poniedziałek, 27 lipca 2015

Maggie

Po przebudzeniu przez dłuższy czas nie otwierała oczu. Cały czas słyszała krzątanie się oraz wesołe pomrukiwanie. Próbowała się ruszyć, jednakże jej nogi i ręce zostały skrępowane. Bała się chociażby poruszyć by nie dawać znaku, że jest już przytomna. Nagle poczuła ostry ból w ramieniu. Nie mogła się powstrzymać, krzyknęła na całe gardło, otwierając równocześnie oczy. Ujrzała nad sobą uśmiechniętego Stana. Miał na sobie biały fartuch a w dłoni skalpel, którym właśnie nacinał jej przedramię. W dalszym ciągu radośnie sobie podśpiewywał, jak gdyby wykonywał jakiś prosty zabieg.
-Bardzo miło, że w końcu obudziłaś się, kochana Maggie.- powiedział, odkładając skalpel. Krew ściekała z jej ręki na podłogę.- Nie martw się. Niedługo będzie po wszystkim.- dodał, mrugając do niej porozumiewawczo.
-Co ty wyprawiasz? Wypuść mnie! Pomocy!- zaczęła krzyczeć, szamocząc się. Wrzeszczała tak głośno, że była pewna, że ktoś ją usłyszy. Stan, jak gdyby czytał jej w myślach.
-Nikt cię nie usłyszy, moja droga, więc uważam, że możesz, że możesz sobie odpuścić wołanie o pomoc. To ja kontroluję ten dom. Umieściłem twoich przyjaciół w różnych wymiarach i z pewnością trochę czasu minie zanim cię znajdą, a wtedy będzie już po wszystkim.
Po tych słowach Stan tylko uśmiechnął się i podszedł do stołka z przyrządami. Maggie raz jeszcze usiłowała się uwolnić, jednak więzy były za mocne. Próbowała nawet użyć swojej mocy ognia, ale o dziwo nie podziałało. Stan, stojący obecnie plecami do niej, zachichotał pod nosem.
-Już ci mówiłem, Maggie, że to jest mój dom. Kontroluję go. Jestem tutaj panem i postanowiłem, że nie będziecie mieli swoich mocy, by było ciekawiej.- odparł kręcąc lekko głową ze zniecierpliwieniem. Po chwili Stan wrócił ze skalpelem i probówką. Z istniejącego już nacięcia wycisnął krew, którą spuścił do wąskiego naczynka. Następnie zacisnął mocno dłoń na jej nadgarstku. Z rany zaczęło sączyć się, oprócz krwi, światło. Stan pochylił się nad nią i zaczął wdychać świetlistą powłokę. Maggie ponownie zaczęła wrzeszczeć, tym razem z bólu, gdyż mężczyzna pochłaniał jej moc i energię życiową.
***
5 lat temu
Wycieczka szkolna miała być nagrodą, chwilą wytchnienia dla uczniów, czasem, gdy mogli trochę poszaleć. Jednakże, dla Maggie, wychowanki domu dziecka to był koszmar. Jeszcze do wytrzymania było codzienne dogryzanie ze strony rówieśniczek w szkole, między lekcjami. Na wycieczce prześladowcy mieli więcej czasu oraz większe pole do popisu, a Maggie zawsze była najlepszym celem dla wszelkiego rodzaju żartów. Miejscem wyjazdu było jezioro Creek. Uczniowie mieszkali w małych, drewnianych domkach niedaleko wody. Szczególnie wieczorami bardzo łatwo było zniknąć z radaru nauczyciela. Po za tym opiekunowie nie za bardzo interesowali się swoimi podopiecznymi. Woleli zając się sobą. Już pierwszego dnia Lisa Collins i Mary Brown połamały nóżki od łóżka Maggie i wystawiły je przed domek, próbując wmówić, że było już zepsute. Dziewczyna była zmuszona spać na twardym, cuchnącym materacu. W ogóle, nie miała zamiaru zasypiać, jednakże w końcu, późną nocą sen ją zmorzył. Słusznie się obawiała, gdyż przebudziła się na skraju molo z obrzydliwym, niezmywalnym makijażem. Maggie była zrozpaczona, pragnęła komuś o tym powiedzieć, ale najzwyczajniej w świecie bała się.
Tego wieczoru zaplanowane było ognisko. Maggie wywinęła się bólem brzucha i dzięki temu nie musiała pokazywać się z tym paskudztwem na twarzy. Zaczęła się za to za zmywanie tego. Lisa, czyli główna prowokatorka nawet nie spodziewała się, że cały wieczór była obserwowana przez pewnego mężczyznę. Opiekunowie zniknęli jakąś godzinę po rozpoczęciu ogniska by zająć się sobą. Wtedy do akcji wkroczył alkohol oraz narkotyki. Nikt nawet nie zwrócił uwagi, że na wycieczce pojawiła się dodatkowa osoba. Był to młody, ciemnowłosy mężczyzna z czarną skórzaną kurtką.
-Czy mi się wydaje, czy obserwujesz mnie cały wieczór?- spytała Lisa przysiadając się do nieznajomego. Była już nieźle wstawiona.
-Dobrze ci się wydaje. Masz ochotę stąd iść?- spytał, pragnąc załatwić sprawę jak najszybciej. Po tym pytaniu uśmiechnął się do niej uwodzicielsko i położył dłoń na jej kolanie. To momentalnie popchnęło dziewczynę w jego ramiona. Wziął ją za rękę i zaczął prowadzić w głąb lasu. Szli tak długo aż muzyka ucichła.
-Chcesz być tutaj? Wiesz, zawsze możemy pójść do mojego domku. Jest tam tylko ta wariatka, ale szybko bym ją przepędziła.- zaproponowała, zataczając się przy tym lekko. W tym momencie mężczyzna zatrzymał się i stanął do niej przodem.
-Tak właściwie, to dlaczego jej dokuczasz? Tylko to chcę wiedzieć.- spytał przybierając poważnego wyrazu twarzy. To nieco zbiło ją z tropu.
-Po co ci ta wiadomość? Znasz ją?- spytała, podchodząc coraz bliżej do niego. Gdy nie odpowiedział, dodała z głośnym westchnieniem.- Bo jest dziwna i jest wariatką. Wystarczy tylko na nią spojrzeć. Jak ona się ubiera. A, no i najważniejsze, jest z domu dziecka.
-Naprawdę? I to jest ten cały powód?- spytał z niedowierzaniem, kręcąc głową.- Co się dzieje z tą dzisiejszą młodzieżą.
-Jak masz na imię, przystojniaku?- wyszeptała mu do ucha, rozpinając jego kurtkę. Nagle chłopak błyskawicznie skręcił jej kark. Ciało z cichym plaskiem upadło na ziemię.
-Brandon.- odpowiedział po dłuższej chwili, po czym ruszył w przeciwnym kierunku zapinając kurtkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz