wtorek, 28 lipca 2015

Epilog

5 lat później

-Gdzie jedziemy?- spytała po raz kolejny Maggie. Siedziała właśnie w samochodzie z Brandonem. Od początku tygodnia mówił jej jak to w niedzielę pokaże jej wielką niespodziankę. Wampir uparł się, że nie piśnie nawet słowa, to jednak tylko powodowało, że dziewczyna zadawała coraz więcej pytań. Z zakrytymi oczami jechali samochodem już ponad godzinę.
-Jesteśmy na miejscu.- powiedział z wyraźnym podekscytowaniem w głosie.- Jeszcze tylko chwilka.
Zatrzymał samochód na podjeździe, po czym błyskawicznie znalazł się tuż przy dziewczynie zanim ta zdążyła wysiąść. Objął ją w talii i zaczął prowadzić w kierunku skromnego, drewnianego domku znajdującego się w środku lasu. Brandon prowadził ją aż do drzwi. Otworzył je, po czym zdjął z jej oczu opaskę. Maggie rozejrzała się wniebowzięta tym co zobaczyła.
-Niespodzianka!- krzyknęli wszyscy zgromadzeni w holu. Byli tutaj Carter, Gabrielle, Jack, Annie i Charlie.
-Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.- wyszeptał jej do ucha Brandon, po czym pocałował w policzek. Maggie rozpłakała się ze szczęścia. Wszyscy do niej podeszli i zaczęli po kolei ściskać. Od tamtych tragicznych zdarzeń minęło pięć lat. Cała siódemka rozproszyła się po świecie zajęta swoim życiem. Carter i Gabrielle zostali razem i wyjechali do Nowego Jorku, gdzie po prostu żyli szczęśliwie. Wampir zajął się odnajdywaniem zagubionych krwiopijców i zaczął pomagać im uporać się ze swoją naturą. Charlie, natomiast przeprowadził się do małego miasteczka w stanie Wisconsin. Złowrogie wizje przestały go już nawiedzać. Otworzył tam swój warsztat samochodowy i żył w szczęściu u boku poznanej tam dziewczyny. Jack i Annie jako jedyni pozostali w Noir Seraphin Hill. Dziewczyna przejęła Angel's Cafee, gdzie pracowała również jako kelnerka. Jack przestał przejawiać jakiekolwiek mordercze zachowania. Natomiast Brandon i Maggie podróżowali przez ostatnie pięć lat. Niemalże każdą noc spędzali gdzieś indziej. Cieszyli się życiem.
Gdy pierwszy wyskok adrenaliny minął wszyscy rozsiedli się w salonie i zaczęli rozmawiać. W pewnym momencie Brandon wyciągnął niepostrzeżenie Maggie na zwiedzanie domu. Każde pomieszczenie umeblowanie było gustowne z nutką elegancji, nie zabrakło również ciepła. Ostatnim przystankiem była sypialnia. Centrum stanowiło duże łóżko z baldachimem. Przestronne okno oświetlało oraz nadawało przytulności pomalowanemu na pomarańczowo- żółto pokojowi.
-Jak tutaj pięknie.- powiedziała z zachwytem, rozglądając się dookoła.
-Cieszę się, że ci się tutaj podoba. Pomyślałem, że może chciałabyś gdzieś osiąść. Tutaj wydawało się być idealne.- odpowiedział z lekkim uśmiechem, odgarniając kosmyk włosów z jej twarzy.
-Ja też mam coś dla ciebie.- odparła, po czym wyciągnęła z kieszeni małą, drewnianą figurkę wilka. Brandon zupełnie zdumiony wziął ją do ręki i obejrzał ze wszystkich stron. Była to figurka, którą niegdyś w dzieciństwie znaleźli z Michaelem.
-Znalazłam ją ostatnio wśród starych rzeczy.- wyjaśniła, obserwując jego reakcję.- Wiem, że za nim tęsknisz. Pomyślałam, że chciałbyś mieć coś jego.
-Ja… dziękuję.- wydukał z trudem, po czym wziął ją w objęcia.- Kocham cię.
-Ja ciebie też.- odpowiedziała z uśmiechem odwzajemniając uścisk.- I to się nigdy nie zmieni.
-No ja myślę. Skoro mamy ze sobą spędzić wieczność.- dodał, ujmując jej twarz. Następnie pochylił się i pocałował ją czule. Anioł podarował jej wtedy coś więcej niż życie. Pozostawił jej nieśmiertelność. Nie była już serafem, gdyż Stan zdołał jej to odebrać.
Gdy pocałunki zaczęły robić się coraz bardziej intensywne, Maggie odsunęła się lekko.
-Nie spiesz się. Mamy sporo czasu.- powiedziała z uśmiechem, po czym chwyciła go za rękę i oboje zeszli za dół do swoich przyjaciół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz