niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 18

Przez kilkanaście sekund wszyscy, bez słowa, wpatrywali się w siebie. Maggie miała mieszane uczucia co do ojca. Z jednej strony, tęskniła za nim i cieszyła się, że żyje. Z drugiej zaś, bała się i nienawidziła go za to co zrobił. Zaczęła się stopniowo cofać, gdy nagle Brandon przerwał ciszę:
-I co, nie cieszysz się z niespodzianki?
-Maggie, tak się cieszę, że cię widzę.- powiedział mężczyzna cichym, ochrypłym głosem. Ojciec dziewczyny zaczął się przybliżać do niej. Gdy wyciągnął dłoń w jej kierunku, ona szybko otworzyła drzwi łazienki i zakluczyła się tam. Mężczyzna zaczął pukać.
-Proszę cię, otwórz. Porozmawiajmy.
-Wal mocniej, Ryan.- kusił go Brandon. Wampir czuł się tutaj, jak u siebie w domu. Rozsiadł się na kanapie, kładąc nogi na stół, po czym zabrał książkę leżącą nieopodal i zaczął ją czytać. Ryan walił w drzwi co raz mocniej, jeszcze bardziej się przy tym denerwując.
-Przestań! Odejdź stąd!- krzyczała, chcąc za wszelką cenę przytrzymać drzwi. Nagle Ryan wpadł w prawdziwą furię. Mocno zacisnął pięść i zrobił wielką dziurę w drzwiach. Dziewczyna wrzasnęła. Wszędzie dookoła leżały kawałki drewna. Maggie wycofała się w róg toalety, cała się trzęsąc. Nie miała gdzie się przed nim ukryć, ani czym się bronić. Ryan już się całkowicie uspokoił. Wolno podszedł do niej.
-Nie zbliżaj się do mnie.- mówiła w kółko.
-Nie zrobię ci krzywdy. Chcę tylko porozmawiać.- powiedział spokojnie, wyciągając do niej rękę. Maggie chcąc, nie chcąc chwyciła ją i pozwoliła poprowadzić się do pokoju. Dziewczyna usiadła obok Brandona, mężczyzna natomiast przyprowadził sobie krzesło z kuchni i także na nie usiadł.
-O czym chcesz porozmawiać?- spytała chłodno. Brandon przerwał na chwilę czytanie, po czym powiedział:
-Ona już wszystko wie. Mark cię uprzedził.
-Chcę ci wszystko opowiedzieć z mojego punktu widzenia.
-To może być ciekawe.- odparł zaciekawiony, patrząc na Maggie.
-Ale potem wyjdziesz.- powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
-W porządku, jasne. Wszystko zaczęło się tego dnia, gdy poszedłem do lasu, na grzyby. To było twoje ulubione danie. Chciałem ci zrobić niespodziankę.- rzekł, uśmiechając się do niej. Ona jednak tego nie odwzajemniła. Wpatrywała się pusto w niego, czekając na ciąg dalszy.
-Zebrałem już trochę grzybów, gdy nagle usłyszałem szelest w krzakach. Po chwili, wyszły z nich wampiry. Był tam on, jego tatuś oraz Jack i Carter. Otoczyli mnie z wszystkich stron. Związali, a następnie umieścili w wielkiej klatce, która stała nieopodal. Była przeznaczona bodajże dla niedźwiedzi. Zostawili mnie tam na parę chwil, po czym wrócili z wilkołakiem. Był to ogromny, owłosiony potwór. Wyglądem przypominał pół człowieka, pół wilka. Jego także umieścili w tej samej klatce.-Ryan na chwilę przerwał opowieść , by wziąść kilka wdechów.
-No dalej, dalej. Teraz będzie najlepsze.- popędzał go, zadowolny tą sytuacją Brandon.
-To nie była jego wina. Nie mógł się kontrolować. Zwierzę ruszyło w moim kierunku i ugryzło mnie o tutaj.- mężczyzna pokazał na szyi paskudną bliznę. Nie wyglądała ona jak ugryzienie wampira, tylko jak potężnego zwierza, jakim był wilkołak.- Ból był przerażający. Wiłem się na wszystkie strony, a te potwory tylko się śmiały.- Ryan spojrzał na Brandona z nieukrywaną odrazą. Wampir tylko przewrócił oczami.
-Następnie przyszedł Mark ze swoimi kumplami. Zaatakował on jego ojca. Później Brandon rzucił się na Marka...
-Co się stało potem?- spytała Maggie ze zniecierpliwieniem.
-Potem otworzyli klatkę i zostawili mnie tam. Przez kilka minut leżałem obolały. W końcu podniosłem się i ruszyłem do domu. Na szczęście nie było w nim ani ciebie, ani twojej matki. Wykąpałem się i ubrałem. Gdy przyszliście to..
-To już wiem.- przerwała nagle ostro Maggie.- Dlaczego ją zabiłeś?-dodała już ciszej.
-Tydzień wcześniej, dowiedziałem się czegoś strasznego. Czegoś o czym nie chcę ci mówić, ponieważ to i tak już nie ma znaczenia.
-Dla mnie ma!- krzyknęła.-Gadaj.
Ryan tylko kręcił głową i szeptał:" nie, nie".
-Gadaj!- krzyknęła jeszcze głośniej.
-To jest lepsze od telenowely.- powiedział cicho Brandon, odkładając książkę.
-Nie chcę, by pozostały po twojej matce same złe wspomnienia.
-Jeśli ty mi nie powiesz, to sama się dowiem.
-To jest zbyt trudne.
-Jeśli nie powiesz, to cię znienawidzę. Nawet bardziej niż jego.- powiedziała przez zęby, wskazując na Brandona.
-A ja myślałem, że zaczynamy się już zaprzyjaźniać.- odparł szczęśliwy, obejmując ją. Maggie była tak zła na ojca, że nawet nie wyrwała się mu.
-Dobrze. Powiem ci.-powiedział zrezygnowanym tonem.
-No dalej. Ja też jestem ciekawy.- odparł wampir, po czym zwrócił się do Maggie.- Ja też nie wiem, dlaczego to zrobił.
-Tydzień przed twoimi urodzinami, odkryłem pewien fakt o twojej matce. Dziewczyna i Brandon popędzali go mimicznie.
-Ona zdradzała mnie.
Po tych słowach, nastąpiła długa cisza. Maggie zakryła sobie usta dłonią. Nie mogła w to uwierzyć. Zawsze myślała, że rodzice byli szczęsliwym małżeństwem. Nigdy by nie przypuszczała, że jej matka, która była jej wzorem, mogłaby zdradzić ojca.
-Jak się dowiedziałeś?- spytała zduszonym głosem. Brzmiał jak nie jej.
-Od pewnego czasu, dziwnie się zachwywała i późno wracała d domu. Zaniedbywała także pracę. Postanowiłem ją śledzić. Odkryłem, że spotyka się z pewnym mężczyzną.
-Kto to był?- dziewczyna nadal chciała dowiedzieć się całej prawdy.
-To był dyrektor Steward.
-Może to tylko tak wyglądało. Przecież chyba nie przyłapałeś jej na gorącym uczynku.- Maggie, za wszelką ceną, chciała bronić imienia jej mamy. Próbowała ze wszystkich sił udowodnić, że matka jest niewinna.
-Nie przyłapałem ich. Widziałem tylko jak się spotykali w restauracji.
-Widzisz? Po prostu źle odczytałeś znaki.- odparła zadowolona.
-Maggie, posłuchaj. Gdy raz wkradłem się do jego biura, to znalazłem pewien test.
-Jaki?- dziewczyna powoli domyślała się o co chodzi, lecz nie chciała dopuszczać do siebie tej myśli.
-Test na ojcostwo.
-Ale wynik był negatywny, prawda?- spytała, mając jeszcze głupią nadzieję. Ryan tylko spuścił głowę. Maggie była zrozpaczona. Łzy skapywały jej po policzkach.
-Wow, takiego obrotu sprawy się nie spodziewałem.- odezwał się jako pierwszy, Brandon.
-Wtedy, gdy stałem się wilkołakiem, nie panowałem nad sobą.- kontynuował dalej.- Przed twoimi urodzinami powiedziała, że chce się ze mną rozwieść. Nienawidziłem jej w tym momencie. Poprostu rzuciłem się na nią i...
-Przestań, proszę.- powiedziała cicho, przez łzy.
-Tak mi przykro. Gdybym tylko mógł cofnąć czas...
-To wszystko przez ciebie!- krzyknęła nagle, wyrywając się z objęć Brandona i patrząc na niego z wyrzutem. On uniósł obie dłonie w geście obrony.
-Tak w sumie, to wszystko zaczęło się od ciebie.- odparł wampir.
-Co?!- krzyknęła ze zdumieniem.
-Jeśli nie zabiłabyś mojego brata, to ja nie chciałbym się zemścić i nie przemieniłbym twojego tatę.- zrobił kilka sekund przerwy, by wszyscy zrozumieli, po czym kontynuował.- Z drugiej strony, twoja matka też jest winna. Gdyby nie puszczała się na prawo i lewo, Ryan by jej nie zabił, czyż nie?
-Bzdury! To wszystko...
-Wina twojego ojca. To przecież on ją zabił i koniec.- powiedział, po czym oparł się wygodnie na kanapie.
-Czy on wie, że jest moim ojcem?- spytała Ryana. Dziewczyna przestała już płakać, lecz makijaż cały się rozmył, przez co wyglądała koszmarnie.
-Tak. To w jego biurku znalazłem test.-w tym momencie, Maggie ponownie wpadła w furię.
-A więc kłamał mi w żywe oczy!- krzyknęła.-Rozmawiałam z nim i powiedział, że umawiał sie z moją mamą na studiach. Nawet pomylił mnie z nią. Dlaczego ty nic mi nie powiedziałeś?-spytała głośno Brandona.
-Przecież nie wchodziłem z nią do łóżka. Skąd miałem wiedzieć.
-Chcę, żeby wszyscy stąd poszli. Wyjdźcie.- zwróciła się do Ryana i Brandona. Mężczyzna posłusznie skierował się w stronę drzwi.
-Naprawdę, przykro mi.- dodał.- Pokryję wszelkie szkody.- po tych słowach, opuścił dom. Maggie patrzyła, wyczekująco na Brandona. On zaś wyciągnął swój sztylet i zaczął się nim bawić.
-Głuchy jesteś?- spytała spokojnie, lecz w środku była strasznie wściekła.
-Nie.- odpowiedział, udając jej ton głosu.
-Wynoś się. Teraz.- powiedziała ostro, wskazując w miejsce, w którym powinny znajdować się drzwi. Brandon, ociągając się, schował sztylet i wstał.
-Ze względu na twój obecny stan, wyjdę. Powiedzmy sobie szczerze, wyglądasz koszmarnie.- odparł wskazując na jej pomazaną twarz. Ominął ją i skierował się w stronę wyjścia.
-Do zobaczenia.
-Ile to jeszcze będzie trwało?
-Kto wie? W każdym razie, jutro wpadnę na obiad.- odparł, po czym zniknał w mroku nocy. Maggie nie wiedziała za co najpierw się zabrać. Nie było ani drzwi wejściowych, ani od łazienki. Nagle usłyszała kroki zmierzające do domu. Nie sądziła, że to Brandon, lecz mógłby to być jakiś wampir. Dziewczyna szybko chwyciła leżący nieopodal kawałek drewna. Kroki stawały się coraz głośniejsze. Serce biło jej z szybkością światła. Spocone dłonie, mocniej zacisnęły się na kawałku drewna. W tej samej chwili, w drzwiach pojawił się tajemniczy gość. Nie był to żaden wampir, lecz Charlie. Miał zdziwioną i przerażoną minę. Gdy tylko ją dostrzegł, odetchnął z ulgą. Maggie nadal kurczowo trzymała kij.
-Co się stało?- spytał, podchodząc do niej. W tej samej chwili, dziewczyna upuściła drewniany kawałek i jeszcze bardziej się rozpłakała. Charlie opiekuńczo ją objął.
-Wszystko będzie dobrze.- pocieszał ją.- Powiedz co się stało.
-Jutro. Teraz jestem wykończona.
-Zostać tutaj z tobą?
-Nie. Chcę być sama.- odpowiedziała, po czym podeszła do okna i zrzuciła długą, czerwoną zasłonę. Charlie przypatrywał się jej z niepokojem.
-Pomożesz mi przymocować to?
-Jasne.
Maggie poszła po krzesło i przyprowadziła je do salonu. Stanęła na nim, po czym razem z Charliem przymocowali zasłonę.
-Nie boisz się być sama?- spytał z troską.
-Nie.- odparła.- Jutro się spotkamy, dobrze?
-Jasne. Jutro naprawię ci drzwi. Zrobiłbym to dzisiaj, lecz niestety nie wziąłem ze sobą narzędzi, a Mark nie ma akurat tych, których potrzebuję.
-Dzięki.
Po tych słowach, dziewczyna poszła do łazienkii, by wziąść prysznic, a Charlie wyszedł. Trochę bał się zostawiać ją tutaj samą. Ona jednak sprawiała wrażenie, że wie co robi. Maggie zdjęła opatrunki i weszła pod prysznic. Rana nie wyglądała już tak strasznie, lecz była pewna, że zostanie blizna. To znamię zawsze będzie jej przypominało o Brandonie. Była ciekawa co jeszcze zamierza wykombinować. Po krótkiej kąpieli, owinęła się ręcznikiem i zaczęła zmywać kremem pozostałości po rozmazanym makijażu. Opornie jej to szło, lecz po kilku minutach, udało się. Następnie nałożyła sobie nowy opatrunek i przebrała się w piżamę. Wcześniej, okłamywała Charliego. Teraz cholernie się bała. Z dworu dobiegały tajemnicze hałasy. Serce biło jej szybciej nawet wtedy, gdy wiatr zawiał trochę głośniej. Postanowiła się uzbroić. Podeszła do uporządkowanej już bibloteczki i wyjęła trzecią książkę od lewej. W tej samej chwili pokazały się tajemnicze drzwi. Delikatnie je otworzyła i oparła drzwi krzesłem, by znowu się nie zatrzasnąć. Ze środka wyjęłała strzelbę i amunicję. Nie umiała się tym posługiwać, lecz z bronią u boku była bezpieczniejsza. Umiała jedynie naładować strzelbę. Gdy to zrobiła, to poszła do swojego pokoju, po drodze zamykając drzwi. Położyła się do łóżka z bronią u boku. Sądziła, że tej nocy nie zaśnie, lecz już po kilku minutach, pogrążyła się w głębokim śnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz