. Charlie, mimo iż skończył już osiemnaście lat nie miał na swoim koncie zbyt wielu dziewczyn. Miastowe nastolatki nie były dla niego, jak sądził. Chociaż bardziej możliwe jest to, że to właśnie on jest inny. Nigdy jeszcze nie był zakochany.
Pracował nad samochodem jeszcze przez kilka godzin. Stracił rachubę czasu, nawet nie zauważył kiedy zrobiło się ciemno. Charlie jednak nie miał ochoty wracać do domu, gdzie czekał na niego tylko pijany ojciec. W pewnym momencie usłyszał zbliżające się podniesione głosy. Ludzie raczej nie włóczyli się o tej porze po mieście. Musiały to, więc być wampiry. Charlie był oczywiście przygotowany na taką ewentualność. Zamknął maskę samochodu i wyciągnął ze szafki drewniany kołek. Tak jak przeczuwał, trójka wampirów zmierzała tutaj.
-No proszę, kogo my tu mamy.- odezwał się jeden z nich, gdy już znalazł się w środku. Charlie nie znał ich, z pewnością były to więc jacyś nowo narodzeni.
-W czym mogę pomóc?- spytał mając jeszcze nadzieję, że załatwi tą sprawę bez wszczynania awantury.
-To ja poproszę pieniążki z kasy, jedną z tych bryk i… a tak, i twoją krew. Ile to będzie kosztować?- spytał drwiąco, po czym cała trójka wybuchła śmiechem.
-Nie chcę kłopotów. Lepiej już stąd pójdźcie.- powiedział nieco ostrzej, pokazując zza pleców kołek. To jednak wywołało kolejną falę śmiechu. W pewnym momencie jeden z nich błyskawicznie znalazł się tuż przy nim i wybił kołek z dłoni Charlie'ego. Następnie chwycił go za bluzkę i uderzył o bok samochodu.
-Jak nie będziesz się opierać, to może pozwolimy ci żyć.- wysyczał ukazując kły. Chłopak próbował się wyrwać, ale nie miał żadnych szans w porównaniu z siłą wampira. Nachylał się już by ugryźć go w szyję, pozostali wolno podchodzili. Charlie zamknął oczy i odchylił głowię, by nie musieć na to patrzeć. Oczekiwał bólu, jednak on nie nadszedł. Usłyszał za to nagłe poruszenie i krótkie okrzyki. Również, po chwili wampir go puścił. Otworzył w końcu oczy i ujrzał młodego, wysokiego chłopaka. Zgadywał, że on również jest wampirem. Pozostali za to leżeli nieprzytomni na podłodze.
-W porządku?- spytał, spoglądając na niego.
-Tak… Dzięki, ale…- zaczął Charlie trochę zbity z tropu. Jeszcze nigdy żaden wampir nie zaatakował swego w obronie człowieka. Chłopak zaczął kierować się do wyjścia.
-Dlaczego to zrobiłeś?- zdążył jeszcze spytać podchodząc o krok,. Przez chwilę zastanawiał się czy wampir w ogóle zareaguje na jego pytanie. W ostatniej chwili, jednak odwrócił się i odpowiedział jak gdyby to było oczywiste.
-Bo tak należało zrobić.
-Kim jesteś?- spytał jeszcze, właściwie nie wiedząc dlaczego.
-Carter.

1 komentarz:

  1. świetne, pierwszy raz bloga odwiedziłam niedawno i każdy rozdział czytam z zapartym tchem.
    w wolnej chwili zapraszam tutaj http://love-lastsforever.blogspot.com/ tematyka podobna :)

    OdpowiedzUsuń