niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 20

Jakieś pięć minut później, Maggie ocknęła się. Była przywiązana do krzesła. Siedziała w ciemnym, zimnym pomieszczeniu. Nadal była ogłupiona po środku usypiającym. Nagle do pomieszczenia wszedł Joe. Miał na sobie czarną marynarkę i dżinsy. Usiadł okrakiem na stojące nieopodal krzesło. Maggie próbowała zachować spokój. Joe tylko bezczelnie się uśmiechał.
-Jesteś wampirem?- spytała cicho.
-Owszem.- odpowiedział spokojnie.
-Czego chcesz?
-Nie tego o czym myślisz.- odparł, unosząc ręce w geście obronnym.
-Co sugerujesz?
-Nie chcę twojej krwi. Chcę twojego posłuszeństwa i służby.- powiedział niezwykle poważnie.
-Co proszę?-spytała zdziwiona.
-Słyszałaś.
-Przecież masz Annie. Na co ci ja?
-Widzisz, mamy wspólną przeszłość.- Joe wstał i zaczął przechadzać się po pokoju.-Brandon, zapewne pokazał ci już przeszłość.
-Nie było cię tam.
-Oczywiście. Poznałaś mnie dużo wcześniej.
Maggie odczekała kilka sekund, po czym ze zniecierpliwością powiedziała:
-W porządku. Opowiedz mi.- Joe podszedł i pochylił się do niej.
-Pokaże ci.- odparł, po czym uśmiechnął się. Maggie, gdy tylko domyśliła się, że męźczyzna będzie chciał zrobić rytuał, stanowczo zaczęła odmawiać.
-O nie. Tylko nie to!- krzyczała.
-Spokój.- powiedział cicho i stanowczo. Po chwili, dziewczyna zaśmiała się.-Co?!
-Do tego potrzebna jest czarownica. A ty nie masz...- Maggie nie dokończyła, ponieważ do pomieszczenia weszła Annie. Joe zaśmiał się złowieszczo.
-Mylisz się. Mam czarownicę.
Maggie wpatrywała się w Annie jak zaczarowana. Dziewczyna patrzyła na nią ze współczuciem i zerkała na Joe'ego z niechęcią.
-Jesteś gotowa?- spytał Annie. Ona w odpowiedzi pokiwała głową. Podeszła do Maggie i wyjęła z kieszeni strzykawkę. Dziewczyna zaczęła panikować, tak więc Joe przytrzymał ją. Zastrzyk prawie wogle nie bolał. Maggie zamknęła oczy szykując się na ból, lecz on nie nadszedł. Joe ją puścił i z powrotem usiadł na krześle.
-No i tyle?- spytała zdziwiona.
-Ja nie preferuję takich metod jak Brandon. Ten zastrzk zawierał moją krew i kilka innych mieszanek, których nawet nie umiesz wymówić. To działa tak, że podczas snu będziesz miała wizję. Nie będzie to w żaden sposób bolesne.
Po chwili Annie rozwiązała ją i wyszła bez słowa. Gdy Maggie w pośpiechu zbliżała się do wyjścia, Joe zagrodził jej drogę.
-Mam dla ciebie propozycję. Będziesz dla mnie pracować i nie chodzi mi tutaj o pracę w kawiarni. Będziesz wykonywała dla mnie zlecenia.
-Co będę robić?
-Załatwiać różne sprawy za mnie. Wiesz, jestem bardzo zajęty.
-Co będę z tego miała?
-Nie zabiję ciebie ani nikogo kogo kochasz.-powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
-A jeśli odmówię?
-To wtedy zabiję ciebie i każdego kogo kochasz.-odparł spokojnie. Nagle, Maggie poderwała się i pobiegła w kierunku tylnych drzwi. Joe zrobił zniecierpliwioną minę i w dosłownie dwóch sekundach znów zagrodził jej drogę. Następnie mocno odepchnął ją tak, że odbiła się od ściany i wylądowała na podłodze. Mężczyzna nie tracił czasu. Podniósł ją z podłogi i wykręcił rękę. Maggie skrzywiła się z bólu, lecz nadal próbowała się wyrwać. Joe zbliżył swoją głowę do jej ucha i wyszeptał:
-Jeszcze jeden taki wyskok, a pożałujesz. Najpierw połamię ci ręcę, później nogi. Czy tego chcesz?- dziewczyna była tak przerażona jak nigdy wcześniej. Nie bała się, aż tak, nawet Brandona. Joe był o wiele starszym wampirem i niebezpiecznym. To, że był do tego taki spokojny, jeszcze bardziej było przerażające.-Pytałem, czy właśnie tego chcesz?- powtórzył.
-Nie. Puść mnie.- wyszeptała przez zęby.
-Tylko wtedy, gdy podpiszesz.- wampir odczekał kilka sekund i, gdy Maggie uporczywie milczała, ścisnął jej nadgarstek tak mocno, że pękła kość. Dziewczyna poczuła straszliwy ból. Gdy zaczęła krzyczeć, Joe zatkał jej usta dłonią.
-Ciii. Nie trzeba było ze mną igrać.- powiedział, trzymając ją w mocnym uścisku.- Myślałaś, że tego nie zrobię?
Maggie nadal piszczała z bólu.
-Jeśli się uspokoisz, to cię puszczę.- gdy dziewczyna opanowała się, Joe delikatnie wypuścił ją. Ona szybko wycofała się w stronę ściany.- Dobrze. Teraz zróbmy tak, dam ci wywar, który sprawi, że wyzdrowiejesz, pod warunkiem, że podpiszesz.- spokojnie powiedział, wręczając jej kartkę i długopis. Maggie chwyciła ją zdrową ręką i przeczytała:
"Ja Margarett Thompson, przysięgam Josephowi Hamiltonowi, że będę mu wierna i lojalna aż do śmierci. Ponad to oddaję mu we władanie ciało i duszę."
Dziewczyna przeczytała przysięgę trzy razy, podczas kiedy Joe czekał cierpliwie. Następnie podszedł wolno do niej i spytał:
-Czy wszystko jasne?
-Nie.- odparła zszokowana.- Co ma oznaczać ostatnie zdanie?
-Naprawdę nie rozumiesz?- spytał ze zdziwieniem. Ona spojrzała na niego z przestrachem.-Daj spokój. Przecież nie będę spijać z ciebie hektolitrów krwi.- rzekł ze śmiechem. Maggie była jeszcze bardziej przerażona.
-Dłużej nie przedłużając, tak czy tak nie masz wyboru.
-Dobrze, podpiszę. Mam jednak warunek.- Joe oparł ręce na biodrach i powiedział:
-W porządku. Jaki?
-Chcę mieć całkowitą ochronę. Przede wszystkim przed Brandonem- odparła stanowczo. Wampir zastanawiał się przez parę sekund, przechadzając się przy tym.
-Mogę dać tobie ochronę przed wszystkimi wampirami, z wyjątkiem Brandona.
-Dlaczego?
-On ma przyjaciół, którzy stoją wyżej ode mnie. Nie mam nad nim żadnej władzy. Przykro mi.- po chwili zastanowienia, dodał.- Mogę jednak obiecać ci, że Brandonem nie skrzywdzi cię w mojej obecności. To musi ci wystarczyć.
-Mark i Charlie też będą bezpieczni.
-W porządku.
Bez dalszych wstępów, Maggie podpisała, po czym oddała dokument Joe'emu. On zadowolony, schował go do kieszeni. Następnie podszedł do dużej lodówki i wyjął z niej małą fiolkę koloru niebieskiego. Wyjął także nową strzykawkę i wlał do niej płyn. Potem podszedł do Maggie i podał jej lekarstwo.
-Skąd to masz?- spytała, trzymając się za obolały nadgarstek.
-Czarownice potrafią przyrządzać wywary. Jest ich cała masa i są różne rodzaje: lecznicze, trujące, wspomagające itp.
-Jaką mam pewność, że mnie nie otrujesz?
-Teraz jesteś moja. Jaką miałbym korzyść z tego, żebym cię zabił?
Maggie pokiwała głową i wbiła sobie igłę. Po zaledwie kilku sekundach, w nadgarstku poczuła przyjemne zimno i ulgę. W tej samej chwili, ręka była już wyleczona.
-Proszę bardzo.- powiedział, po czym wyjął kluczyki z kieszeni i podszedł do drzwi wyjściowych. Maggie spojrzała na zegarek. Było już po dziewiątej. Dziewczyna zgasiła wszystkie światła i zamkneła drzwi. Przed Angel's Cafe, stał Charlie. Wyglądał na znudzonego. Gdy ją zobaczył, uśmiechnął się. Maggie także zdobyła się na udawany śmiech. Postanowiła na razie nic nie mówić o tym.
-Cześć. Przepraszam za spóźnienie. Musiałam jeszcze coś załatwić.
-Nic nie szkodzi. Dopiero przyszedłem.- skłamał. Stał tutaj już od ponad pół godziny, ale nie chciał zdradzić, że mu tak zależy. Maggie wyjęła klucze od samochodu i spytała:
-Idziemy?
-Tak, jasne. Może ja poprowadzę.
-W porządku.- dziewczyna szybko się zgodziła, ponieważ była jeszcze zbyt roztrzęsiona po tym co się stało. Droga zajęła im dziesięć minut. Ku zaskoczeniu Maggie, dojechali do restauracji o nazwie Barbecue; tej samej w której była z Brandonem. Od razu wróciły złe wspomnienia. Charlie zauważył to i zaniepokoił się.
-Czy coś nie tak?
-Nie, wszystko w porządku. Idziemy?
Oboje wyszli ze samochodu i skierowali się w kierunku wejścia. Podobnie jak poprzednio, kelner wprowadził ich do sali, przyprowadził do stolika i wręczył karty. Widząc jak Maggie oprowadza wzrokiem każdy kąt restauracji, spytał:
-Byłaś już tutaj?
-Tak. Z Brandonem.- Charlie wypuścił głośno powietrze z ust i oparł się o oparcie krzesła.
-Nie wiedziałem.
-Nie szkodzi.- odparła, po czym z udawanym entuzjazmem zaczęła przeglądać menu. Nagle, ku jej przerażeniu, do restauracji wszedł Brandon w towarzystwie Sandry. Maggie nie mogła oderwać od ich wzroku. Brandon, gdy ją zobaczył, uśmiechnął się i pomachał serdecznie. Charlie spojrzał w tym samym kierunku co dziewczyna i nagle spoważniał.
-Chodźmy stąd.- powiedział cicho.
-Nie.- odparła.- Dlaczego mamy rezygnować z kolacji przez niego?
-Jeśli będziesz chciała, wyjdziemy stąd.- odpowiedział.
-Dobrze.- po kilku minutach podszedł kelner.
-Mogę już przyjąć zamówienie?- spytał, wyciągając notes i długopis.
-Poproszę skrzydełko kurczaka i frytki.- powiedział Charlie.
-A pani?- spytał kelner. Maggie była zapatrzona w roześmianą Sandrę i Brandona. Jak ona mogła zadawać się z takim potworem. Wcale nie wyglądała na zauroczoną, była całkowicie przytomna.
-Hej.- Charlie lekko ją szturchnął.
-Ja poproszę to samo.- powiedziała szybko. Gdy tylko kelner oddalił się, zwróciła się do chłopaka.- Przepraszam za to. Jestem dzisiaj lekko rozkojarzona.
-Nie ma za co. Pijesz?- spytał, przeglądając rubrykę z alkoholem.
-Nie.- powiedziała trochę zbyt ostro. Charlie tylko pokiwał wolno głową. Przez kilka minut siedzieli w ciszy. Charlie przerwał krępującą ciszę.
-Co miałaś wtedy do załatwienia?
-Nic ważnego.- odparła wymijająco.
-Wyglądałaś na poruszoną.
-Nic się nie stało. Naprawdę.
-Ja po prostu martwię się o ciebie.- rzekł, dotykając jej dłoni. Ona jednak delikatnie wyrwała się mu.
-Muszę iść do toalety. Wybacz na chwilę.- powiedział, po czym w pośpiechu poszedł. Maggie pomyślała, że ta randka to tragedia. Nie mogła dobrze się bawić, jeśli był tutaj Brandon. Gdy usłyszała jak głośno się śmiał, dobrze bawił, nie wytrzymała. Stanowczo podeszła do ich stolika.
-Co ty tutaj do cholery robisz?- Brandon w odpowiedzi roześmiał się, po czym zwrócił się do Sandry:
-Idź przypudrować nosek.- był to raczej rozkaz, lecz ona bez żadnego sprzeciwu, posłuchała go. Maggie usiadła na jej miejscu i spojrzała mu głęboko w oczy.
-Chcesz się napić?- spytał, wyciągając w jej stronę kieliszek szampana. Widocznie drwił z niej. Ona jednak zachowała zimną krew.
-Spytałam co ty tutaj robisz?- powiedziała przez zęby.
-A jak myślisz, co się robi w restauracji?
-Wiem, że jesteś tutaj po to, by uprzykrzać mi życie. Wynoś się stąd.
Brandon widząc jak Charlie wychodzi z toalety, chwycił Maggie za rękę.
-Po co te nerwy.- wyszeptał, przybliżając się do niej. Charlie był nieźle wkurzony. Dziewczyna wręcz zaniemówiła.
-Puszczaj!- krzyknęła, wyrywając się. Chłopak nie widział, że Maggie się wyrywała. Myslał, że ona się na to godzi. Ze złością podszedł do nich. W tej samej chwili, Brandon oparł się o oparcie krzesła i upił kilka łyków alkoholu.
-Nie przeszkadzam wam?
-Charlie, no coś ty.
-Dlaczego nadal z nim rozmawiasz? Nawet po tym co ci zrobił. Nie rozumiem cię.- odparł, wpatrując się w nią z domieszką złości i żałości.
-Pozwól mi wyjaśnić.- powiedziała. Brandon podsunął sobie krzesło tuż obok Maggie i chwycił ją za kolano. Maggie nie wiedziała, jak ktoś może byc taki bezczelny. Szybko strzepnęła jego rękę z kolana. On jednak się nie zniechęcał.
-A co tutaj wyjaśniać? Jak widać, jest do mnie przywiązana.
-Wal się! To nie prawda.- zaprzeczała.- Podeszłam do niego, by powiedzieć mu, żeby zostawił nas w spokoju.
-Kłamiesz.- powiedział cicho. Maggie spojrzała na niego ze zdziwieniem.- Podeszłaś tutaj i spytałaś się, co tutaj robię.
-Po co tutaj wogle podchodziłaś? Przecież nic takiego nie robił.- odparł Charlie. W tej samej chwili do restauracji weszli Annie i Jack. Gdy Brandon ich zobaczył to westchnął.
-Jeszcze tylko ich tutaj brakowało.
-Co oni tutaj robią?-spytał zdziwiony Jack, po czym podszedł do nich. Annie próbowała go zatrzymać, lecz on już zaczął rozmawiać z nimi.
-Co wy tutaj robicie?
-A ty co, pogodziłeś się ze swoją dziewczyną?- zaczepił drwiąco Brandon.
-Co cię to obchodzi.- odpowiedziała Annie. Wyglądała pięknie. Była ubrana w czerwoną sukienkę i srebrne buty. Jack miał na sobie zwykły garnitur. Czarownica była rozzłoszczona tym, że Brandon i Maggie tutaj są. Miała to być ich kolacja na zgodę, lecz oni zawsze zwiastują kłopoty i nici z randki. Jack usiadł na krześle obok Maggie i zagadnął:
-Przecież obiecałeś, że z tym skończysz.
-Nic takiego nie powiedziałem. Mówiłem, że jej nie skrzywdzę. A czy dzieje się tutaj jakaś krzywda?- odpowiedział.
-Jack, chodźmy stąd.- powiedziała do swojego chłopaka, ciągnąc go za rękaw. On jednak ignorował ją.
-Coś ty się jej tak uczepił?- spytał Brandon.
-No właśnie. Przecież ma ochronę.- dopowiedziała Annie. Nastąpiła długa cisza. Nawet Brandon zaniemówił. Nikt się tego nie spodziewał. Pierwszy odezwał się Charlie.
-Kto?-spytał cicho.
-Co kto?
-Komu to obiecałaś?!- chłopak podniósł głos.
-Joe'emu.- odpowiedziała cicho.
-Jak mogłaś to zrobić?
-Co?!- krzyknął Brandon.- Czy ty wogle wiesz co to oznacza?
-Tak. Przynajmniej będę bezpieczna.
-Ale jakim kosztem.- powiedział Charlie.- Lepiej nie mów Markowi. Jeszcze dostanie zawału.
-To moja sprawa co robię z własnym życiem.
-Teraz już nie.- odparł Brandon.- Teraz to sprawa Joe'ego.
Jack nawet się nie odezwał. Nie wiedział co powiedzieć. Annie była tym faktem bardzo zadowolona. W tej samej chwili, do stolika podeszła Sandra. Była bardzo zdziwiona tym całym towarzystwem.
-Co się tutaj dzieje? Co tutaj robi ta świruska?- spytała, wskazując na Maggie. Nikt się jednak nie odezwał.- No chodź Brandon. Idziemy.
-Och, zamknij się!-wrzasnął. Sandra zlękła się i cicho usiadła z boku.
-Wiecie co, idę stąd.- powiedział nagle Charlie. Podszedł do swojego krzesła, wziął marynarkę i skierował się w stronę wyjścia.
-Charlie, zaczekaj.- powiedziała Maggie, wychodząc za nim.
-Po co?
-Musiałam to zrobić. On mi groził.
-I co, mam się cieszyć, bo masz wymówkę?- Maggie zdenerwowała się teraz.
-Joe groził, że mnie zabije. Co miałam zrobić?
-Nie zabiłby cię. Jesteś mu potrzebna. Wiesz co, mam dość.- po tych słowach, Charlie zniknął zza zakrętem. Dziewczyna była zdruzgotana. Wróciła do restauracji po torebkę i poszła do samochodu. Brandon był niezwykle zły. Mimo iż, Maggie nie miała ochrony przed nim, i tak miałby kłopoty, gdyby coś zrobił. Sandra dolewała jeszcze oliwy do ognia. Po odejściu Jacka i Annie, zaczeła gadać jak najęta. Narzekała tylko na swoje problemy i na Maggie. Po pół godziny, Brandon miał już dosyć.
-Idziemy.- powiedział ostro, przerywając jej monolog na temat ubrań. Zostawił pieniądze na stole i wyszedł wraz z nią. Zamiast do samochodu, zaprowadził ją do ślepej uliczki.
-Co tutaj robimy? Będziemy uprawiać sex?- spytała zalotnie, dotykając go. On bez słowa odgarnął jej włosy i ugryzł w szyję. Sandra jęknęła, lecz, gdy zaczął pić coraz więcej, wyrwała się mu.
-Ej, nie tak dużo.I tak już dzisiaj dałam ci się napić.
-Wiesz co, chyba musimy juz zakończyć naszą znajomość.-powiedział, wycierając usta rękawem.
-Co ja źle zrobiłam?-spytała ze skruchą.- Jeśli chcesz, możesz jeszcze trochę wypić, tylko nie mów takich bzdur.
-Było miło, ale się skończyło.- po tych słowach, szybkim ruchem skręcił Sandrze kark. Bezwładne ciało opadło na ziemię.- Żegnaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz