poniedziałek, 20 lipca 2015

Gabrielle

Nagle kolory zaczęły blaknąć. Postacie kobiety i dziewczynki w końcu również zniknęły.
-Carter, co się…- zaczęła patrząc w… przestrzeń. Wampir zniknął. Gabrielle ogarnął strach. Spojrzała z przerażeniem co się wokół niej dzieje. Tapety zaczęły się odrywać, ukazując pokój, nie tylko pokój, ale też dom, jak się później okazało za czasów życia Stana. Po chwili dziewczyna usłyszała cichy płacz dobiegający z drugiego pokoju. Domyśliła się, że nie jest to ani Maggie ani Annie, ponieważ wyraźnie słychać było dziecko. Najchętniej zostałaby w tym pokoju i przeczekała to wszystko. Obawiała się, jednak, że dom rządzi się teraz swoimi prawami i najwyraźniej chce by to zobaczyła. Raz po raz wołała Cartera, w nadziei, że on również tutaj jest. Niestety, albo jej nie usłyszał, albo go tu nie było. Wzięła głęboki oddech, po czym ruszyła w kierunku słyszanego płaczu. Nawet powietrze się zmieniło, panował tutaj teraz zaduch. Ponadto, roznosił się zapach starych przedmiotów. Nie musiała czekać długo, by odkryć źródło hałasu. Na korytarzu, w kącie siedziała mała dziewczynka. Miała podkulone nogi, w który chowała twarz, a w dłoni ściskała misia. Właśnie dzięki tej zabawce rozpoznała w tej małej postaci dziewczynkę z obrazu. Dopiero teraz, gdy stała tak blisko zauważyła, że głos dziecka brzmi nienaturalnie, szloch roznosił się echem po korytarzu. Ukucnęłam wolno, po czym wyciągnęłam dłoń, by ująć dłoń dziewczynki. Jednakże zanim zdążyła ją dotknąć, usłyszała donośne kroki po schodach.
-Mary? Mary, chodź tutaj natychmiast!- krzyczał Stan przyspieszając nieco kroku. W jego głosie słychać było gniew. Gabrielle naprawdę się teraz bała. Nie wiedziała, bowiem czy to tylko wizja przeszłości, czy naprawdę może się coś jej stać. Odwróciła wzrok od klatki schodowej by znowu spojrzeć na Mary. Byłam tak przerażona, że nawet nie zauważyła kiedy dziewczynka przestała płakać. Wpatrywała się teraz w Gabrielle. Jej twarz nie była poznaczona czarnymi żyłami, nie była także tak przeraźliwie blada. Wyglądała jak normalne dziecko. Słysząc zbliżające się kroki ojca, wstała i chwyciła ją za rękę.
-Chodź, musimy się ukryć.- powiedziała z przejęciem, ciągnąc ją dziewczynę w kierunku swojego pokoju.
-Dlaczego nie jesteś tak grzeczna jak twój brat?!- wydarł się w momencie, gdy Mary zamknęła za sobą drzwi.
-Chodźmy do mojej kryjówki.- dodała, biegnąc przez pokój do swojej szafy. Stan był już pod drzwiami. Nacisnął na klamkę. Gabrielle wzięła głęboki oddech i przygotowała się na możliwy atak. Jednakże drzwi zatrzasnęły się. To tylko rozgniewało mężczyznę. Zaczął kopać i walić pięściami w drzwi, wygrażając się przy tym i wołając swoją córkę. Widząc, że nie ma większego wyboru, podążyła za dziewczynką. Mary, w pośpiechu otworzyła szafę, rozsunęła ubrania i wciągnęła Gabrielle do środka. Zamknęła za nimi drzwi szafy i wyjrzała przez szparki. Lada chwila Stan mógł tutaj wpaść, a skoro dziewczynka była w stanie ją zobaczyć i, o dziwo dotknąć to mężczyzna mógł to zrobić równie dobrze. Usłyszała, że Mary coś kombinuje za jej plecami, więc odwróciła się, jednakże jej już tam nie było. Zauważyła jednak małe, kwadratowe pomieszczenie w głębi. Gdy podeszła bliżej, dostrzegła, że jest to winda do przenoszenia posiłków, często spotykana w starych domach. Usłyszawszy odgłos wyłamanego zamka, podjęła decyzję. Wczołgała się do małego pomieszczenia i zatrzasnęła za sobą drzwiczki. Następnie zaczęła szybko kręcić pokrętłem. Winda ruszyła, choć z oporem i zaczęła powoli poruszać się w dół. Serce dudniło w jej piersi. Była naprawdę przerażona. Mimo iż żyła już tyle lat, widziała sporo, nigdy jednak nie zetknęła się z czymś takim. A najgorsze chyba w tym wszystkim był fakt, iż była tutaj całkiem sama. Przestała kręcić kołowrotkiem, gdy zobaczyła przez szparkę światło. Wywnioskowała z tego, że jest już w kuchni. Chciała otworzyć drzwiczki, ale ku mojemu przerażeniu zacięły się. Szarpała, nawet drapała, ale nie chciały puścić.
-Pomocy! Carter!- wołała, nie zważając już na to czy Stan ją usłyszy. Po kilku minutach poddała się. Miała zdarte od krzyków gardło oraz połamane paznokcie. Czuła się taka bezsilna. Gdy już miała się rozpłakać winda ruszyła. Zaczęła jechać jeszcze niżej. Chwyciła za pokrętło, chcąc za wszelką cenę ją zatrzymać. Wiedziała, że nie jest to czysty przypadek, tylko siły nadprzyrodzone, gdy złamała pokrętło, a winda w dalszym ciągu jechała. Pozostało jej tylko czekać na rozwój wypadków. Miała wrażenie, że minęły wieki zanim winda w końcu zatrzymała się. Pomieszczenie było tak małe, że nie była nawet w stanie przygotować się na to, co ją czeka za drzwiczkami windy. Poczuła chłód oraz lekki zapach stęchlizny. Wszystko wskazywało na to, że znalazła się jakimś cudem w piwnicy. Wzdrygnęła się, gdy drzwiczki nagle otworzyły się ze skrzypnięciem. Kiedy ujrzała kto stoi po drugiej stornie, odczuła tak silną ulgę, że aż zabolało. To był Carter. Czym prędzej wyczołgała się z ciasnego pomieszczenia i rzuciła się w jego objęcia.
-Carter, tak się bałam. Co się tutaj dzieje? Gdzie są pozostali?- spytała jednym tchem, nadal nie wypuszczając go z uścisku. Wampir nie odpowiadał, co ją nieco zdziwiło a i trochę przestraszyło.
-Carter?
Odezwała się ponownie ze ściśniętym gardłem. Po chwili Carter, a raczej to coś co wyglądało jak on zaczął śmiać się pod nosem.
-Taka naiwna.- powiedział, zaciskając uścisk. Poczuła równocześnie strach, jak i obrzydzenie. Odepchnęła go czym prędzej, cofając się by być jak najdalej od tego potwora. Nagle na kogoś wpadła. Okazało się, że za nią stała mała Mary z przerażającym uśmiechem na ustach, ściskając w rączkach misia. Carter zagradzał jej drzwi, więc bez zastanowienia rzuciła się w kierunku windy, z głupią nadzieją, że być może uda jej się tamtędy uciec. Gdy była już jakiś metr od jej jedynej drogi ucieczki, nagle metalowe drzwiczki windy zatrzasnęły się.
-Nie wygłupiaj się, Gabrielle.- odparł z lekkim rozdrażnieniem.- Usiądź, proszę. Porozmawiamy.
Jeszcze przez chwilę usiłowała wręcz wydrapać metalowe drzwi. W pewnym momencie poczułam jak jakaś siła ciągnie ją do tyłu i sadza brutalnie na drewnianym krześle. Natychmiast próbowała wstać, jednakże nie mogła ruszyć nawet głową. Wzrok miała skierowany prosto na mężczyznę.
-Czego chcesz, Stan?- spytał z agresją w głosie, patrząc na niego ze złością. Uczucie przerażenia z niej kompletnie uleciało. Mężczyzna rozsiadł się wygodnie w fotelu naprzeciwko. Tuż obok stanęła Mary. Nie znajdowaliśmy się w zwykłej piwnicy. Był to swego rodzaju pokój z czerwonymi ścianami. W centrum pomieszczenia znajdował się okrągły stolik z wygrawerowanymi na nim symbolami oraz opasłymi książkami.
-Już mówiłem. Chcę porozmawiać.
-Dlaczego nie pokażesz swojej prawdziwej twarzy?- odparła z jadowitym uśmiechem. Stan również się uśmiechnął.
-Uznałem, że z Carterem chętniej będziesz rozmawiać. Myślałem jeszcze nad Michaelem, ale przecież zdradzał cię z dawną Maggie. Mogłyby ustąpić problemy z komunikacją. Wiesz jak to jest.
-Skąd ty..?- zaczęła, jednak mężczyzna wszedł mi w słowo. Tak jakby tylko czekał na to pytanie. Zrobił się wręcz podekscytowany.
-Moja droga Gabrielle. Obserwujemy was od kiedy tylko Carter kupił ten dom. Muszę przyznać, że brakowało nam waszego towarzystwa. Jednak zrekompensowaliście się za dwóch.0 klasnął zadowolony, a widząc moje pytające spojrzenie kontynuował.- Zabiliście trzech serafów. Myślicie, że przelana krew tak potężnych stworzeń mogłaby przejść bez echa? Oliwy do ognia dodała jeszcze kochana Maggie wskrzeszając tego młodzieńca, którego nigdy wcześniej nie widziałem. - zrobił krótką pauzę, by Gabrielle przetrawiła jego słowa.- Dzięki temu zyskaliśmy siłę i możemy powrócić jako rodzina.
Dziewczyna nie mogła w to uwierzyć. Wydawało jej się to nieprawdopodobne, ale teraz, gdy połączyła ze sobą wszystkie wydarzenia było to całkiem możliwe, a nawet oczywiste. Chyba nie mogli uwierzyć, że nie będzie żadnych konsekwencji po tym co zrobili.
-Nie uda ci się to. Przecież nie żyjecie, jesteście tylko duchami, wspomnieniami.
-Moja droga. Już nam się to udało, jeszcze tego nie widzisz?- zapytał przybierający na ustach przebiegły uśmiech. Wstał, po czym podszedł do krzesła na którym siedziała Gabrielle i ukucnął przed nią. Jej serce przyspieszyło.
-By ci to zademonstrować zagramy w małą grę. Nazywa się ona…- przez krótką chwilę zastanawiał się nad odpowiednim tytułem.- Kto opuści ten dom bezpiecznie, kto zginie, oczywiście śmiercią tragiczną, a kto dołączy do mojej rodziny. Uczestników gry jest siedmiu. Możesz uratować jedną osobę, jedną przeznaczyć dla mnie, a pozostali zginą. Pasuje?- spytał w taki sposób, jakby robił jej łaskę.
-Jesteś potworem. Nigdy tego nie zrobię. Wolę zginąć.- odwarknęła, po czym splunęła na niego. Stan ponownie wybuchnął śmiechem i przetarł niedbale twarz.
-Biedna, zapomniana Gabrielle. Na twoje szczęście, nie na twojej śmierci mi zależy. Jesteś tylko drugoplanową postacią w tej historii. Pomijana, zawsze z tyłu.
-Zamknij się!- krzyknęła, szamocząc się, chcąc za wszelką cenę wyswobodzić się. Stan, jednak kontynuował. Wyglądał kropla w kroplę jak Carter, oprócz oczu. Stan miał bardzo ciemne, wręcz czarne.
-Zastanów się, kim jesteś? Co osiągnęłaś w tym czasie? Byłaś zdradzoną żoną Michaela, potem zostałaś sukubem, czyli innymi słowy damą do towarzystwa, a od niedawna zakręciłaś się wokół, chyba najbardziej świętego wampira na świecie. Nuda- zawołał, wznosząc oczy ku górze.- Nie rozumiesz? Oddaję ci przysługę. Nadaję ci właśnie znaczącą rolę w tej historii. Teraz wszystko leży w twoich rękach.
Mężczyzna zaczął przechadzać się po pokoju, zakładając dłonie za siebie. Mary nadal stała nieruchomo. Tylko oczy śledziły każdy ruch ojca.
-Nie zmusisz mnie bym wydała wyrok śmierci na moich przyjaciołach . Możesz mnie nawet torturować. Nic nie wskórasz.- odpowiedziała bez wahania, a nawet z lekkim uśmiechem na ustach. Stan pokręcił wolno głową, po czym stanął za nią.
-Ależ kochana. Nie mam zamiaru torturować ciebie, tylko twoich rzekomych przyjaciół.- odpowiedział, po czym pstryknął palcami. Przed nimi pojawiła się mgła. Dopiero po chwili dostrzegła tam Jacka. Było to coś w rodzaju magicznego odbiornika. Oglądaliśmy to wszystko, jakbyśmy oglądali program telewizyjny.
-Zacznijmy od kolejnej drugoplanowej postaci.

***
1796
Co ja tutaj robię?
To pytanie zadawała sobie w kółko Gabrielle, stojąc na wzgórzu, nieco za miasteczkiem, nieopodal lasu. Dostała wiadomość w godzinach popołudniowych, że panicz Michael chce się tutaj z nią spotkać. Podobno chciał z nią o czymś porozmawiać, o czymś niezwykle ważnym. Była naprawdę zdenerwowana. Owszem, wielokrotnie spotykali się na po obiadowych spacerach oraz rozmawiali wieczorami o książkach, jednakże nigdy o tej porze. Nie zaprzeczała, od dłuższego czasy zaczęła już czuć coś więcej do niego. Był taki szarmancki, inteligentny oraz przystojny. Nigdy nie poznała wcześniej mężczyzny takiego jak on. Gabrielle nie pasowała jednak do jego świata. Była córką bogatego posiadacza kilku ziem na wschodzie oraz czarnoskórej służącej. Wszyscy opowiadali, że dziewczyna była skutkiem krótkotrwałego romansu, jednakże w rzeczywistości to było coś więcej. Byli w sobie do szaleństwa zakochani. Niestety, krótko po porodzie matka Gabrielle zmarła, a Henry, ojciec postanowił zaopiekować się nią. W tym czasach osoby o tym kolorze skóry najczęściej zostawali niewolnikami, dlatego też Gabrielle była postrzegana nieprzychylnie.
Po dłuższej chwili oczekiwania zaczęła zastanawiać się czy aby Michael jej nie oszukał, Czy aby z niej nie zadrwił. Im dłużej tak stała, tym bardziej była o tym przekonana. Nagle, ktoś zakrył jej oczy. Krzyknęła krótko i szybko odsunęła się.
-Spokojnie, Gabrielle, to tylko ja. Nie bój się.
To był Michael. Wyglądał jak gdyby urwał się z jakiegoś przyjęcia. Miał na sobie czarny, elegancki frak z białą koszulą. Wyciągnął obie dłonie przed siebie w pozie świadczącej o tym, że nie chce jej nic zrobić.
-Wybacz mi, nie w mojej intencji było wprowadzenie panienki w stan zakłopotania. -dodał, kłaniając się jej nisko.- Chyba tak powinno wyglądać nasze powitanie.
-Michael, już myślałam, że nie przyjdziesz.- powiedziała uradowana, po chwilowym szoku, po czym rzuciła się mu w objęcia. Nie zważała już na etykietę dobrego wychowania, naprawdę pragnęła go przytulić, pocałować, poczuć jego zapach.
-Wybacz, nie mogłem się wcześniej urwać. Ojciec wyjątkowo uważnie mnie dzisiaj obserwował. Tęskniłem za tobą, kochanie.- odpowiedział, ujmując jej twarz w dłonie. Uśmiechnął się, po czym pocałował ją czule w usta. Pocałunek nie trwał zbyt długo, ale był przepełniony miłością oraz tęsknotą. Gabrielle jako pierwsza przerwała pocałunek, jednak nie odsunęła się od niego. Nadal nie zapomniała, że miała się z nim spotkać w jakiejś ważnej sprawie.
-Michael, o czym chciałeś ze mną porozmawiać? Proszę, nie trzymaj mnie już w niepewności.- poprosiła patrząc mu w oczy z niecierpliwością. Była przygotowana na najgorsze. Obawiała się, że Michael będzie musiał gdzieś wyjechać, bądź coś w tym rodzaju.
-Byłem dzisiaj u twojego ojca. Długo rozmawialiśmy i w rezultacie uzyskałem to czego chciałem.- powiedział z uśmiechem, odgarniając kosmyk włosów, który zaszedł jej na oczy. Gabrielle nadal nie wiedziała o co mu chodzi. W pewnym momencie, Michael odsunął się od niej o krok i uklęknął na jedno kolano.
-Gabrielle Montoya DiLaurentis, zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia, gdy tylko ujrzałem cię wtedy wczesnym rankiem, gdy zbierałaś kwiaty na łące. Jesteś najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek spotkałem i pragnę spędzić z tobą resztę życia.
-Michael, co ty..?- zaczęła zszokowana tym czego była świadkiem. Chłopak jednak kontynuował swoją przemowę, ujął jej dłoń, a z kieszeni wyciągnął mały, zgrabny, srebrny pierścionek.
-Gabrielle, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Michael był naprawdę zdenerwowany. Dużo czasu spędził nad tym by wymyślić tą krótką przemowę, a i tak nie wyszło dokładnie jak chciał. Dziewczyna z początku oniemiała. To była ostatnia rzecz jaką się spodziewała usłyszeć. Po chwili jednak przepełniło ją uczucie radości. Wsadziła delikatnie pierścionek na palec.
-Tak, oczywiście. Michael, kocham cię!- krzyknęła uradowana, po czym pocałowała go mocno. Chłopak chwycił ją w ramiona i uniósł lekko nad ziemią.
-Ja ciebie też, najbardziej na świecie.- odpowiedział, a po tych słowach ich usta ponownie połączyły się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz