Maggie obudziła się wczesnym rankiem, lecz długo nie wstawała. Nie mogła zmusić się do tego zmusić. Przez dwie godziny rozmyślała nad tym co się stało. Czuła żal do siebie o to, że nie uratowała Marka; nie powstrzymała go przed pójściem na tą wojnę. Na dodatek, tuż przed śmiercią zdążył ją znienawidzić. Rozmyślała także nad sobą. W jaki sposób zabiła Sarę. Co to w ogóle było? Czyżby także była czarownicą i o tym nie wiedziała? Czy to możliwe? Jej pytania, przerwało pukanie do drzwi. Po chwili, otworzyły się, a w nich stał Charlie. Był już kompletnie ubrany.
-Jak się czujesz?- spytał troskliwie, siadając na łóżko.
-W porządku.- skłamała, odwracając wzrok. Przez dłuższą chwilę nie rozmawiali. W końcu Maggie zadała ciążące im pytanie.
-Co to było?
-Chciałbym wiedzieć.- odparł.
-Wiesz co, powinnam już iść.- powiedziała nagle. Charlie chciał ją zatrzymać, lecz ta stanowczym krokiem wyszła z pokoju. Miała na sobie wczorajsze ubrania, tak więc prosto z pokoju Charliego poszła do drzwi wyjściowych. Chłopak zatrzymał ją przy drzwiach.
-Na pewno nie chcesz zostać?
-Nie. Muszę w samotności poukładać sobie kilka spraw, ale dzięki.
-Słuchaj, jakbyś czegoś potrzebowała, to dzwoń. O każdej porze dnia.
-Dobrze.- odpowiedziała.- I jeszcze raz dzięki.- po tych słowach, wyszła. Na podjeździe sta ł jej samochód. Pomyślała, że Charlie musiał go przywieźć tutaj. Gdy tylko dotarła do domu, osunęła się na podłogę i wybuchła płaczem.
***
W tym samym czasie, Brandon stał na wysokim wzniesieniu, nad przepaścią. Było to na obrzeżach miasta. W ręku trzymał urnę. Jeszcze wczoraj zebrał szczątki pozostałe po Sarze. Może i ostatnio był podły dla niej, ale czarownica od zawsze była jego przyjaciółką. Między innymi pomogła mu z Maggie. A teraz wszystko się schrzaniło. Sarah nie żyje. Mimo iż nie byli ze sobą nade blisko, teraz, gdy już jej nie było, czuł się pusty w środku. Żałował wielu gorzkich słów wypowiedzianych pod jej adresem, ale teraz już nic nie mógł zrobić. Nie. Mógł zrobić jedno. Mógł się zemścić i to właśnie zamierzał zrobić. Musiał tylko wszystko zaplanować.
-Nie martw się. Zrobię to co byś chciała, żebym zrobił. Spoczywaj w pokoju.- powiedział cicho, ze łzami w oczach. Następnie przechylił urnę, tak, że wyleciał z niej proch. Brandon jeszcze długo stał tam i obmyślał plan zemsty. W tym samym czasie, Maggie siedziała skulona na kanapie, przerzucając kanały telewizyjne. Starała się nie myśleć ani o Marku, ani o Sarze. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Maggie przez chwilę zastanawiała się czy nie zignorować pukania. Teraz nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Gdy pukanie stawało się bardziej natarczywe, leniwie wstała i otworzyła drzwi. W wejściu stała Annie. Gdy tylko zobaczyła Maggie, wystraszyła się lekko. Dziewczyna wyglądała strasznie. Miała rozmazany makijaż na całej twarzy, podkrążone oczy i potargane włosy. Na ramionach miała narzucony koc.
-Cześć. Jak się czujesz?- spytała nieśmiało.
-A co cię to obchodzi?- odpowiedziała, chcąc zamknąć drzwi. Annie jednak przytrzymała je i weszła do środka.
-Słuchaj, wiem, że zaczęłyśmy źle, ale możemy to naprawić. Mogę ci pomóc.
-Tak, jasne. A jakiś tydzień temu też chciałaś to naprawić? Wtedy, gdy za każdym razem mnie spławiałaś?- odparła ze złością.
-Przepraszam za to. Naprawdę. Bardzo mi przykro z powodu twojego wuja. Może i nie byłam z nim blisko, ale znałam go od dziecka.- Maggie nic nie odpowiedziała, tylko z powrotem usiadła na kanapie.
-Nie potrzebuje współczucia.- powiedziała sucho. Annie wolno usiadła obok niej i chwyciła ją za rękę. Maggie nie odepchnęła jej, tylko rzuciła się w objęcia i ponownie rozpłakała.
-Niczego nie rozumiesz. Zostałam sama na świecie. Nie mam już nikogo.
-Nieprawda. Przecież masz Charliego i mnie. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi.
Gdy Maggie się już uspokoiła, postanowiła poważnie porozmawiać z Annie.
-Co to było? Co ja wtedy zrobiłam?- spytała nieśmiało. Annie przez chwilę się zastanawiała, po czym odpowiedziała:
-Szczerze, nigdy czegoś takiego nie widziałam. Masz może w swojej rodzinie czarownicę?
-Co?- zapytała zdziwiona.- Nic mi o tym niewiadomo, ale nie sądzę.
-W takim razie musisz być jakimś wyjątkiem. Może zostałaś w jakiś sposób naznaczona. Pamiętasz może jakieś nadzwyczajne zdarzenie?
-Tak.- odpowiedziała prawie natychmiast.- Kilka tygodni temu, Sarah i Brandon przeprowadzili na mnie rytuał. Myślisz, że to mogło się jakoś odbić na mnie?
-Nie sądzę. Nigdy nie słyszałam, by po rytuale działy się takie rzeczy.
-Zaczekaj, już wiem.- ożywiła się nagle.- W czasie rytuału, Brandon pokazał mi przeszłość. W tych wspomnieniach niechcący mnie zabił, a potem dzięki czarom, wraz z Sarą, tak jakby przywrócili mnie do życia.
-Co znaczy, tak jakby?
-Nie wiem dokładnie jak to zrobili, ale sprawili, że wróciłam sto dziewięćdziesiąt cztery lat później.
Annie przez chwilę zastanawiała się, lecz po chwili pokręciła głową.
-Niestety nie wiem czy możliwe jest byś stała się czarownicą lub czymś podobnym. Chociaż, z drugiej strony to zaklęcie jest bardzo skomplikowane i coś mogło pójść nie tak. Musiałabyś o tym porozmawiać z Brandonem.- powiedziała.
-Nie wiem czy to jest dobry pomysł. Szczególnie po tym co zrobiłam. Byli ze sobą blisko?
-Nie jestem odpowiednią osobą by o to pytać. Nie mam pojęcia jakie były ich kontakty. Wiem jedynie, od Jacka, że Sarah się w nim podkochiwała, ale on miał ją gdzieś, najwyraźniej. Sądzę ,że powinniście o tym porozmawiać. Jeśli ktoś ma wiedzieć o co w tym chodzi, to właśnie Brandon. Ja mogę jedynie poszperać trochę w bibliotece.
-To w bibliotece są takie informacje?- zapytała zdziwiona. Annie w odpowiedzi się zaśmiała pod nosem.
- W takiej zwykłej, nie, ale w takiej dla nas, tak.
-Naprawdę dziękuję ci za wszystko. Nie tylko za pomoc, ale także, że tutaj jesteś.
-Nie ma sprawy.- odpowiedziała, po czym przyjacielsko uścisnęła Maggie. Gdy już miała wyjść, spytała:
-Wiesz dlaczego byłam dla ciebie taka niemiła?
-Nie mam pojęcia.
-Dlatego, że Jack tak bardzo zaczął się interesować tobą. Za wszelką cenę chciał cię ochronić. Jednym słowem, byłam zazdrosna.
-No co ty. Przecież nie zabrałabym ci faceta.- powiedziała żartobliwie, na co Annie uśmiechnęła się.
-Teraz już to wiem.- oznajmiła.- Wieczorem do ciebie wpadnę, by podzielić się informacjami. Do zobaczenia.
Po tych słowach, Annie wyszła. Maggie cieszyła się, że zaczęło się układać między nią a Annie, lecz po jej wyjściu, znowu ogarnął ją smutek i samotność. Po wizycie u dziewczyny, Annie od razu wybrała się do biblioteki. Droga zajęła jej mniej więcej pięć minut. Dzisiaj pogoda było zgodna z nastrojem Brandona; niebo było zachmurzone i wiał lekki wiatr, a powietrze było spowite gęstą mgłą. W mieście była tylko jedna biblioteka. Miała dwa piętra. W pomieszczeniu stało mnóstwo regałów. Pachniało tutaj starymi książkami. Annie zdecydowanym krokiem podeszła do bibliotekarki.
-W czym mogę pomóc?- spytała uprzejmym tonem, niska siwiejąca staruszka. Czarownica, w odpowiedzi wyciągnęła z torby czarno-złotą kartę i podała ją bibliotekarce. Ona, gdy tylko to zobaczyła, zrobiła poważną minę. Następnie, wyciągnęła z półki duży, mosiężny klucz i wręczyła go jej. Annie bez słowa oddaliła się w głąb biblioteki. W samym kącie pomieszczenia, wisiał obraz pokrywający dużą powierzchnię ściany. Annie chwyciła za brzeg ramy i mocno pociągnęła. Okazało się, że były to drzwi. Dziewczyna szybko przeszła przez tajemne przejście prosto w ciemność. Jednak, gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, światło dochodzące z pochodni rozświetliło wąski korytarz. Ciągnął on się w nieskończoność. Dopiero po dziesięciu minutach dotarła do większego pomieszczenia. Było olbrzymie i wypełnione dziesiątkami regałów. Annie usiadła, wyjęła pierwszą książkę z brzegu i zaczęła czytać. W tym samym czasie, Maggie siedziała w samochodzie, przed domem Brandona. Nadal zastanawiała się, czy to dobry pomysł ,by pojawiać się teraz. Jednak po kilku minutach wysiadła z samochodu. Wyglądała już o wiele lepiej. Umyła twarz, uczesała włosy i przebrała się. Na dworze robiło się już ciemno, więc drogę do drzwi pokonała biegiem. Zapukała cicho kilkakrotnie i już po chwili otworzył jej Brandon. Wyglądał wręcz strasznie. Miał na sobie jedynie podkoszulkę, zaplamioną krwią i spodnie. W jego oczach widniało pożądanie i obsesja. Także całą twarz miał obsmarowaną krwią. Maggie śmiertelnie się go wystraszyła i cofnęła się o kilka kroków.
-Cześć.- powiedziała niepewnie.
-Co ty tutaj, do cholery robisz?- warknął.
-Ja-ja przyszłam z tobą porozmawiać. To naprawdę ważne.
-Jestem zajęty.
-Proszę.- poprosiła błagalnym tonem. Brandon westchnął i zamknął drzwi.
-Tylko szybko.
-Jasne.- odpowiedziała. Następnie spytała się go o zaklęcie użyte przez Sarę.
-Skąd pomysł, że coś poszło nie tak?- spytał drwiąco.
-Może nie zauważyłeś, ale wczoraj zabiłam twoją przyjaciółkę ogniem, który jakimś cudem pojawił się na moich ramionach.- odpowiedziała, już lekko poirytowana.
-Może się zdziwisz, ale zauważyłem.
-W takim razie, czy masz mi coś do powiedzenia?
-Nie, nie będę ci psuł zabawy.- powiedział, po chwili namysłu.-Sama do tego, wkrótce dojdziesz.
-Hej, dlaczego się tak zachowujesz!- krzyknęła, lekko go popychając. Brandon w odpowiedzi zaśmiał się drwiąco, lecz po chwili spoważniał.
-Zabiłaś moją przyjaciółkę.
-Z tego co wiem, traktowałeś ją jak śmieć, a teraz nagle nazywasz ją swoją przyjaciółką.
Brandon, z szybkością światła przyparł ją do ściany i wyszeptał przez zęby:
-Nie masz pojęcia jakie były nasze wzajemne stosunki. Więc nawet się na ten temat nie wypowiadaj.- po tych słowach, wampir oddalił się trochę, by ochłonąć. Maggie potrafiła zrozumieć jego gniew i nieopanowanie. W końcu stracił kogoś na kim mu, najwidoczniej zależało.
-Słuchaj, wiem co czujesz. Wczoraj, także mi kogoś odebrano. - odparła ze współczuciem, wolno i niepewnie podchodząc do niego.
-Nie byłbym taki wkurzony, gdyby to nie była już druga osoba, którą mi odebrałaś!- wrzasnął.- Wiesz co, muszę ci się do czegoś przyznać. Planowałem ci już odpuścić tą zemstę za Michaela. W końcu zbyt dużo czasu minęło, a ty najwidoczniej się zmieniłaś. Jednakże, po tym co zrobiłaś wczoraj, nie ma już cienia wątpliwości, że jesteś taką samą krwiożerczą bestią, jaką byłaś kiedyś. I tym razem, nie odpuszczę ci. Wierz mi, będziesz tego niezmiernie żałowała. I żebyś sobie nie myślała, że to będzie jakieś dręczenie. To będzie fizyczny ból. Już wkrótce.- po tych słowach, wszedł do środka i z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi. Roztrzęsiona Maggie, szybko wsiadła do samochodu i pojechała do Charliego. Ona, gdy tylko chłopak otworzył jej drzwi wpadła mu w ramiona. Charlie nawet nie pytał o co chodzi, tylko wprowadził ją do domu. Następnie zrobił jej gorącą herbatę i usadowił obok kominka. Potem Maggie zaczęła mu opowiadać o wszystkim. Charlie nie odezwał się aż do końca.
-Nie pozwolę, by on cię skrzywdził.
-Jak masz zamiar mnie ochronić? On jest wampirem, a ty…ty tylko człowiekiem. Nie możesz go zabić.
-Wierz mi, mogę zrobić więcej niż myślisz. On nie wygra.
-Nie rozumiesz? On już wygrał!- krzyknęła, po czym wstała i zaczęła przechadzać się nerwowo.
-Hej, wszystko będzie dobrze.- powiedział spokojnie, obejmując ją. Maggie odwzajemniła uścisk. Przy Charliem czuła się tak bezpiecznie. On był najlepszą rzeczą jaka mogła się jej trafić, od dawna. Gdy Maggie podniosła głowę, to ich usta były oddzielone od siebie zaledwie o kilka centymetrów. W tej samej chwili ich usta zetknęły się. Wargi Charliego był ciepłe i miękkie, a oddech pachniał zieloną miętą. Krótki całus zamienił się w namiętny pocałunek. Charlie wpiął palce w jej włosy i przekręcił lekko głowę. Maggie czuła podniecenie z sekundy na sekundę. Nagle , nie wiedząc jak to się stało, leżeli już na kanapie, nadal całując się namiętnie. Gdy Charlie zaczął rozpinać jej bluzkę, włączył się u niej alarm ostrzegawczy. Lekko, lecz stanowczo odepchnęła go.
-Przepraszam, nie chciałem by to tak daleko zaszło.- powiedział Charlie, siadając na kanapie.
-To nie twoja wina. - po tych słowach zapanowała krępująca cisza. Żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć. W końcu Maggie odezwała się:
-Wiem, że to może zbyt wiele, ale czy mogę zostać u ciebie na noc. Nie chcę wracać do pustego domu.
-Jasne. Możesz zostać na jak długo chcesz.
Następnie Charlie zaprowadził Maggie do jego pokoju i gdy już miał wychodzić, dziewczyna spytała:
-Czy mógłbyś zostać ze mną?
-Jasne.- odpowiedział, po czym położył się obok, otaczając ją ramieniem.
Gdy już zasnęli, rozległ się dźwięk przyjścia sms-a z wiadomością od Annie: "Znam już odpowiedzi na wszystkie pytania."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz