Prosto ze szkoły, Maggie wybrała się do szpitala. Uśmiech nie schodził jej z ust. Była bardzo szczęśliwa, że w końcu, pierwszy raz w życiu, została zauważona. Mogła rozpocząć swoje życie od nowa, nie będąc pośmiewiskiem i popychadłem. Nikt nie znał jej smutnej przeszłości. W nowej szkole mogła zostać kim chce. Rozmyślając o dzisiejszej wspaniałej nocy, która miała nadejść za kilka godzin, szła szpitalnym korytarzem. Z zamyśleń wyrwał ją widok Charliego. Przypomniało jej się jak strasznie go dzisiaj potraktowała. Było jej głupio podchodzić do niego, ale nie miała wyboru. Chłopak właśnie wchodził do pokoju Marka. Maggie przez chwilę zastanawiała się czy aby się nie wycofać, ale to by było głupie.
-Cześć.- powiedziała dziewczyna, gdy tylko pojawiła się w pokoju.
-Hej.- odpowiedział sucho Charlie.
-Słuchaj, przepraszam cię za to jak cię potraktowałam rano.
-W sumie, to nie twoja wina. Byłaś zauroczona.- powiedział nawet nie patrząc na nią.
-Co to ma znaczyć?
-Co?- chłopak szczerze zdziwiony, po raz pierwszy od jej przybycia, spojrzał na nią.
-Ty także wierzysz w te wszystkie brednie, które opowiada Mark?!- rzekła lekko już rozzłoszczona.
-A ty nie?-Charlie wstał.
-Brandon pomógł mi przejrzeć na oczy. Jak możesz wierzyć w te bzdury? Ile ty masz lat?
-Brandon pomógł ci przejrzeć na oczy.- powtórzył za nią.-I czego ci ten twój przyjaciel naopowiadał.?
-Przede wszystkim, że nie ma czegoś takiego jak wampiry. Dowiedziałam się też bardzo interesującego faktu na temat Marka.
-Co takiego?
-Mój kochany wujek, dziesięć lat temu, był tak pijany, że zabił człowieka.- powiedziała z obrzydzeniem. Charlie chwycił się za głowę.
-Jesteś taka łatwowierna! Uwierzysz we wszystko co ci powiedzą! Bardziej wierzysz obcym niż rodzinie!
-Jak mogę traktować Marka jako rodzinę. Nic o nim nie wiem!
-Więc pozwól, że ci o nim coś powiem.- Charlie ściszył głos i podszedł do Maggie chwytając ją za ramiona.- To bardzo dobry człowiek, który poświęcił wszystko, aby chronić swoją rodzinę. Przede wszystkim ciebie.
-Co to znaczy?-spytała, próbując się mu wyrwać. W tym momencie wystraszyła się go na poważnie. Buchała od niego wyraźna agresja.
-Odwlekał twój przyjazd tutaj najdłużej jak się da. Jak myślisz, dlaczego dopiero po dziesięciu latach tutaj przyjechałaś ?- Maggie zaniemówiła. Nigdy się nad tym nie zastanawiała.- Bo wiesz, gdy raz przekroczysz bramy tego miasta, to już tak łatwo go nie opuścisz.
-Co masz na myśli?- wyszeptała. Charlie zamknął drzwi i popchnął ją lekko na krzesło, po czym pochylił się nad dziewczyną.
-To miasto ma kilka zasad. Jedna z nich mówi, że nie wolno opuszczać tego miejsca, chyba że się ma specjalne pozwolenie.
-A co się stanie, gdybym, powiedzmy, opuściła Noir Seraphin Hill?
-Zostałabyś ponownie sprowadzona tutaj i surowo ukarana.- opowiedział dosadnie, nie odsuwając się ani na milimetr.
-Przez kogo?!- krzyknęła.
-Przez wampiry.- rzekł tajemniczo.
-A ty znowu o tym! Lecz się ty...- Maggie chciała się wyrwac, lecz Charlie trzymał ją w mocnym uścisku.
-Natomiast drugą, najważniejszą zasadą jest to, że nie można nikomu mówić, że one istnieją.- kontynuował.-Najczęściej karane jest to śmiercią.
-A więc, jeśli tak się ich boisz, to dlaczego mi o tym mówisz?- spytała z wyrzutem.
-Ponieważ, tak samo jak Mark, chcę cię chronić.
Po chwili, do pokoju weszła pielęgniarka w podeszłym wieku.
-Co się tu dzieje? Dlaczego drzwi są zamknięte?- zapytała niskim, nieprzyjemnym głosem.
-Nic się nie dzieje. Przepraszamy za hałas.- powiedział szybko chłopak odsuwając się od Maggie.
-Proszę już iść. Pacjent musi odpocząć. -tymi słowami pielęgniarka wypędziła ich ze sali.
Dziewczyna szybkim krokiem zaczęła zmierzać ku wyjściu, chcą uniknąć dalszej konwersacji, lecz Charlie zdążył chwycić ją za ramię.
-Poczekaj, nie chcesz o nic spytać, po tym co usłyszałaś?
-A o co mam się zapytać?- spytała zniecierpliwiona już tą całą rozmową.
-Na twoim miejscu miałbym mnóstwo pytań.
-Ja nie jestem tobą.- po tych słowach dziewczyna wyrwała się z uścisku Charliego i wyszła. Nie zamierzała nawet rozmyślać o tym wszystkim. Miała dosyć tych wątpliwości i tego, że wszyscy mieszali jej w głowie. Postanowiła myśleć tylko o dzisiejszej imprezie.
***
W tym samym czasie, Brandon z ukrycia obserwował Maggie. Był nieco zaniepokojony tym, że dziewczyna dowiaduje się coraz więcej. Jeśli sprawy będą obracały się w takim tempie, to jego plan nie wypali. Postanowił zrezygnować z dalszych obserwacji i wrócić do domu. Mieszkał w dużej, ładnej willi z innymi wampirami. Posiadłość była położona za miastem koło lasu. Brandon, Jack i Carter byli tam najstarszymi wampirami; mieli ponad dwieście lat, pozostali tylko około siedemdziesiąt. Brandon nie dość, że i tak był już wkurzony niepowodzeniem planu, to na dodatek młode wampiry zostawiły straszny bałagan w domu. Prawie nikogo tam nie było, tylko Carter siedział na kanapie popijając krew z butelki. Brandon podszedł do lodówki w poszukiwaniu pożywienia.
-Carter, zostało coś jeszcze?!- krzyknął.
-Niestety, dzieciaki wszystko pobrały. Zdążyłem uratowac tylko to.-wskazał na butelkę, nie odrywając oczu od telewizora.
-Cholera!Trzeba ich w końcu nauczyć porządku. Tym razem oni zrobią zapasy.-powiedział zdecydowanie, siadając obok Cartera i zabierając mu butelkę.
-Uważaj, bo to zrobią.-rzekł roześmiany.
-Inaczej wylecą stąd.
-Niby gdzie?
-To już będzie ich problem. Gdzie Jack?- spytał przeskakując po kanałach telewizyjnych.
-W Angel's Cafe. Nadal jest na ciebie wściekły za to co zrobiłeś Annie.
-Ona bardziej mi zaszkodziła. Gdybym nie wymyślił na poczekaniu tej historyjki o jej starych, to już by było po planach.-powiedział pociągając łyk krwi.-Po za tym, nie moja wina, że się w niej zabujał.
-Idziesz dzisiaj na tą imprezę?- spytał zmieniając temat.
-Będzie tam Maggie, więc muszę. Mam okazję zbliżyć się nieco do niej. Może nadrobię straty.
-Stary, naprawdę uważasz, że warto to robić?- Brandon po tych słowach wyłączył telewizor i wstał zdecydowanie. Wyciągnął z półki plik kartek. Były to wszelkie informacje oraz akta dotyczące Maggie. Rzucił to wszystko na stół. Carter spojrzał na niego ze zdziwioną miną.
-Wiem co to jest. O co chodzi?
-O to, że czekałem sto dziewięćdziesiąt cztery lata, aż ona się urodzi. Następnie przez szesnaście lat, zbierałem wszystkie, możliwe informacje na jej temat. I ty się mnie pytasz, czy warto?!- powiedział gniewnie.
-Po prostu, chodzi o to, że ta zemsta cię wykańcza. Żyjesz tylko nią.
-Jak myślisz, czy mój brat, Michael, byłby zadowolony z tego, że go nie pomściłem?!
-On na pewno nie chciałby tego dla ciebie.- Brandon jeszcze bardziej rozzłoszczony, wziął akta i wrzucił je do szuflady, po czym odrzekł:
-Niestety, on już nie może wyrazić swojego zdania.-po tych słowach wampir ponownie włączył telewizor i już nikt nic nie powiedział.
***
Zbliżała się godzina dwudziesta. Maggie cała podekscytowana stała pod domem Maddie. Mieszkała w małym, schludnym domku o czerwonych dachówkach. Otworzyła jej mała dziewczynka. Z pewnością była to siostra Maddie.
-Cześć, jest twoja siostra?- spytała miło Maggie. Dziewczynka nic nie powiedziała, tylko uciekła krzycząc" wampir!!" Momentalnie, do drzwi podbiegła przerażona Maddie.
-Co to było?- spytała Maggie, biorąc to za żart. Maddie odetchnęła z ulgą wskazując na siostrę.
-Naoglądała się filmów. Chodź na górę.
Dziewczyna wprowadziła ją do domu. Nie było w nim nic nadzwyczajnego. W przeciwieństwie do domu Marka, tutaj panował nieskazitelny porządek.
-To mój pokój.- wskazała na małe pomieszczenie. Ściany były pokryte plakatami. Tylko w niektórych miejscach wystawała różowa tapeta.
-Wow.- powiedziała z mieszaniną zachwytu i zdziwienia.
-Nie miałam czasu na malowanie, musiałam jakoś zakryć tą okropną tapetę.- powiedziała z uśmiechem.- Już coś dla ciebie uszykowałam.
Na dużym łóżku okrytym niebieską pościelą leżała czarna,bez ramiączek, sięgająca kolan sukienka.
-O rety.- odparła z zachwytem.-Jaka piękna.
-Cieszę się, że się podoba.
Maggie chwyciła sukienkę i przyłożyła ją do siebie. Po chwili jednak zrobiło jej się trochę głupio.
-Dlaczego to dla mnie robisz?- spytała się cicho.
-Ale co?- odparła zdziwiona.
-No wiesz. Zaprosiłaś mnie na imprezę i pożyczyłaś mi sukienkę. Znamy się przecież tak krótko, a traktujesz mnie jak swoją przyjaciółkę.- po tych słowach schyliła głowę.
-No i co. Czy coś w tym złego?
-Nie, nie.- szybko zaprzeczyła.- Tylko tak jakoś głupio mi.
-To niech przestanie. Od razu cię polubiłam i chciałabym się z tobą zaprzyjaźnić,oczywiście jeśli chcesz.
-Jasne.-powiedziała ze śmiechem, ściskając Maddie.
Przez dalsze pół godziny, dziewczyny robiły sobie makijaż i dobierały biżuterię. Świetnie się przy tym bawiły. Maddie ubrała beżową, obcisłą sukienkę, przez co wyglądała tak pięknie jak Maggie. Gdy nadchodziła godzina imprezy, to wystrojone zeszły na dół. Do domu właśnie wchodzili rodzice Maddie.
-O, część . Mamo, tato, to Maggie.- przedstawiła ich nawzajem . Matka Maddie była niską, pulchną kobietą o jasnych włosach, natomiast jej ojciec był postawnym mężczyzną o poważnym wyrazie twarzy.
-Miło państwa poznać.- powiedziała serdecznie. Rodzice dziewczyny okazali się być bardzo mili. Nawet zaproponowali dziewczynom ciasto. Maddie odparła, że już muszą iść, lecz Maggie nie chciała być niegrzeczna i przyjęła propozycję. Ciasto, które przygotowała kobieta, było wyśmienite.
-Jakie pyszne.- pochwaliła Maggie.-Jaki jest przepis?
-Bardzo sie cieszę, że ci smakuje. Mogę ci napisać na kartce, ok?
-W porządku.
Maddie co chwilę nerwowo zerkała na zegarek, aż w końcu powiedziała dyskretnie:
-Chodźmy już, bo impreza się skończy.
-Dobrze, idziemy już.- przed wyjściem zwróciła się jeszcze do kobiety.- Bardzo dziękuję za ciasto i gościnę.
-Nie ma za co. Możesz wpadać kiedy chcesz.- odpowiedziała z ciepłym uśmiechem.
Dziewczyny biegiem pokonały dwie przecznice, aż w końcu dotarły na miejsce. Z domu dobiegała już głośna muzyka. Było tak jak Maggie sobie wyobrażała. W środku ludzie bawili się już na całego. Byli tutaj wszyscy i każdy w innym celu; Maggie - aby po raz pierwszy od długiego czasu, dobrze się bawić, Brandon- aby zyskać zaufanie i sympatię dziewczyny, Annie- aby pilnować, na polecenie swojego szefa, Brandona, natomiast Charlie- chciał chronić Maggie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz