Wczesnym rankiem, do pokoju Maggie wszedł lekarz, by sprawdzić wyniki badań. Dziewczyna była już praktycznie ubrana i gotowa do wyjścia. Doktor, gdy obejrzał kartę gorączkową, usiadł na krawędzi łóżka i przez dłuższy czas nie odzywał się.
-Co się stało?- spytała zaniepokojona.- Czy coś nie tak?
-To niemożliwe.- wyszeptał.
-Co?
-Między godziną 1:00, a 1:30 w ogóle nie miałaś tętna. Nie oddychałaś. Jakim cudem aparatura nie zaalarmowała o tym pielęgniarki.
-Ale ja się czuję dobrze, wspaniale. Czy mogę już iść?- zapytała z nadzieją. Maggie domyślała się, że czas w którym przestała oddychać, był wtedy, gdy przyśnił jej się ów sen. Nie chciała jednak o tym wspominać doktorowi. Musiała się stąd jak najszybciej wydostać.
-Nie, musisz zostać na badaniach. Trzeba to wyjaśnić.- po tych słowach wyszedł. Dziewczyna nie miała zamiaru tutaj zostać. Spakowała do torby swoje rzeczy i wyszła z pokoju. Nałożyła na głowę kaptur i szybkim krokiem opuściła szpital. Będąc na zewnątrz odetchnęła z ulgą. Następnie wyciągnęła komórkę i wybrała numer Charlie'ego.
-Cześć. Możesz po mnie przyjechać?- spytała szybko, rozglądając się czy żaden lekarz nie idzie.
-Jasne. Już cię wypisali? Myślałem, że zostały ci jeszcze jakieś badania.- oznajmił zdziwiony.
-Wypuścili mnie wcześniej. Okazało się, że wszystkie wyniki wyszły dobrze.- skłamała.-To przyjedziesz, czy nie?- spytała już bardziej rozdrażniona. Charlie zdziwił się, gdyż Maggie nigdy się tak nie zachowywała.
-Jasne.- odpowiedział niepewnie.
-Pośpiesz się.- dodała, po czym odłączyła się. Potem chciała się oddalić gdzieś w mniej widocznie miejsce, lecz na jej drodze niepostrzeżenie pojawił się Carter. Maggie nie mogła sobie go przypomnieć. Wiele spraw, oraz osób nie pamiętała jeszcze z tego świata. Przerażona, chciała rzucić się do ucieczki, lecz Carter przytrzymał jej ramię i nie dał możliwości ucieczki.
-Nie bój się. To ja, Carter.- mówił spokojnie, chcąc spojrzeć jej głęboko w oczy, lecz Maggie odwróciła głowę.
-Zostaw mnie! Nie znam cię!- krzyczała, wyrywając się. Gdy Carter nie odpuszczał, dziewczyna spojrzała mu w oczy i przerażająco niskim głosem powiedziała- Zostaw mnie!
Carter zląkł się tak bardzo, że puścił ją i cofnął się o kilka kroków. Maggie także się wystraszyła, tak więc w popłochu uciekła. Wampir nie był w stanie jej gonić. To co przed chwilą zobaczył, a raczej usłyszał było najdziwniejszą i najbardziej przerażającą rzeczą jaka go spotkała, gdyż nie zmienił się jej tylko głos, a również oczy; zrobiły się czerwone niczym krew. Charlie właśnie dojeżdżał i zobaczył uciekającą Maggie. Przestraszył się, pomyślał sobie bowiem, że coś jej się stało. Zaparkował na chodniku i wyszedł ze samochodu.
-Maggie!!- krzyknął. Gdy tylko dziewczyna go zobaczyła to pobiegła do niego rzucając sie mu w ramiona.- Co się stało?- spytał.
-Nic, na prawdę nic. Po prostu zabierz mnie stąd.- powiedziała wsiadając do samochodu i w pośpiechu zapinając pasy.
-W porządku.- odpowiedział, po czym usiadł obok niej i zapalił samochód. Maggie, w czasie jazdy, rozglądała się przerażona dookoła tak jakby coś za chwilę miało ją zaatakować. Charlie przyglądał się jej zaniepokojony. Miał jednak nadzieję, że to jej minie z czasem. Chłopak już prawie dojechał do swojego domu, gdy nagle Maggie krzyknęła:
-Zaraz, gdzie ty jedziesz?! Gdzie mnie zabierasz?
-Spokojnie. Zabieram cię do siebie. Tam porozmawiamy i...- Charlie nie zdążył dokończyć zdania, gdy Maggie ostro mu przerwała.
-Nie. Masz mnie natychmiast zabrać do mojego domu!- krzyknęła, po czym dodała łagodniej- Proszę.
-Ale po co chcesz tam jechać?- spytał zdziwiony.
-Mark ma różne książki. Może znajdę tam coś, co pozwoli mi wszystko zrozumieć.- spojrzała na niego z nadzieją, robiąc minę niewiniątka. Mało jeszcze pamiętała z ich przeszłości, co ich łączyło, jednakże spoglądając na jego twarz dało się stwierdzić. że chłopak byłby w stanie zrobić dla niej wszystko. A przynajmniej bardzo dużo.
-W porządku.- odparł zrezygnowany. Maggie momentami działała na niego jak zauroczenie wampira. Nie mógł jej się oprzeć. Następnie zawrócił i ruszył w kierunku domu Marka. Dojechał w jakieś pięć minut. Maggie z miejsca chciała wysiąść, lecz chłopak ją zatrzymał.
-Mam ci pomóc?
-Nie. Poradzę sobie.- po tych słowach, wysiadła ze samochodu i szybkim krokiem ruszyła w kierunku domu. Charlie czekał aż dziewczyna wejdzie, a potem odjechał. Gdy tylko znalazła się w środku, rzuciła się ku biblioteczce z książkami i zaczęła je przeglądać na oślep. Niestety niczego przydatnego nie znalazła. Dziewczyna ze zdenerwowania i bezradności zrzuciła z biblioteczki kilka opasłych tomów. W tej samej chwili obok półki ukazało się tajne miejsce. Maggie całkowicie o nim zapomniała. Bez chwili zastanowienia zapaliła światło w środku i weszła. W schowku, podobnie jak poprzednio znajdowała się broń, a na ścianach różne symbole. Jednak tym razem znajdowało się tam coś jeszcze. Mianowicie pamiętnik Marka. Maggie od razu po niego podeszła i zaczęła przeglądać. Centralnie, w środku znajdował się rysunek pierścienia. Gdy to zobaczyła, to z wrażenia wstrząsnęły ją dreszcze. Nie sądziła, że odpowiedź może znajdować się tak blisko. Lecz zanim zdążyła cokolwiek przeczytać, usłyszała jak ktoś wchodzi do domu. Maggie bez chwili zastanowienia chwyciła za pierwszą broń, która wpadła jej w ręce i wyszła z pokoju. Owym gościem okazał się Brandon.
-Witaj, kochanie. Nie sądziłem, że cię tutaj znajdę. Pomyślałem, że raczej będziesz w towarzystwie swojego obrońcy.- zadrwił, wchodząc głębiej do przedpokoju. Wsadził dłonie do kieszeni i obdarzył, bałagan jaki tu panował, wzrokiem pełnym niesmaku.
-Kim jesteś i co tutaj robisz?- wycedziła przez zęby.
-No co ty.- odrzekł zdziwiony.- Nie poznajesz mnie?- dodał, po czym uśmiechnął się swoim powalającym uśmiechem. W tym samym momencie, wszystkie wspomnienia, które przeżyła z Brandonem ukazały się jej jak momenty z filmu. Zarówno te dobre jak i te złe. Gdy dotarło w końcu do niej przed kim stoi, odbezpieczyła spust.
-Wynoś się stąd.- powiedziała ostro.
-A jednak pamiętasz.- odparł, kompletnie nie zważając na to, że jego towarzyszka do niego celuje.- Myślałem, że nie żyjesz.
-Zawiedziony?- spytała prowokująco.
-Trochę tak.- przyznał.- Po prostu uparłaś się, że nie umrzesz i koniec. Jesteś jak kot. Trzeba będzie cię zabić jeszcze osiem razy.
Maggie gotowała się w środku. W sumie to nie wiedziała dlaczego tak się zdenerwowała tym co on mówi, ale po prostu sama jego obecność wprawiała ją w furię. Gdy już nie mogła wytrzymać, wymierzyła pistoletem w jego nogę i strzeliła. Brandon krzyknął z bólu, po czym osunął się na podłogę.
-Ty suko!- wrzasnął. Maggie podeszła do niego, nadal mając go na muszce.
-Zasługujesz na śmierć.- odarła lodowatym tonem.- W końcu musiałeś się tego spodziewać. Jeśli nie ja, pewnie jutro uczyni to ktoś inny.
-W porządku, ale ty zasługujesz na śmierć tak samo jak ja.- wykrztusił, trzymając się za postrzeloną nogę. Wokół zrobiła się kałuża krwi.- Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię.
-Ja zrobiłam to co słuszne.- powiedziała dosadnie.
-Tak, jasne. Zabiłaś Sarę, Michaela. Nie zapominaj o Marku.
-Co? O czym ty mówisz. Nie zabiłam go. Byłeś przy tym, widziałeś to.- usprawiedliwiała się. Brandon widząc jej strach i niepewność zaśmiał się szyderczo.
-Ach tak? To przecież ty powiedziałaś mi o jego planach. Nakapowałaś na niego i przez to on i wielu ludzi, którzy byli z nim zginęło. To wszystko twoja wina.- po tych słowach, wampir wstał ciężko z podłogi. Noga już niemal się zagoiła. Maggie, po tym co usłyszała, nie wiedziała co powiedzieć. Brandon poprawił kurtkę, która nieszczęśnie zwisała z jego ramiona i skierował się w stronę drzwi. Gdy już miał wyjść, powiedział:
-Jeśli jeszcze kiedyś będziesz chciała sama wymierzyć sprawiedliwość, to najpierw pomyśl o sobie. Sama nie jesteś święta.- po tych słowach wyszedł. Maggie wypuściła pistolet z dłoni i rozpłakała się. Nie chciała przyznawać tego przed samą sobą, ale Brandon miał rację. Ona wcale nie była lepsza od wampira. Tak samo jak on nie zasługiwała na życie. W tym samym momencie Carter wszedł właśnie do Angel's Cafe. Był cały roztrzęsiony i rozdygotany.W środku jak zwykle był tłum, tych samych ludzi. Gdy wampir odszukał wzrokiem przyjaciółki, natychmiast do niej podszedł.
-Annie?!- zawołał na widok czarownicy.- Musimy pogadać.
-Nie mam teraz czasu. Jestem w pracy.- powiedziała, wycierając i tak już czystą ladę.
-To ważne. Chodzi o Maggie.- po tych słowach, Annie przestała wycierać blat i spojrzała poważnie na Cartera.
-W porządku. Chodźmy na zaplecze.- odpowiedziała, a następnie weszła do małego pomieszczenia. Wampir poszedł za nią. - Zaczekaj.- powiedziała, zanim Carter zaczął. Annie zamknęła drzwi na klucz, po czym podeszła do chłopaka.- Dobrze. Możesz zaczynać.
-Spotkałem ją dzisiaj przed szpitalem. Chciałem z nią porozmawiać o tym pierścieniu, ale ona nagle zaczęła panikować.
-No i co z tego?- spytała.- W końcu dziewczyna dużo przeżyła.
-W pewnym momencie jej oczy zrobiły się czerwone, a głos stał się niski, jak u samego diabła. To wszystko jest nienormalne.- powiedział przerażony.- Słyszałaś kiedyś o czymś takim?
-Cóż, to przypomina mi trochę demona, ale to przecież niemożliwe. Ona jest potomkiem nefila, a nie demona.
-Może coś się stało przez te dwa lata. Zyskała jakieś nowe zdolności, czy coś. Inaczej nie umiem tego wyjaśnić.
-Może trzeba po prostu poczekać, aż sobie wszytko przypomni.- zaproponowała Annie.
-Nie masz jakiegoś wywaru na to, by sobie przypomniała?
-Sprawdzę, ale to może trochę zająć. Zawiadomię cię, gdy coś znajdę.
-W porządku.- po tych słowach otworzył drzwi, lecz zamurowało go po tym co zobaczył.
-Co się stało?- spytała Annie, dołączając do niego.
-Spójrz.- powiedział wskazując na trójkę ludzi, którzy właśnie weszli do kawiarni. Było to dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Mogli mieć po dwadzieścia pięć lat. Każdy miał pierścień, taki sam jak Maggie. Wyglądali na ludzi, lecz Carter wyczuł,że byli czymś więcej. Wyróżniała ich doskonałość. Kobieta miała długie, kręcone, płomieniste włosy i błękitne oczy. Była bardzo szczupła, lecz postawna. Miała na sobie czarną bluzkę, a na to kamizelkę, do tego ciemne leginsy. Chłopak po jej prawej był bardzo wysoki i umięśniony. Miał kręcone, blond włosy i zielone oczy. Ubrany był w niebieskie dżinsy i czarną, obcisłą bluzkę, która opinała się na jego muskularnych ramionach. Na prawym ramieniu rozciągał się tatuaż. Jego spojrzenie było pełne zimna i pogardy. Trzeci towarzysz był nieco drobniejszy od tamtego i miał kruczoczarne włosy oraz niebieskie oczy. Ubrany był w czarne, przylegające dżinsy oraz skórzaną kurtkę. Jego twarz ozdabiały kolczyki na brwiach i ustach. Cała trójka,w pewnym stopniu była piękniejsza od ludzi, a nawet wampirów. Carter nigdy nie widział tak doskonałych istot.
-To takie same pierścienie?- wyszeptała. Carter tylko pokiwał głową. W tej samej chwili, dziewczyna podeszła do lady i zapytała:
-Przepraszam, czy mogę rozmawiać z szefem?- spytała wysokim, dźwięcznym głosem. Carter musiał pchnąć lekko czarownicę, bo w innym przypadku, nie ruszyłaby się.
-T-tak? W czym mogę pomóc?- zapytała nerwowo. Dziewczyna zrobiła dziwną minę, po czym powtórzyła.
-Czy mogę rozmawiać z szefem?
-Nie ma go w tej chwili. Czy mam coś przekazać?
-Tak. Powtórz mu, że przybyliśmy w poszukiwaniu dziewczyny i nie spoczniemy póki jej nie znajdziemy.
Ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz