-Nie, to niemożliwe. wyszeptała z niedowierzaniem Annie, kręcąc głową. Jednak im dłużej tak stali w bezruchu, a zajęło im to całkiem sporo czasu, tym więcej szczegółów rozpoznawała z młodej dziewczyny, w Margaret. Sama Maggie zauważyła dziwne zachowanie pracowników, przypuszczała jednak, że zastanawiają się czy ją przyjąć. Nie chciała wypaść na taką bezradną, więc uśmiechnęła się szeroko i pomachała im. W momencie gdy to zrobiła, zrozumiała jaką jest idiotką i, że po tym dziecinnym, błazeńskim geście nie ma nawet szans. Joseph i Annie wydawali się jednak nie zauważać tego.
-W końcu nastał czas zemsty.-powiedział w końcu z uśmiechem na ustach, po czym odgarnął do tyłu swoje czarno krucze włosy i zaczął iść ku niej niespiesznie.
-Zaczekaj! Co zamierzasz zrobić?- spytała z nutką paniki, ruszając za nim, jak gdyby była magnesem, nie mogąc funkcjonować bez niego.
-Zatrudnię ją.
-Po co ?! Po tym co tobie zrobiła ?- spytała nieco za głośno, gdyż niektórzy klienci obejrzeli się za nimi. Również Maggie nie próbowała nawet ukrywać zdziwienia, słysząc te słowa.Cofnęła się o krok od lady, nie chcąc już słyszeć nic więcej. Właściwie, najchętniej by już stąd wyszła. Nie podobało jej się w jaki sposób mężczyzna na nią patrzył.
-Nie znasz powiedzenia? Trzymaj przyjaciół blisko, wrogów jeszcze bliżej.- odpowiedział Joe, karcąc Annie wzrokiem. Następnie obdarzył wszystkich dookoła olśniewającym uśmiechem, chcąc przez to powiedzieć, że to tylko jakieś sprawy papierkowe, a nie knucie zemsty. To wszystko wydawało się Maggie takie dziwne, a może to ona była tutaj jedyną wariatką, a oni wszyscy zachowywali się normalnie? Zaczęła trochę w to wierzyć. Gdy już podjęła decyzję, by definitywnie stąd wyjść, Joe podszedł do lady i przywołał ją, nazywając ją jednak pełnym imieniem. Nikt się tak do niej nie zwracał od... zawsze.
-Jesteś przyjęta.- poinformował ją takim tonem, jak gdyby co najmniej wygrała w totolotku.
-Och, dziękuję. Nie zawiedzie się pan- rzekła z ulgą Maggie. To była chyba jej najbardziej stresująca "rozmowa o pracę" w życiu.
-Mów mi Joe. Pracę zaczynasz od poniedziałku. Jutro przynieś mi swój plan lekcji. Spojrzymy czy nie będzie się pokrywał z godzinami pracy.- dodał, przygotowując sobie kawę w ekspresie.
-Yyy, prawdę mówiąc nie zapisałam się jeszcze do szkoły. Przyjechałam dopiero dzisiaj.- odpowiedziała cicho, momentalnie czerwieniąc się. Obawiała się, że pospieszyła się z tym całym szukaniem pracy. Zupełnie zapomniała o szkole.
-To zrób to jak najszybciej- rzekł obojętnie, odchodząc z powrotem na zaplecze.
-Podać ci coś?- spytała miło Annie.
-Tak, poproszę herbatę.
Maggie odwróciła się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Bardzo się zdziwiła, gdy spostrzegła, że wszyscy w pośpiechu zaczęli wychodzić. Był przecież dopiero wczesny wieczór. Dziewczyna wyjrzała przez okno i odkryła dlaczego wszyscy wyszli ;słońce zachodziło.Do tej pory myślała, że tylko wuj miał obsesję na punkcie bezpieczeństwa. Okazało się, że wszyscy bali się tego co się kryje w ciemnościach. Tylko trzy osoby pozostały w kawiarni ; Brandon i jego kumple.
- Poproszę na wynos- dodała szybko Maggie - Ile płacę?
- 2,5 $- odpowiedziała, zalewając torebkę z herbatą wrzątkiem. Nie mogła powstrzymać się przed zerkaniem na dziewczynę. Teraz z bliska dostrzegała, że Maggie była niemalże żywą kopią Margaret. Czymś się jednak różniły. Ta druga posiadała w twarzy coś wrednego, bezwzględnego. Natomiast przez stojącą przed nią drobną istotę przebijał się jedynie strach przeplatany z radością. Gdy herbata była gotowa położyła ją na ladę i przyjęła od niej pieniądze.
-Dzięki- odpowiedziała Maggie pociągając łyk tej pysznej herbaty. Miała ona bardzo dziwny smak. Nigdy takiej nie piła.Po każdym łyku czuła najpierw żar w gardle, który następnie ustępował słodyczy. Nie mogła jednoznacznie stwierdzić czy jej smakuje, jednak coś było w tym smaku co powodowało, ze chciała zrobić kolejny łyk i kolejny. Gdy opróżniła już kubek do połowy, ruszyła w stronę wyjścia. Niestety drogę zastąpił jej Brandon z kolegami.
-Hej, znowu się spotykamy.-powiedział z uśmiechem.- Poznaj moich przyjaciół, to jest Carter, a to Jack.
Carter był wysokim szatynem o poważnym wyrazie twarzy. Natomiast Jack posiadał lekko kręcone blond włosy oraz iskrzące się, niebieskie oczy. Wszyscy trzej mieli na sobie czarne, skórzane kurtki.
-Cześć. Miło was poznać. -odpowiedziała wymijająco Maggie chcąc szybko zakończyć konwersację.-Chłopaki, muszę iść. Robi się już późno.
Brandon nadal się nie ruszał, a jego kumple całkowicie zagradzali drogę ucieczki. Za ladą już nikogo nie było. Annie pewnie musiała pójść na zaplecze, pomyślała Maggie.
-No coś ty. Noc jest jeszcze młoda. Wybierz się z nami do jakiegoś klubu. Lepiej się poznamy.-zachęcał.
-Naprawdę, nie mam ochoty. Może innym razem.
Brandon nie zamierzał odpuścić. Podszedł do Maggie kilka kroków. Dziewczyna automatycznie cofnęła się , aż dotknęła lady.
-Pójdź z nami do klubu -powiedział Brandon patrząc jej prosto w oczy.
Dziewczyna bardzo się zdziwiła, ale i zdenerwowała. Nie lubił, gdy ktoś mówił jej co ma robić. Jednak najbardziej był dla niej frustrujący fakt, iż chłopak wydawał się taki pewny siebie, jak gdyby nie przewidywał odpowiedzi przeczącej.
-Nie mam ochoty pójść z wami, więc nie naciskaj- powiedziała głośniej i dosadniej podchodząc tym razem do Brandona.- Nie możesz mnie zmusić, więc odsuńcie się. Chcę już iść do domu.
Carter przepuścił dziewczynę, zaskoczony jej nagłą stanowczością. Brandon był jeszcze bardziej zszokowany. Był wręcz pewien, że przejmie nad nią władzę.W tej właśnie chwili domyślił się, że Annie musiała maczać w tym palce.
Drogę do domu, Maggie pokonała biegiem. Było już całkiem ciemno, a ona nie znała dobrze okolicy. Na szczęście nie spotkała nikogo w drodze.
-Cześć, wujku. Przepraszam cię ...- zaczęła mówić, od razu gdy weszła do domu, ale okazało się, że ten zasnął na kanapie. Maggie zadowolona, że nie musiała się tłumaczyć dlaczego wróciła po zmroku, przykryła wuja kocem i poszła do swojego pokoju. Po tym długim dniu była padnięta. Szybko umyła zęby, przebrała się z piżamę i położyła się do łóżka. Rozmyślała nad wszystkimi dziwnymi sytuacjami z którymi się dzisiaj zetknęła: jakie tajemnicze właściwości miała herbata podana przez Annie, co takiego zrobił Brandon wujkowi Markowi, że go tak nienawidzi i co najważniejsze dlaczego Brandon tak dziwnie wpływał na Maggie. Czuła się przy nim dziwnie. Nie da się tego opisać. Było to uczucie jakby go już kiedyś znała. To pewnie deja vu", powiedziała do siebie. Maggie jednak postanowiła rozwiązać tajemnicę miasta Noir Seraphin Hill.
C.D. nastąpi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz