Po przebudzeniu
przez dłuższy czas nie otwierała oczu. Cały czas słyszała
krzątanie się oraz wesołe pomrukiwanie. Próbowała się ruszyć,
jednakże jej nogi i ręce zostały skrępowane. Bała się chociażby
poruszyć by nie dawać znaku, że jest już przytomna. Nagle poczuła
ostry ból w ramieniu. Nie mogła się powstrzymać, krzyknęła na
całe gardło, otwierając równocześnie oczy. Ujrzała nad sobą
uśmiechniętego Stana. Miał na sobie biały fartuch a w dłoni
skalpel, którym właśnie nacinał jej przedramię. W dalszym ciągu
radośnie sobie podśpiewywał, jak gdyby wykonywał jakiś prosty
zabieg.
-Bardzo miło, że w
końcu obudziłaś się, kochana Maggie.- powiedział, odkładając
skalpel. Krew ściekała z jej ręki na podłogę.- Nie martw się.
Niedługo będzie po wszystkim.- dodał, mrugając do niej
porozumiewawczo.
-Co ty wyprawiasz?
Wypuść mnie! Pomocy!- zaczęła krzyczeć, szamocząc się.
Wrzeszczała tak głośno, że była pewna, że ktoś ją usłyszy.
Stan, jak gdyby czytał jej w myślach.
-Nikt cię nie
usłyszy, moja droga, więc uważam, że możesz, że możesz sobie
odpuścić wołanie o pomoc. To ja kontroluję ten dom. Umieściłem
twoich przyjaciół w różnych wymiarach i z pewnością trochę
czasu minie zanim cię znajdą, a wtedy będzie już po wszystkim.
Po tych słowach
Stan tylko uśmiechnął się i podszedł do stołka z przyrządami.
Maggie raz jeszcze usiłowała się uwolnić, jednak więzy były za
mocne. Próbowała nawet użyć swojej mocy ognia, ale o dziwo nie
podziałało. Stan, stojący obecnie plecami do niej, zachichotał
pod nosem.
-Już ci mówiłem,
Maggie, że to jest mój dom. Kontroluję go. Jestem tutaj panem i
postanowiłem, że nie będziecie mieli swoich mocy, by było
ciekawiej.- odparł kręcąc lekko głową ze zniecierpliwieniem. Po
chwili Stan wrócił ze skalpelem i probówką. Z istniejącego już
nacięcia wycisnął krew, którą spuścił do wąskiego naczynka.
Następnie zacisnął mocno dłoń na jej nadgarstku. Z rany zaczęło
sączyć się, oprócz krwi, światło. Stan pochylił się nad nią
i zaczął wdychać świetlistą powłokę. Maggie ponownie zaczęła
wrzeszczeć, tym razem z bólu, gdyż mężczyzna pochłaniał jej
moc i energię życiową.
***
5 lat temu
Wycieczka szkolna
miała być nagrodą, chwilą wytchnienia dla uczniów, czasem, gdy
mogli trochę poszaleć. Jednakże, dla Maggie, wychowanki domu
dziecka to był koszmar. Jeszcze do wytrzymania było codzienne
dogryzanie ze strony rówieśniczek w szkole, między lekcjami. Na
wycieczce prześladowcy mieli więcej czasu oraz większe pole do
popisu, a Maggie zawsze była najlepszym celem dla wszelkiego rodzaju
żartów. Miejscem wyjazdu było jezioro Creek. Uczniowie mieszkali w
małych, drewnianych domkach niedaleko wody. Szczególnie wieczorami
bardzo łatwo było zniknąć z radaru nauczyciela. Po za tym
opiekunowie nie za bardzo interesowali się swoimi podopiecznymi.
Woleli zając się sobą. Już pierwszego dnia Lisa Collins i Mary
Brown połamały nóżki od łóżka Maggie i wystawiły je przed
domek, próbując wmówić, że było już zepsute. Dziewczyna była
zmuszona spać na twardym, cuchnącym materacu. W ogóle, nie miała
zamiaru zasypiać, jednakże w końcu, późną nocą sen ją
zmorzył. Słusznie się obawiała, gdyż przebudziła się na skraju
molo z obrzydliwym, niezmywalnym makijażem. Maggie była
zrozpaczona, pragnęła komuś o tym powiedzieć, ale najzwyczajniej
w świecie bała się.
Tego wieczoru
zaplanowane było ognisko. Maggie wywinęła się bólem brzucha i
dzięki temu nie musiała pokazywać się z tym paskudztwem na
twarzy. Zaczęła się za to za zmywanie tego. Lisa, czyli główna
prowokatorka nawet nie spodziewała się, że cały wieczór była
obserwowana przez pewnego mężczyznę. Opiekunowie zniknęli jakąś
godzinę po rozpoczęciu ogniska by zająć się sobą. Wtedy do
akcji wkroczył alkohol oraz narkotyki. Nikt nawet nie zwrócił
uwagi, że na wycieczce pojawiła się dodatkowa osoba. Był to
młody, ciemnowłosy mężczyzna z czarną skórzaną kurtką.
-Czy mi się wydaje,
czy obserwujesz mnie cały wieczór?- spytała Lisa przysiadając się
do nieznajomego. Była już nieźle wstawiona.
-Dobrze ci się
wydaje. Masz ochotę stąd iść?- spytał, pragnąc załatwić
sprawę jak najszybciej. Po tym pytaniu uśmiechnął się do niej
uwodzicielsko i położył dłoń na jej kolanie. To momentalnie
popchnęło dziewczynę w jego ramiona. Wziął ją za rękę i
zaczął prowadzić w głąb lasu. Szli tak długo aż muzyka
ucichła.
-Chcesz być tutaj?
Wiesz, zawsze możemy pójść do mojego domku. Jest tam tylko ta
wariatka, ale szybko bym ją przepędziła.- zaproponowała,
zataczając się przy tym lekko. W tym momencie mężczyzna zatrzymał
się i stanął do niej przodem.
-Tak właściwie, to
dlaczego jej dokuczasz? Tylko to chcę wiedzieć.- spytał
przybierając poważnego wyrazu twarzy. To nieco zbiło ją z tropu.
-Po co ci ta
wiadomość? Znasz ją?- spytała, podchodząc coraz bliżej do
niego. Gdy nie odpowiedział, dodała z głośnym westchnieniem.- Bo
jest dziwna i jest wariatką. Wystarczy tylko na nią spojrzeć. Jak
ona się ubiera. A, no i najważniejsze, jest z domu dziecka.
-Naprawdę? I to
jest ten cały powód?- spytał z niedowierzaniem, kręcąc głową.-
Co się dzieje z tą dzisiejszą młodzieżą.
-Jak masz na imię,
przystojniaku?- wyszeptała mu do ucha, rozpinając jego kurtkę.
Nagle chłopak błyskawicznie skręcił jej kark. Ciało z cichym
plaskiem upadło na ziemię.
-Brandon.-
odpowiedział po dłuższej chwili, po czym ruszył w przeciwnym
kierunku zapinając kurtkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz