5
lat później
-Gdzie
jedziemy?- spytała po raz kolejny Maggie. Siedziała właśnie w
samochodzie z Brandonem. Od początku tygodnia mówił jej jak to w
niedzielę pokaże jej wielką niespodziankę. Wampir uparł się, że
nie piśnie nawet słowa, to jednak tylko powodowało, że dziewczyna
zadawała coraz więcej pytań. Z zakrytymi oczami jechali samochodem
już ponad godzinę.
-Jesteśmy
na miejscu.- powiedział z wyraźnym podekscytowaniem w głosie.-
Jeszcze tylko chwilka.
Zatrzymał
samochód na podjeździe, po czym błyskawicznie znalazł się tuż
przy dziewczynie zanim ta zdążyła wysiąść. Objął ją w talii
i zaczął prowadzić w kierunku skromnego, drewnianego domku
znajdującego się w środku lasu. Brandon prowadził ją aż do
drzwi. Otworzył je, po czym zdjął z jej oczu opaskę. Maggie
rozejrzała się wniebowzięta tym co zobaczyła.
-Niespodzianka!-
krzyknęli wszyscy zgromadzeni w holu. Byli tutaj Carter, Gabrielle,
Jack, Annie i Charlie.
-Wszystkiego
najlepszego z okazji urodzin.- wyszeptał jej do ucha Brandon, po
czym pocałował w policzek. Maggie rozpłakała się ze szczęścia.
Wszyscy do niej podeszli i zaczęli po kolei ściskać. Od tamtych
tragicznych zdarzeń minęło pięć lat. Cała siódemka rozproszyła
się po świecie zajęta swoim życiem. Carter i Gabrielle zostali
razem i wyjechali do Nowego Jorku, gdzie po prostu żyli szczęśliwie.
Wampir zajął się odnajdywaniem zagubionych krwiopijców i zaczął
pomagać im uporać się ze swoją naturą. Charlie, natomiast
przeprowadził się do małego miasteczka w stanie Wisconsin.
Złowrogie wizje przestały go już nawiedzać. Otworzył tam swój
warsztat samochodowy i żył w szczęściu u boku poznanej tam
dziewczyny. Jack i Annie jako jedyni pozostali w Noir Seraphin Hill.
Dziewczyna przejęła Angel's Cafee, gdzie pracowała również jako
kelnerka. Jack przestał przejawiać jakiekolwiek mordercze
zachowania. Natomiast Brandon i Maggie podróżowali przez ostatnie
pięć lat. Niemalże każdą noc spędzali gdzieś indziej. Cieszyli
się życiem.
Gdy
pierwszy wyskok adrenaliny minął wszyscy rozsiedli się w salonie i
zaczęli rozmawiać. W pewnym momencie Brandon wyciągnął
niepostrzeżenie Maggie na zwiedzanie domu. Każde pomieszczenie
umeblowanie było gustowne z nutką elegancji, nie zabrakło również
ciepła. Ostatnim przystankiem była sypialnia. Centrum stanowiło
duże łóżko z baldachimem. Przestronne okno oświetlało oraz
nadawało przytulności pomalowanemu na pomarańczowo- żółto
pokojowi.
-Jak
tutaj pięknie.- powiedziała z zachwytem, rozglądając się
dookoła.
-Cieszę
się, że ci się tutaj podoba. Pomyślałem, że może chciałabyś
gdzieś osiąść. Tutaj wydawało się być idealne.- odpowiedział
z lekkim uśmiechem, odgarniając kosmyk włosów z jej twarzy.
-Ja
też mam coś dla ciebie.- odparła, po czym wyciągnęła z kieszeni
małą, drewnianą figurkę wilka. Brandon zupełnie zdumiony wziął
ją do ręki i obejrzał ze wszystkich stron. Była to figurka, którą
niegdyś w dzieciństwie znaleźli z Michaelem.
-Znalazłam
ją ostatnio wśród starych rzeczy.- wyjaśniła, obserwując jego
reakcję.- Wiem, że za nim tęsknisz. Pomyślałam, że chciałbyś
mieć coś jego.
-Ja…
dziękuję.- wydukał z trudem, po czym wziął ją w objęcia.-
Kocham cię.
-Ja
ciebie też.- odpowiedziała z uśmiechem odwzajemniając uścisk.- I
to się nigdy nie zmieni.
-No
ja myślę. Skoro mamy ze sobą spędzić wieczność.- dodał,
ujmując jej twarz. Następnie pochylił się i pocałował ją
czule. Anioł podarował jej wtedy coś więcej niż życie.
Pozostawił jej nieśmiertelność. Nie była już serafem, gdyż
Stan zdołał jej to odebrać.
Gdy
pocałunki zaczęły robić się coraz bardziej intensywne, Maggie
odsunęła się lekko.
-Nie
spiesz się. Mamy sporo czasu.- powiedziała z uśmiechem, po czym
chwyciła go za rękę i oboje zeszli za dół do swoich przyjaciół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz