niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 8

Minęły długie godziny zanim Maggie mogła odwiedzić wuja.Okazało się, że podczas operacji nastąpiły komplikacje ;krwotok wewnętrzny. Na szczęście lekarze opanowali sytuację, lecz Mark pozostał w śpiączce. Dziewczyna wolno weszła do białej, dusznej sali. Ciszę zakłócało tylko pikanie maszyny do której był podłączony mężczyzna. Maggie trochę się przestraszyła widząc go przypiętego do tych wszystkich rurek.Wyglądało to strasznie. Przypatrując się z niepokojem usiadła na krześle obok łóżka. Po tym wypadku uświadomiła sobie, że Mark to jej jedyna rodzina i jeśli umrze to będzie musiała pójść do domu dziecka. Postanowiła jednak o tym nie myśleć. Z samego rana, gdy tylko lekarze ją wypisali, wybrała się do biblioteki po książki o nadnaturalnych stworzeniach. Maggie w końcu sobie przypomniała sobie z jakiego powodu się kłócili. Mark sądził, że Ryan, ojciec swojej bratanicy, żyje. Dziewczyna nie wiedziała co o tym myśleć. Ta cała teoria o tym, że jej tata jest wilkołakiem była niedorzeczna. Nie mogła jednak siedzieć tak bezczynnie.Chciała się czegoś dowiedzieć. Patrzyła jeszcze chwilę na niego z nadzieją, że może się obudzi, ale to wszystko było tylko skrytym marzeniem.Maggie postanowiła najpierw poczytać o wilkołakach. Pisało tam, że przemieniają się podczas pełni i, że żywią się ludzkim mięsem, a ugryzienie powoduje transformację. Były to informacje jakich mogła się dowiedzieć z filmów i legend. Nie było tu niczego w co można by było uwierzyć. Z wampirami było podobnie. Przez chwilę przebiegło jej przez myśl, że wuja będzie miał bardziej przydatne informacje w domu. Potrzebowała jednak mnóstwo czasu, żeby coś znaleźć w tym bałaganie, więc postanowiła załatwić to po pracy. Gdy tak siedziała i czytała z uwagą te książki nie zauważyła, że w drzwiach ktoś stał i się przyglądał. Był to Brandon. Miał nieodgadnięty wyraz twarzy; nie był ani zły, ani szczęśliwy. Stał tam całkiem nieruchomo, nie dając żadnego znaku swojej obecności. W pewnym momencie dziewczyna poczuła czyjś wzrok na sobie. Szybko się odwróciła, lecz w drzwiach już nikt nie stał. Chcąc się upewnić, wyszła na korytarz, nie było tam jednak żywej duszy. Brandon w tym czasie ukrył się za drzwiami. Dziewczyna przesiedziała u wuja jeszcze dwie godziny. Potem musiała już iść do pracy.
***
Ku jej zdziwieniu, w kawiarni zastała Joe'ego. Ubrany był w elegancką, czerwoną koszulę i czarną marynarkę. Obsługiwał właśnie ekspres do kawy. Miał nietęgą minę. Na jej widok rozchmurzył się i powiedział :
-Witaj. Nie sądziłem, że przyjdziesz do pracy po tym co się stało.
-Muszę czymś zabić czas.- odparła, wchodząc za ladę, gdzie zostawiła torebkę i zdjęła kurtkę.
-Jak się czujesz?-spytał czule.
-W porządku.-odpowiedziała machinalnie Maggie.
-A co z Markiem?-nadal drążył temat, cały czas będąc skupionym na maszynie do kawy.
-Jest w śpiączce. Stan jest stabilny. Pozostaje tylko czekać.- po tych słowach ubrała pracowniczy fartuszek i wzięła się do roboty. Podobnie jak poprzednio, przyszło dużo ludzi.Maggie zajęła miejsce za ladą, natomiast Joe gdzieś zniknął. Około godziny piątej przyszła Annie.
-Cześć, jak się czujesz?- spytała dziewczyna gdy tylko dostrzegła Maggie. Objęła ją przyjacielsko.
-W porządku. Nic mi nie jest.- odpowiedziała, po czym dodała- A co z tobą?
Po tych słowach Annie wypuściła ją z objęć i odpowiedziała sucho "dzięki, już dobrze". Maggie nie rozumiała jej zachowania. Raz była uśmiechnięta, przyjazna, a czasami zimna jak lód.
-Dzisiaj przyszłam wcześniej, możesz już iść- powiedziała Annie.
-Na pewno, nie chcesz pomocy?
-Na pewno.
Dziewczyna postanowiła teraz pójść do domu, żeby poszukać jakiś informacji, jednak trochę bała się tam sama wracać.
-Hej, Joe!- zawołała mężczyznę.
-O co chodzi?
-Głupio mi pytać, ale czy mógłbyś mnie podwieźć do domu? Nie chcę tam iść sama.
-No jasne. Mój samochód stoi tam.- Joe wskazał drzwi od zaplecza.Na parkingu stało czarne porsche. Maggie nie musiała długo czekać na szefa.W błyskawicznym tempie znalazł się w aucie. Samochód pachniał nowością. Wyglądał jakby nie był nigdy używany. Widząc po tym jak szybko zmieniał się krajobraz za oknem, jechali bardzo szybko. W dosłownie kilka minut znaleźli się przed domem.
-Wielkie dzięki.- powiedziała dziewczyna z ulgą.
-Nie ma sprawy. Odprowadzę cię, jeśli chcesz.- Joe jednak nie czekał na odpowiedź i po chwili już szli ramię w ramię w stronę domu.
-Nie boisz się być tutaj sama?- spytał Joe.
-Nie.-skłamała. Mężczyzna uśmiechnął się wiedząc, że ona kłamie. Maggie od kluczyła drzwi i weszła do środka. Joe bez zaproszenia także wszedł.
-Jestem ci wdzięczna, ale już sobie poradzę- powiedziała stanowczo odgradzając mu drogę do reszty domu. Joe uniósł ręce w przepraszającym geście.-Chciałem dobrze. Pomóc ci jeszcze w czymś?
-Nie sądzę. Powinieneś już iść.
-Dobrze. Życzę dobrej nocy.- powiedział lekko urażony i wyszedł. W rzeczywistości postanowił zobaczyć co zamierza zrobić Maggie. Stanął więc pod jednym z okien i obserwował. Dziewczyna w tym czasie szukała i szukała, aż znalazła coś w rodzaju dziennika. Był bardzo gruby, wypełniony po brzegi dopiskami. Maggie wiedziała, że to złe, ale dla ich dobra musiała się czegoś dowiedzieć. Przewertowała dziennik do daty 24 kwietnia 2001 roku; była to data kiedy, według wuja, Ryan zmienił się w potwora.

24 kwietnia 2001
" To był najgorszy dzień w moim życiu. Nic tego nie zapowiadało. Postanowiłem wyjść z Robertem i Stefanem na polowanie. Dzięki temu się wyładowywałem. W tym mieście tylko to mogłem zrobić, nie można nam było zabijać wampirów. Rick wbił kołek w jednego z tych mieszańców i bardzo źle się to dla niego skończyło. Lecz gdy oglądałem ich na co dzień, chciałem zaryzykować. Na szczęście zawsze w porę się powstrzymywałem. Powracając do dzisiejszego dnia: rozmawialiśmy i śmialiśmy się, gdy nagle usłyszeliśmy krzyk. Od razu pobiegliśmy szykując drewniane kołki, gotowi pomóc. Na polance stał ten potwór, Brandon, jego ojciec i kumple, Carter i Jack.Brandon z nich wszystkich był najbardziej brutalny. Jednak tym razem nie zwracałem na niego uwagi, coś innego przykuło ją przykuło. Na polanie stała olbrzymia klatka, a w niej czarny wilkołak i mój brat. Odjęło mi mowę, nie mogłem uwierzyć, że Brandon mógł się posunąć tak daleko. Dla Ryana było już za późno. Wilkołak zdążył go ugryźć. Już trwała przemiana. Tym razem nie mogłem się powstrzymać. Chwyciłem za kołek i z szybkością światła wbiłem go w pierwszego lepszego wampira. Trafiło na Marcusa- ojca Brandona. W jednej chwili wampir przewrócił mnie i wgryzł się w moją szyję. Bolało niemiłosiernie, myślałem, że umieram, ale pomyślałem sobie, że było warto. Obudziłem się w szpitalu kilka dni później. Uratowało mnie to, że przed pójściem na polowanie wypiłem trochę wody święconej, w razie czego. Jednak ciągle myślę o Ryanie, co się z nim stało. Bałem się także o Maggie, przecież przy byle kłótni, mógłby jej coś zrobić."

Dziewczyna po przeczytaniu tego wpisu nie była już całkowicie taka pewna czy wuj był szalony. Nie wymyśliłby przecież czegoś takiego. Przewróciła jeszcze kilka kartek dziennika. Po bokach były dopiski o różnych informacjach na temat świętych przedmiotów, wampirów, wilkołaków i czarownic. Maggie miała już dość tego co przeczytała. Musiała to przemyśleć. Postanowiła, że z samego rana weźmie ten dziennik i będzie go czytać w szpitalu. Jeśli to wszystko prawda, to oznacza, że Brandon jest bardzo niebezpieczny.
                                                                                                      C.D. nastąpi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz