niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 11

Maddie pociągnęła koleżankę w stronę tańczącego tłumu. Odszukała tam swoją kuzynkę.
-Cześć. Świetna impreza!- krzyknęła dziewczyna do jej ucha.
-Dzięki. - powiedziała zadowolona, po czym przeniosła wzrok na Maggie.-Kto to?
-To jest Maggie. Maggie, to Sandra, moja kuzynka.-przedstawiła. Rozmawiały jeszcze przez chwilę, lecz muzyka była tak głośna, że prawie nic nie było słychać. Po chwili Maggie zauważyła w tłumie Brandona. Była bardzo zdziwiona tym faktem, gdyż on nie chodził już do szkoły; była to bowiem impreza dla licealistów.
-Co on tu robi?- wskazała na chłopaka.
-Spotykam się z nim.-powiedziała dumnie Sandra.-Brandon, podejdź tutaj!- zawołała słodko.
-Hej, jak leci?- spytał wampir, przeciskając się w ich kierunku. Miał na sobie ciemne dżinsy i granatowy T-shirt, który opinał się na jego muskularnych ramionach. Nawet Maggie musiała przyznać, że wyglądał dzisiaj strasznie seksownie.
-Moją kuzynkę już znasz, prawda?- spytała, wieszając się mu na ramionach.
-Taak, znamy się. Maggie też zdążyłem już poznać.- powiedział szybko wyprzedzając kolejne pytanie Sandry.- Któraś z dam, chciałaby coś do picia?- spytał szarmancko. Maggie była jednak pewna, że chce się jak najszybciej uwolnić z ramion swojej dziewczyny.
-Tak, przynieś nam coś.- odpowiedziała, machając do niego ręką lekceważąco.-Czyż on nie jest wspaniały?- powiedziała podekscytowana, gdy tylko chłopak trochę się oddalił. Poszedł do kuchni w poszukiwaniu alkoholu.Tam napotkał, stojącego obok lady, Cartera.
-Myślałem, że nie przyjdziesz.- powiedział zaskoczony Brandon nalewając do trzech kubków.
-Musiałem dowiedzieć się co knujesz .-Carter widząc, że wampir wrzuca do jednego z napoi tabletkę, powiedział:
-Czy aby nie przesadzasz? Powiedziałeś, że najpierw się z nią zaprzyjaźnisz.
-Uspokój się. To nie dla Maggie.- odparł z niecierpliwością.
-To niby dla kogo?-zdziwił się
-Sandra będzie tylko przeszkadzać. Wyeliminuję ją na jakiś czas.-widząc minę Cartera, dodał.-Nic jej nie będzie.
W tym samym czasie, Charlie rozglądał się za Maggie. Doskonale wiedział, że przyjdzie tutaj Brandon, dlatego na wszelki wypadek, ukrył drewniany kołek pod kurtką. Po chwili ją dostrzegł. Nie zastanawiał się, tylko zdecydowanie podszedł do niej.
-Co ty tu robisz?- spytała zdziwiona.
-Ja...- Charlie nie mógł dobrać prawidłowych słów.
-Śledzisz mnie?
-Nie! Ja tylko, chcę się upewnić, że jesteś bezpieczna.
-Jak widzisz, jestem. Możesz już iść.- Maggie zamierzała odwrócić się, lecz chłopak szybko chwycił ją za ramię.
-Czego?!- spytała ostro.
-Nawet nie wiesz jak tutaj jest niebezpiecznie. Musisz stąd wyjść- powiedział tak cicho, by tylko ona usłyszała.
-Puść mnie!- krzyknęła, wyrywając się mu, lecz on nie chciał jej puścić. W tej właśnie chwili podszedł Brandon.
-Czy coś się stało?- spytał spokojnie. Charlie automatycznie puścił dziewczynę.
-Nie twoja sprawa.- powiedział mu prosto w oczy chłopak.- Więc się nie wtrącaj.
Wampir zaśmiał się szyderczo.
-Jeśli jesteś taki mądry, to wyjdźmy na zewnątrz.
-Chłopaki, uspokójcie się.- przerwała wymianę zdań. Oni udawali, że jej nie słyszą.
-A może powiem jej twój mały sekret.- rzekł Charlie.
-Taa, nie wiem o czym mówisz. Chyba za dużo wypiłeś stary.
-Wiesz jaki jest jego sekret?- drążył dalej.- On jest wampirem.
Jack i Carter usłyszeli te słowa z końca pokoju. Jak na zawołanie, oboje spojrzeli w ich stronę, chcąc zobaczyć reakcję Brandona. Jednak on tylko się zaśmiał.
-Jasne stary. Za dużo książek się naczytałeś. I do tego jeszcze alkohol, a myślałem, że nie pójdziesz w ślady ojca...- tymi słowami, wampir przegiął. Charlie nie mógł się pohamować. Wyjął mały, drewniany kołek i zamierzył w pierś Brandona. Nikt z wyjątkiem Jacka, Cartera, Maggie i Annie nie zauważyli tego zdarzenia. Charlie popchnął Brandona w kierunku ściany. Wampir udawał, że nie ma siły.
-Co ty wyprawiasz!- krzyknęła Maggie chwytając chłopaka za ramię. Charlie nie zwracał na nią uwagi. Był pochłonięty nienawiścią.
-No i co! Dlaczego się nie bronisz?!- wrzasnął.
-Jesteś pomylony.- wykrztusił Brandon.- Maggie, zawołaj Jacka!!
Jack rzecz jasna usłyszał te słowa, dlatego też zmierzał już w ich kierunku. Z łatwością odepchnął Charliego i wyprowadził z domu. Brandon zaczął poprawiać sobie ubranie, po czym powiedział:
-To świr. Chyba za dużo czasu spędza z twoim wujem, bez obrazy.
Po tych słowach Maggie oddaliła się w kierunku tłumu. Brandon chciał ją dogonić, jednakże drogę zastąpiła mu Annie.
-Co ty wyprawiasz? Wiem, że specjalnie go podpuściłeś!- wykrzyknęła
-Ty się nawet nie odzywaj. Jeśli jeszcze raz namieszasz mi w planach, to nie skończy się na okaleczeniach. A właśnie, jak się leczą rany?- spytał bezczelnie.
-Mam prawo robić co chcę. Nie będziesz mi groził.
-Ach tak?!- Brandon chwycił ją tak mocno za ramię, że ta aż jęknęła. Natychmiast, w tym momencie pojawił się Jack odpychając Brandona.
-Co ty do cholery wyprawiasz!
-Romeo się zjawił.- zadrwił z niego.- Trzymaj tą swoją sukę na smyczy.
Po tych słowach Jack wręcz eksplodował. W zadziwiającym tempie chwycił Brandona za gardło i przygwoździł do ściany. Ze złości, obu chłopakom pokazały się wampirze kły. Jeszcze przez chwilę na siebie warczeli, gdy podszedł do nich Carter i chwycił Jacka za ramię.
-Uspokój się, nie warto.- po tych słowach chłopak puścił Brandona i oddalił się wraz z Annie i Carterem. Cała trójka wyszła na zewnątrz, aby odetchnąć. Przez chwilę, nikt się nie odzywał.
-Co się z nim stało, Carter.- przerwał ciszę Jack.
-Ta zemsta pochłonęła całe jego życie.- Maggie przechodziła właśnie obok, gdy usłyszała słowa Cartera. Postanowiła dowiedzieć się, o czym oni mówią.
-To wszystko jego wina.!- krzyknął Jack.
-Musimy go jakoś powstrzymać.- wtrąciła Annie.
-Ja się w to nie mieszam. Nie moja sprawa.- Carter uniósł ręce w geście poddania.
-Jak to? Niewinny człowiek może zginąć, a może nawet ludzie.- powiedziała oburzona.
-Ale jakim prawem mamy mu prawić kazania, skoro sami polujemy.- powiedział cicho Jack, spuszczając wzrok.
-To nie jest to samo. Przecież od razu jej nie wykończy. Najpierw...- wampir przerwał w połowie zadania, nasłuchując przez chwilę. Maggie obawiała się, że to ją mogli usłyszeć, dlatego powoli i cicho wycofała się. Gdy była już bezpieczna, w pomieszczeniu, to odwróciła się. Ku jej przerażeniu za nią stał Brandon.
-Lubisz podsłuchiwać?
-Ja nie. Ja tylko przechodziłam i ...- Maggie nie mogła skleić porządnego zdania.
-Denerwujesz się czymś?- Brandon powoli zaczął podchodzić do niej.- Usłyszałaś może coś tam o mnie?
-Przechodziłam tylko obok. Nic praktycznie nie słyszałam, stałam za daleko. Czy wszystko w porządku?- spytała chcąc zmienić temat.
-Tak, nic mi nie jest. Obraziłem cię tym stwierdzeniem o twoim wuju?- spytał czule chłopak chwytając ją za rękę.- Tak szybko wyszłaś.
-Nie, musiałam odetchnąć.
-Co zamierzasz zrobić z wujem? Gdzie będziesz mieszkać?
-Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. Może Maddie pozwoli mi zostać, a może w tym hotelu co proponowałeś.- Maggie starała się nie patrzeć mu w oczy. Ostatnim razem, gdy tak zrobiła, to uczyniła coś, czego nie chciała robić.
-Zapomniałem ci z tego wszystkiego powiedzieć, że pięknie dzisiaj wyglądasz.-powiedział przywdziewając swój firmowy uśmieszek.
-Dzięki, to sukienka Maddie.- odpowiedziała zupełnie bezwiednie, jak gdyby ją to nie obchodziło, jednakże mimowolnie zaczerwieniła się. Rzadko kiedy ktoś prawił jej komplementy.
-Tak sobie pomyślałem.- powiedział chcąc szybko przejść do rzeczy.-Czy chciałabyś się jutro ze mną umówić?
-Jasne, czemu nie.- po raz pierwszy od ich rozmowy, spojrzała w jego piękne, kakaowe oczy. Nic się nie wydarzyło. Pomyślała, że może to wszystko sobie wymyśliła. Brandon dotknął delikatnie jej różowego policzka, po czym przybliżył swoją twarz do jej. Ich usta już prawie się dotykały, gdy nagle ktoś odchrząknął znacząco. Była to Annie. Brandon wyraźnie się wściekł. Wyglądał jakby chciał ją zabić. Maggie w pewnym sensie ucieszyła się, że ktoś im przerwał, gdyż nie chciała wyjść na łatwą. Zna przecież Brandona od niedawna, a już prawie się z nim całowała. Nie wiedziała co ją napadło. Tym razem jednak nie mogła zwalać na jego siły nadprzyrodzone, a na własną głupotę. Po za tym, co tu dużo mówić, Brandon podobał je się.
-Spotkamy się później.- powiedziała z uśmiechem dziewczyna, po czym przeszła do salonu. W między czasie pozostali przyjaciele Brandona dołączyli do Annie. Jack wyraźnie ochłonął.
-Ty mało szmato.- powiedział cicho powoli zbliżając się do Annie.
-Zważaj na słowa.- zwrócił uwagę Jack, zasłaniając sobą dziewczynę. Brandon jednak nie zwracał na niego uwagi.
-Teraz jesteś może bezpieczna, w towarzystwie twojego obrońcy.- spojrzał lekceważąco na Jacka.- Ale gdy tylko będziesz sama..
-Chodź, teraz ty musisz ochłonąć.- powiedział, jak zwykle opanowany Carter, chwytając go za ramię.
-To jeszcze nie koniec.
W tym samym czasie, Maggie szukała Maddie. Była ona w towarzystwie dwóch, pijanych chłopaków. Najwyraźniej jej to nie przeszkadzało, gdyż ona była w tym samym stanie.
-Hej, mała.- drogę zagrodził jej jakiś wysoki chłopak. Także był pijany.-Gdzie się wybierasz?-spytał wolno, patrząc jak ona odchodzi. Maggie pomyślała, że idzie wytrzymać na tej imprezie będąc tylko pijanym.
-Maddie!- krzyknęła za nią. Dziewczyna, gdy tylko ją zauważyła to ze śmiechem rzuciła się na koleżankę prawie zwalając ją z nóg.
-Siema. Świetna impreza, czyż nie?!-krzyknęła roześmiana.
-Tak, tak. Gdzie jest Sandra? Nie widziałam jej już od dłuższego czasu.
-Za dużo wypiła. Brandon wniósł ją na górę. Która godzina? Mogę być do 1:00.
-Yyy, jest 2:30.
-O rety.- Maddie chwyciła się za głowę.- Rodzice mnie zabiją. Dostanę szlaban.- teraz dziewczyna zaczęła lamentować.
-Okej, idziemy już. Tylko znajdę torebkę.- powiedziała szybko Maggie.
Charlie w tym czasie przeszukiwał pokoje na górze w poszukiwaniu dziewczyny. Dawno jej nie widział. Przewidywał najgorsze. Maggie jednak miała się dobrze. Była tylko zaniepokojona tym, że zgubiła torebkę, gdyż miała w niej między innymi komórkę.
-Hej, Maggie zaczekaj!- krzyknął Brandon.- Czy to twoje?
Wampir trzymał w ręce małą, czarną torebkę.
-Tak, dzięki. Gdzie ją znalazłeś?- spytała.
-Na kanapie, w salonie. Nie ma za co. Mogę cię odprowadzić?- spytał, wyrzucając szybko z siebie słowa, jak gdyby były wyuczone.
-Jasne.
Brandon poprowadził ją na zewnątrz. Stali przez chwilę w ciszy.
-Mam takie pytanie.-zaczęła. Brandon spojrzał wyczekująco.
-Chodzisz z tą Sandrą? Pytam, bo prawie mnie pocałowałeś.-powiedziała prosto z mostu.
-Nie chodzę z nią. Wstydzę się tego, ponieważ specjalnie się jej podlizywałem, by tutaj przyjść.- odparł, przystępując z nogi na nogę, co wyglądało niesamowicie komicznie. Do tej pory zdecydowany, postawny mężczyzna wykazywał zawstydzenie, słabość?
-Dlaczego?
-Bo wiedziałem, że ty tutaj będziesz.-powiedział, znowu dotykając jej policzka.Maggie jednak odsunęła się troszkę.
-My się prawie nie znamy. Nie chcę się spieszyć i ..
-Życie jest takie krótkie.- Brandon jeszcze bardziej się przybliżył. Ich twarze były oddzielone od siebie tylko od kilka centymetrów. Wampir, podobnie jak poprzednio, przybliżył swoją twarz do jej. W tym momencie Charlie wyszedł z domu. Od razu ich zauważył. Usta Brandona była miękkie i gorące. Maggie pod wpływem pocałunku, zapomniała o całym świecie. Liczyło się tylko to co się dzieje teraz. W momencie, gdy Brandon zaczął całować bardziej namiętniej, dziewczyna poczuła się bardzo dziwnie. Następnie zobaczyła obrazy, jakby wizje. Widziała siebie i Brandona, także całujących się. Nie pasowało jednak tutaj coś. Chłopak był ubrany w czarne spodnie, białą koszulę i na tym kamizelkę. Maggie natomiast miała na sobie obszerną suknię złożoną z wielu warstw oraz gorset. Na głowie miała mały, delikatny kapelusz. Ze szkoły wiedziała, ze była to moda z osiemnastego wieku. Przestraszona dziewczyna szybko odsunęła się od Brandona. Wizja się urwała. "Co to było", pomyślała.
-Czy coś się stało?
-Nie, nie. Muszę już iść. Porozmawiamy jutro?
-Tak, jasne.- odpowiedział Brandon.W tym czasie Charlie, zawiedziony odszedł. Maggie szybko weszła do środka po pijaną koleżankę i obie poszły do domu Marka. Pomyślała, że jej rodzice nie chcieliby oglądać córki w takim stanie. Gdy tylko położyła Maddie na kanapie, to ona od razu zasnęła. Maggie natomiast nie mogła zasnąć. Ciągle myślała o pocałunku i tych dziwnych wizjach.
                                                                                                     C.D. nastąpi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz