Nagle kolory zaczęły blaknąć.
Postacie kobiety i dziewczynki w końcu również zniknęły.
-Carter, co się…- zaczęła patrząc
w… przestrzeń. Wampir zniknął. Gabrielle ogarnął strach.
Spojrzała z przerażeniem co się wokół niej dzieje. Tapety
zaczęły się odrywać, ukazując pokój, nie tylko pokój, ale też
dom, jak się później okazało za czasów życia Stana. Po chwili
dziewczyna usłyszała cichy płacz dobiegający z drugiego pokoju.
Domyśliła się, że nie jest to ani Maggie ani Annie, ponieważ
wyraźnie słychać było dziecko. Najchętniej zostałaby w tym
pokoju i przeczekała to wszystko. Obawiała się, jednak, że dom
rządzi się teraz swoimi prawami i najwyraźniej chce by to
zobaczyła. Raz po raz wołała Cartera, w nadziei, że on również
tutaj jest. Niestety, albo jej nie usłyszał, albo go tu nie było.
Wzięła głęboki oddech, po czym ruszyła w kierunku słyszanego
płaczu. Nawet powietrze się zmieniło, panował tutaj teraz zaduch.
Ponadto, roznosił się zapach starych przedmiotów. Nie musiała
czekać długo, by odkryć źródło hałasu. Na korytarzu, w kącie
siedziała mała dziewczynka. Miała podkulone nogi, w który chowała
twarz, a w dłoni ściskała misia. Właśnie dzięki tej zabawce
rozpoznała w tej małej postaci dziewczynkę z obrazu. Dopiero
teraz, gdy stała tak blisko zauważyła, że głos dziecka brzmi
nienaturalnie, szloch roznosił się echem po korytarzu. Ukucnęłam
wolno, po czym wyciągnęłam dłoń, by ująć dłoń dziewczynki.
Jednakże zanim zdążyła ją dotknąć, usłyszała donośne kroki
po schodach.
-Mary? Mary, chodź tutaj natychmiast!-
krzyczał Stan przyspieszając nieco kroku. W jego głosie słychać
było gniew. Gabrielle naprawdę się teraz bała. Nie wiedziała,
bowiem czy to tylko wizja przeszłości, czy naprawdę może się coś
jej stać. Odwróciła wzrok od klatki schodowej by znowu spojrzeć
na Mary. Byłam tak przerażona, że nawet nie zauważyła kiedy
dziewczynka przestała płakać. Wpatrywała się teraz w Gabrielle.
Jej twarz nie była poznaczona czarnymi żyłami, nie była także
tak przeraźliwie blada. Wyglądała jak normalne dziecko. Słysząc
zbliżające się kroki ojca, wstała i chwyciła ją za rękę.
-Chodź, musimy się ukryć.-
powiedziała z przejęciem, ciągnąc ją dziewczynę w kierunku
swojego pokoju.
-Dlaczego nie jesteś tak grzeczna jak
twój brat?!- wydarł się w momencie, gdy Mary zamknęła za sobą
drzwi.
-Chodźmy do mojej kryjówki.- dodała,
biegnąc przez pokój do swojej szafy. Stan był już pod drzwiami.
Nacisnął na klamkę. Gabrielle wzięła głęboki oddech i
przygotowała się na możliwy atak. Jednakże drzwi zatrzasnęły
się. To tylko rozgniewało mężczyznę. Zaczął kopać i walić
pięściami w drzwi, wygrażając się przy tym i wołając swoją
córkę. Widząc, że nie ma większego wyboru, podążyła za
dziewczynką. Mary, w pośpiechu otworzyła szafę, rozsunęła
ubrania i wciągnęła Gabrielle do środka. Zamknęła za nimi drzwi
szafy i wyjrzała przez szparki. Lada chwila Stan mógł tutaj wpaść,
a skoro dziewczynka była w stanie ją zobaczyć i, o dziwo dotknąć
to mężczyzna mógł to zrobić równie dobrze. Usłyszała, że
Mary coś kombinuje za jej plecami, więc odwróciła się, jednakże
jej już tam nie było. Zauważyła jednak małe, kwadratowe
pomieszczenie w głębi. Gdy podeszła bliżej, dostrzegła, że jest
to winda do przenoszenia posiłków, często spotykana w starych
domach. Usłyszawszy odgłos wyłamanego zamka, podjęła decyzję.
Wczołgała się do małego pomieszczenia i zatrzasnęła za sobą
drzwiczki. Następnie zaczęła szybko kręcić pokrętłem. Winda
ruszyła, choć z oporem i zaczęła powoli poruszać się w dół.
Serce dudniło w jej piersi. Była naprawdę przerażona. Mimo iż
żyła już tyle lat, widziała sporo, nigdy jednak nie zetknęła
się z czymś takim. A najgorsze chyba w tym wszystkim był fakt, iż
była tutaj całkiem sama. Przestała kręcić kołowrotkiem, gdy
zobaczyła przez szparkę światło. Wywnioskowała z tego, że jest
już w kuchni. Chciała otworzyć drzwiczki, ale ku mojemu
przerażeniu zacięły się. Szarpała, nawet drapała, ale nie
chciały puścić.
-Pomocy! Carter!- wołała, nie
zważając już na to czy Stan ją usłyszy. Po kilku minutach
poddała się. Miała zdarte od krzyków gardło oraz połamane
paznokcie. Czuła się taka bezsilna. Gdy już miała się rozpłakać
winda ruszyła. Zaczęła jechać jeszcze niżej. Chwyciła za
pokrętło, chcąc za wszelką cenę ją zatrzymać. Wiedziała, że
nie jest to czysty przypadek, tylko siły nadprzyrodzone, gdy złamała
pokrętło, a winda w dalszym ciągu jechała. Pozostało jej tylko
czekać na rozwój wypadków. Miała wrażenie, że minęły wieki
zanim winda w końcu zatrzymała się. Pomieszczenie było tak małe,
że nie była nawet w stanie przygotować się na to, co ją czeka za
drzwiczkami windy. Poczuła chłód oraz lekki zapach stęchlizny.
Wszystko wskazywało na to, że znalazła się jakimś cudem w
piwnicy. Wzdrygnęła się, gdy drzwiczki nagle otworzyły się ze
skrzypnięciem. Kiedy ujrzała kto stoi po drugiej stornie, odczuła
tak silną ulgę, że aż zabolało. To był Carter. Czym prędzej
wyczołgała się z ciasnego pomieszczenia i rzuciła się w jego
objęcia.
-Carter, tak się bałam. Co się tutaj
dzieje? Gdzie są pozostali?- spytała jednym tchem, nadal nie
wypuszczając go z uścisku. Wampir nie odpowiadał, co ją nieco
zdziwiło a i trochę przestraszyło.
-Carter?
Odezwała się ponownie ze ściśniętym
gardłem. Po chwili Carter, a raczej to coś co wyglądało jak on
zaczął śmiać się pod nosem.
-Taka naiwna.- powiedział, zaciskając
uścisk. Poczuła równocześnie strach, jak i obrzydzenie.
Odepchnęła go czym prędzej, cofając się by być jak najdalej od
tego potwora. Nagle na kogoś wpadła. Okazało się, że za nią
stała mała Mary z przerażającym uśmiechem na ustach, ściskając
w rączkach misia. Carter zagradzał jej drzwi, więc bez
zastanowienia rzuciła się w kierunku windy, z głupią nadzieją,
że być może uda jej się tamtędy uciec. Gdy była już jakiś
metr od jej jedynej drogi ucieczki, nagle metalowe drzwiczki windy
zatrzasnęły się.
-Nie wygłupiaj się, Gabrielle.-
odparł z lekkim rozdrażnieniem.- Usiądź, proszę. Porozmawiamy.
Jeszcze przez chwilę usiłowała wręcz
wydrapać metalowe drzwi. W pewnym momencie poczułam jak jakaś siła
ciągnie ją do tyłu i sadza brutalnie na drewnianym krześle.
Natychmiast próbowała wstać, jednakże nie mogła ruszyć nawet
głową. Wzrok miała skierowany prosto na mężczyznę.
-Czego chcesz, Stan?- spytał z agresją
w głosie, patrząc na niego ze złością. Uczucie przerażenia z
niej kompletnie uleciało. Mężczyzna rozsiadł się wygodnie w
fotelu naprzeciwko. Tuż obok stanęła Mary. Nie znajdowaliśmy się
w zwykłej piwnicy. Był to swego rodzaju pokój z czerwonymi
ścianami. W centrum pomieszczenia znajdował się okrągły stolik z
wygrawerowanymi na nim symbolami oraz opasłymi książkami.
-Już mówiłem. Chcę porozmawiać.
-Dlaczego nie pokażesz swojej
prawdziwej twarzy?- odparła z jadowitym uśmiechem. Stan również
się uśmiechnął.
-Uznałem, że z Carterem chętniej
będziesz rozmawiać. Myślałem jeszcze nad Michaelem, ale przecież
zdradzał cię z dawną Maggie. Mogłyby ustąpić problemy z
komunikacją. Wiesz jak to jest.
-Skąd ty..?- zaczęła, jednak
mężczyzna wszedł mi w słowo. Tak jakby tylko czekał na to
pytanie. Zrobił się wręcz podekscytowany.
-Moja droga Gabrielle. Obserwujemy was
od kiedy tylko Carter kupił ten dom. Muszę przyznać, że brakowało
nam waszego towarzystwa. Jednak zrekompensowaliście się za dwóch.0
klasnął zadowolony, a widząc moje pytające spojrzenie
kontynuował.- Zabiliście trzech serafów. Myślicie, że przelana
krew tak potężnych stworzeń mogłaby przejść bez echa? Oliwy do
ognia dodała jeszcze kochana Maggie wskrzeszając tego młodzieńca,
którego nigdy wcześniej nie widziałem. - zrobił krótką pauzę,
by Gabrielle przetrawiła jego słowa.- Dzięki temu zyskaliśmy siłę
i możemy powrócić jako rodzina.
Dziewczyna nie mogła w to uwierzyć.
Wydawało jej się to nieprawdopodobne, ale teraz, gdy połączyła
ze sobą wszystkie wydarzenia było to całkiem możliwe, a nawet
oczywiste. Chyba nie mogli uwierzyć, że nie będzie żadnych
konsekwencji po tym co zrobili.
-Nie uda ci się to. Przecież nie
żyjecie, jesteście tylko duchami, wspomnieniami.
-Moja droga. Już nam się to udało,
jeszcze tego nie widzisz?- zapytał przybierający na ustach
przebiegły uśmiech. Wstał, po czym podszedł do krzesła na którym
siedziała Gabrielle i ukucnął przed nią. Jej serce przyspieszyło.
-By ci to zademonstrować zagramy w
małą grę. Nazywa się ona…- przez krótką chwilę zastanawiał
się nad odpowiednim tytułem.- Kto opuści ten dom bezpiecznie, kto
zginie, oczywiście śmiercią tragiczną, a kto dołączy do mojej
rodziny. Uczestników gry jest siedmiu. Możesz uratować jedną
osobę, jedną przeznaczyć dla mnie, a pozostali zginą. Pasuje?-
spytał w taki sposób, jakby robił jej łaskę.
-Jesteś potworem. Nigdy tego nie
zrobię. Wolę zginąć.- odwarknęła, po czym splunęła na niego.
Stan ponownie wybuchnął śmiechem i przetarł niedbale twarz.
-Biedna, zapomniana Gabrielle. Na twoje
szczęście, nie na twojej śmierci mi zależy. Jesteś tylko
drugoplanową postacią w tej historii. Pomijana, zawsze z tyłu.
-Zamknij się!- krzyknęła, szamocząc
się, chcąc za wszelką cenę wyswobodzić się. Stan, jednak
kontynuował. Wyglądał kropla w kroplę jak Carter, oprócz oczu.
Stan miał bardzo ciemne, wręcz czarne.
-Zastanów się, kim jesteś? Co
osiągnęłaś w tym czasie? Byłaś zdradzoną żoną Michaela,
potem zostałaś sukubem, czyli innymi słowy damą do towarzystwa, a
od niedawna zakręciłaś się wokół, chyba najbardziej świętego
wampira na świecie. Nuda- zawołał, wznosząc oczy ku górze.- Nie
rozumiesz? Oddaję ci przysługę. Nadaję ci właśnie znaczącą
rolę w tej historii. Teraz wszystko leży w twoich rękach.
Mężczyzna zaczął przechadzać się
po pokoju, zakładając dłonie za siebie. Mary nadal stała
nieruchomo. Tylko oczy śledziły każdy ruch ojca.
-Nie zmusisz mnie bym wydała wyrok
śmierci na moich przyjaciołach . Możesz mnie nawet torturować.
Nic nie wskórasz.- odpowiedziała bez wahania, a nawet z lekkim
uśmiechem na ustach. Stan pokręcił wolno głową, po czym stanął
za nią.
-Ależ kochana. Nie mam zamiaru
torturować ciebie, tylko twoich rzekomych przyjaciół.-
odpowiedział, po czym pstryknął palcami. Przed nimi pojawiła się
mgła. Dopiero po chwili dostrzegła tam Jacka. Było to coś w
rodzaju magicznego odbiornika. Oglądaliśmy to wszystko, jakbyśmy
oglądali program telewizyjny.
-Zacznijmy od kolejnej drugoplanowej
postaci.
***
1796
Co ja tutaj robię?
To pytanie zadawała sobie w kółko
Gabrielle, stojąc na wzgórzu, nieco za miasteczkiem, nieopodal
lasu. Dostała wiadomość w godzinach popołudniowych, że panicz
Michael chce się tutaj z nią spotkać. Podobno chciał z nią o
czymś porozmawiać, o czymś niezwykle ważnym. Była naprawdę
zdenerwowana. Owszem, wielokrotnie spotykali się na po obiadowych
spacerach oraz rozmawiali wieczorami o książkach, jednakże nigdy o
tej porze. Nie zaprzeczała, od dłuższego czasy zaczęła już
czuć coś więcej do niego. Był taki szarmancki, inteligentny oraz
przystojny. Nigdy nie poznała wcześniej mężczyzny takiego jak on.
Gabrielle nie pasowała jednak do jego świata. Była córką
bogatego posiadacza kilku ziem na wschodzie oraz czarnoskórej
służącej. Wszyscy opowiadali, że dziewczyna była skutkiem
krótkotrwałego romansu, jednakże w rzeczywistości to było coś
więcej. Byli w sobie do szaleństwa zakochani. Niestety, krótko po
porodzie matka Gabrielle zmarła, a Henry, ojciec postanowił
zaopiekować się nią. W tym czasach osoby o tym kolorze skóry
najczęściej zostawali niewolnikami, dlatego też Gabrielle była
postrzegana nieprzychylnie.
Po dłuższej chwili oczekiwania
zaczęła zastanawiać się czy aby Michael jej nie oszukał, Czy aby
z niej nie zadrwił. Im dłużej tak stała, tym bardziej była o tym
przekonana. Nagle, ktoś zakrył jej oczy. Krzyknęła krótko i
szybko odsunęła się.
-Spokojnie, Gabrielle, to tylko ja. Nie
bój się.
To był Michael. Wyglądał jak gdyby
urwał się z jakiegoś przyjęcia. Miał na sobie czarny, elegancki
frak z białą koszulą. Wyciągnął obie dłonie przed siebie w
pozie świadczącej o tym, że nie chce jej nic zrobić.
-Wybacz mi, nie w mojej intencji było
wprowadzenie panienki w stan zakłopotania. -dodał, kłaniając się
jej nisko.- Chyba tak powinno wyglądać nasze powitanie.
-Michael, już myślałam, że nie
przyjdziesz.- powiedziała uradowana, po chwilowym szoku, po czym
rzuciła się mu w objęcia. Nie zważała już na etykietę dobrego
wychowania, naprawdę pragnęła go przytulić, pocałować, poczuć
jego zapach.
-Wybacz, nie mogłem się wcześniej
urwać. Ojciec wyjątkowo uważnie mnie dzisiaj obserwował.
Tęskniłem za tobą, kochanie.- odpowiedział, ujmując jej twarz w
dłonie. Uśmiechnął się, po czym pocałował ją czule w usta.
Pocałunek nie trwał zbyt długo, ale był przepełniony miłością
oraz tęsknotą. Gabrielle jako pierwsza przerwała pocałunek,
jednak nie odsunęła się od niego. Nadal nie zapomniała, że miała
się z nim spotkać w jakiejś ważnej sprawie.
-Michael, o czym chciałeś ze mną
porozmawiać? Proszę, nie trzymaj mnie już w niepewności.-
poprosiła patrząc mu w oczy z niecierpliwością. Była
przygotowana na najgorsze. Obawiała się, że Michael będzie musiał
gdzieś wyjechać, bądź coś w tym rodzaju.
-Byłem dzisiaj u twojego ojca. Długo
rozmawialiśmy i w rezultacie uzyskałem to czego chciałem.-
powiedział z uśmiechem, odgarniając kosmyk włosów, który
zaszedł jej na oczy. Gabrielle nadal nie wiedziała o co mu chodzi.
W pewnym momencie, Michael odsunął się od niej o krok i uklęknął
na jedno kolano.
-Gabrielle Montoya DiLaurentis,
zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia, gdy tylko ujrzałem
cię wtedy wczesnym rankiem, gdy zbierałaś kwiaty na łące. Jesteś
najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek spotkałem i pragnę
spędzić z tobą resztę życia.
-Michael, co ty..?- zaczęła
zszokowana tym czego była świadkiem. Chłopak jednak kontynuował
swoją przemowę, ujął jej dłoń, a z kieszeni wyciągnął mały,
zgrabny, srebrny pierścionek.
-Gabrielle, czy uczynisz mi ten
zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Michael był naprawdę zdenerwowany.
Dużo czasu spędził nad tym by wymyślić tą krótką przemowę, a
i tak nie wyszło dokładnie jak chciał. Dziewczyna z początku
oniemiała. To była ostatnia rzecz jaką się spodziewała usłyszeć.
Po chwili jednak przepełniło ją uczucie radości. Wsadziła
delikatnie pierścionek na palec.
-Tak, oczywiście. Michael, kocham
cię!- krzyknęła uradowana, po czym pocałowała go mocno. Chłopak
chwycił ją w ramiona i uniósł lekko nad ziemią.
-Ja ciebie też, najbardziej na
świecie.- odpowiedział, a po tych słowach ich usta ponownie
połączyły się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz